niedziela, 30 grudnia 2012

Rozdział 4.


Kolejnego dnia postanowiłam spotkać się z Kamilem. Zadzwoniłam do niego i umówiliśmy się na 12 w parku. O 11.30 przebrałam się w krótkie spodenki i luźny beżowy top. Wybiegłam z domu i ruszyłam w stronę pobliskiego parku. Kamil już na mnie czekał. Siedział na ''naszej ławeczce'' - mówiliśmy tak na nią w dzieciństwie. Podbiegłam do niego i mocno go przytuliłam.

- Ale się zmieniłeś - powiedziałam, oglądając go od stóp do głów.

Wyglądał o wiele inaczej niż ponad dwa lata temu. Wyprzystojniał, lekko zapuścił swoje blond włosy i zdecydowanie wyrósł - był teraz ode mnie o wiele wyższy.

- Za to ty niewiele - zauważył - Może trochę zmalałaś - zaśmiał się.

Poszliśmy się przejść. Musieliśmy opowiedzieć sobie wszystko. Nigdy nie mieliśmy przed sobą tajemnic. Jednak sprawę z Bartkiem wolałam pominąć. Po dwugodzinnym spacerze poszliśmy do pizzerii. Usiedliśmy przy stoliku i zamówiliśmy pizze. W tym momencie zobaczyłam, jak do pomieszczenia wchodzą Zbyszek oraz Krzysiek z żoną. Zdążyłam tylko się z nim przywitać, bo zaraz napadła ich grupa ludzi prosząc o wspólne zdjęcia i autografy.

- Widzę, że dzięki tej swojej pracy masz niezłe znajomości - zaśmiał się Kamil.

Uśmiechnęłam się tylko. Po kilkunastu minutach w końcu fani dali spokój siatkarzom i ci mogli zająć miejsca. Usiedli niedaleko nas. Zapoznałam ich z Kamilem, a Igła zapoznał mnie ze swoją żoną. Po chwili przynieśli nam pizze więc usiedliśmy przy swoim stoliku. Byliśmy w wyśmienitym humorze i prawie bez przerwy się śmialiśmy. I właśnie za to uwielbiałam Kamila - za to, że mogłam się przy nim wyluzować i poczuć się na prawdę dobrze.

Siedziałam tak, że miałam przed sobą stolik, przy którym siedzieli siatkarze. Zauważyłam, ze Zbyszek co jakiś czas się mi przygląda. Po upływie godziny wyszliśmy z pizzerii.

***

Bartek leżał na kanapie oglądając telewizje. Po chwili usłyszał dzwonek do drzwi.

- Otwarte! - krzyknął.

Do mieszkania wparował Zbyszek.

- Siema stary. A ty co się tak wylegujesz?

- Siema. Czasem trzeba się zrelaksować - odpowiedział z uśmiechem, przenosząc się z pozycji leżącej do siedzącej.

- Mamy piwo?

- W lodówce.

Zibi poszedł do kuchni i po chwili wrócił z dwiema puszkami piwa. Podał jedną Bartkowi i rozsiadł się w fotelu.

- Byłem przed chwilą z Igłą w pizzerii i widziałem Magdę.

- Tak?

- Była z jakimś kolesiem.

Bartek zachłysnął się piwem. Kiedy mu przeszło zapytał:

- I po co mi to mówisz?

- Powinieneś zacząć się martwić.

- Ja? Dlaczego?

- Stary, przecież widzę jak na nią patrzysz. Podoba ci się. Przede mną tego nie ukryjesz.

Bartek uśmiechnął się.

- No dobra. A może wcale nie są razem?

- Widać było, że świetnie się ze sobą bawią. Jeżeli nie są parą, to na pewno wkrótce będą.

Bartek spochmurniał.

***

Wyciągnęłam telefon z kieszeni i zerknęłam na godzinę - 18.12.

- Ale się zasiedziałam - krzyknęłam - mówiłam tacie, że wrócę przed 18.00.

- Odprowadzę cię - zaproponował Kamil.

Zgodziłam się. Wstaliśmy z trawy i ruszyliśmy w drogę powrotną. Kiedy byliśmy już na osiedlu, Kamil mocno mnie przytulił.

- Cieszę się, że w końcu cię widzę. Te dwa lata były dla mnie udręką. Na prawdę tęskniłem - powiedział i wtulił swoją twarz w moje włosy.

- Też tęskniłam - odpowiedziałam wzruszona.

Staliśmy tak wtuleni w siebie jeszcze parę minut.

- Musze już iść. Tata będzie się martwił - powiedziałam odrywając się - Trzymaj się.

- Uważaj na siebie - powiedział Kamil.

Odwróciłam się i odeszłam.

***

Jeszcze długo stał i patrzył w stronę, w którą odeszła. W końcu pozbierał się i zmusił do powrotu. Już dawno uświadomił sobie, że coś do niej czuje - jakiś miesiąc przed odjazdem do Włoch.
Teraz jest jeszcze ładniejsza niż wtedy. Szkoda, że ona traktuje go jak brata. Wolałby, żeby to było coś więcej.

***

Weszłam do domu w wyśmienitym humorze.

- Cześć tatku. Przepraszam, że się spóźniłam - powiedziałam całując go w policzek. - Mam nadzieje, że się nie martwiłeś.

- Nic się nie stało. Jak jesteś z Kamilem to mam zapewnienie, że nic ci się nie stanie.

- Widzę, że mu ufasz - uśmiechnęłam się.

- To dobry chłopak.

- Wiem.

Nalałam sobie soku i wróciłam do pokoju. Włączyłam laptop i odpaliłam pocztę  Na ekranie pojawiło się - 22 wiadomości nieodebrane - wszystkie od Natalii.

sobota, 29 grudnia 2012

Rozdział 3.

- Gdzie idziemy? - zapytał Bartek doganiając mnie.

- Chodźmy do fontanny - zaproponowałam.

- Okej.

Dalej szliśmy w milczeniu. Starałam się wymyślić jakiś ciekawy temat, aby przerwać tę niezręczną ciszę.

- Wy zawsze atakujecie na siebie z taką siłą? - zapytałam.

- Zazwyczaj tak, ale dla nas to normalne - zaśmiał się Bartek.

- Matko.

- Dlaczego wbiegłaś pod tą piłkę?

- Chciałam pokazać, że jestem dobra. Trochę mi nie wyszło - wymamrotałam. - A co nie wolno?

- I tak ci dobrze szło.

- Taa...

Po kilkunastu minutach dotarliśmy na miejsce. Podbiegłam do fontanny i usiadłam. Obmyłam twarz wodą - takie ochłodzenie dobrze mi zrobiło. Po chwili poczułam na sobie zimny strumień. To Bartek ochlapał mnie wodą.

- Ej!

- Tylko pomogłem ci się ochłodzić - zaśmiał się.

- Ja ci tu zaraz dam ochłodzenie! - krzyknęłam i zakryłam strumień palcami tak, żeby poleciał wprost na siatkarza.

- Tak za mną pogrywasz? - powiedział, wciąż się śmiejąc. Podbiegł do mnie i przerzucił sobie przez ramie. - No to czas na kąpiel - zachichotał.

- Nie! - zaczęłam okładać go pięściami i wierzgać z całych sił.

- No nie wiem, nie wiem - powiedział, udając zamyślonego - Pod warunkiem, że dasz się zaprosić na lody.

- No dobra, tylko mnie puść - powiedziałam, poddając się.

Bartek ostrożnie posadził mnie z powrotem.

- Wariat - zaśmiałam się i szturchnęłam go w ramie.

Porozmawialiśmy jeszcze chwile i poszliśmy do lodziarni. Bartek zamówił dla nas po pucharku lodów i zajęliśmy wolny stolik.

- Mogę się o coś ciebie zapytać? - zapytał nieśmiało.

- Pytaj.

- No wiesz... Co się stało z twoją mamą?

Westchnęłam.

- Jak nie chcesz, to nie odpowiadaj. Zrozumiem.

- Nie, to nie tak. To nie jest żadna tajemnica - zginęła w wypadku, kiedy miałam 4 lata, od tamtej pory wychowywał mnie mój tata - odpowiedziałam.

- Ach tak. Przykro mi.

W tym czasie kelnerka przyniosła nam lody. Trzepotała rzęsami i kierowała zalotne uśmieszki w stronę Bartka. Kiedy odeszła, wybuchliśmy gromkim śmiechem.

- Chyba się jej spodobałeś - powiedziałam, próbując lodów. Były przepyszne.

- Ja się każdej podobam - zaśmiał się. - Która by nie chciała takiego faceta jak ja? - przejechał ręką po włosach i zatrzepotał rzęsami, udając kelnerkę.

W jego wykonaniu wyglądało to przekomicznie. Po chwili oboje nie mogliśmy powstrzymać się od śmiechu.

Po zjedzeniu lodów, udaliśmy się w drogę powrotną. Rozmawialiśmy przeważnie o siatkówce, a dokładniej o kolegach Bartka z drużyny. Dużo się dowiedziałam o naszych kochanych siatkarzach. Potem opowiedziałam mu o Natalii.

- Musisz ją do nas przyprowadzić. Piotrek byłby zachwycony - zaśmiał się.

- Niestety, ona ma chłopaka - oznajmiłam.

- A to nie. Ale i tak ją przyprowadź. A ty masz?

- Co mam? - zapytałam zdezorientowana.

- No, czy masz chłopaka?

- Obecnie nie - uśmiechnęłam się.

W końcu byliśmy już pod moim blokiem. Staliśmy jeszcze przez chwilę, nie bardzo chcąc się rozstać. W pewnej chwili rozległ się dźwięk dzwonka telefonu Bartka. Sięgnął do kieszeni i odebrał.

- Tak? Będę za niecałe pół godziny. Jeszcze z Magdą. No. Trzymaj się.

- Kto dzwonił? - zapytałam.

- Zbyszek. Muszę wracać na trening.

- To ja już pójdę  Na razie - powiedziałam i odwróciłam się chcąc wejść do klatki.

Bartek jednak chwycił mnie za rękę i pociągnął z powrotem i mocno przytulił. Odwzajemniłam uścisk. Kiedy Bartek już mnie puścił przybliżyłam się i pocałowałam go w policzek.

- Idź już na ten trening. Spóźnisz się - powiedziałam.

Bartek tylko się uśmiechnął, pożegnał się i wsiadł do samochodu. Obróciłam się na pięcie i weszłam do klatki, później po schodach na drugie piętro i do mieszkania. Taty jeszcze nie było. Poszłam do łazienki i trochę się odświeżyłam. Następnie poszłam do kuchni i zabrałam się za przygotowanie obiadu. Chciałam zrobić Spaghetti. Zrobiłam sos i zaczęłam gotować makaron. W tym momencie usłyszałam odgłos otwieranych drzwi.

- Kto tam? - zapytałam.

- To ja - usłyszałam głos taty - Gdzie jesteś?

- W kuchni.

- Ładnie pachnie - zauważył Robert wchodząc do pomieszczenia.

- Siadaj. Zaraz podam - powiedziałam, odcedzając makaron.

- Spotkałam dzisiaj Panią Lisowską. Podobno Kamil ma przyjechać dzisiaj wieczorem, już na stałe.

- To fantastycznie. Bardzo się za nim stęskniłam - ucieszyłam się.

Kamil to mój przyjaciel od najmłodszych lat. Miał 22 lata. Był ode mnie o 3 starszy. Dwa lata temu wyjechał do Włoch. Nie widziałam go od tamtej pory. Był dla mnie jak brat, którego niestety nie miałam.

Usiedliśmy do stołu i zjedliśmy przygotowany przeze mnie obiad.

- Jak tam w nowej pracy? - zapytał Robert.

- Super. Pan Marek jest na prawdę miłym facetem, a chłopaki z drużyny są ekstra - powiedziałam uśmiechając się.

Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Podeszłam i otworzyłam je. Za drzwiami stała uśmiechnięta od ucha do ucha Natalia.

- Cześć. Mogę? - zapytała.

- Wchodź - powiedziałam, zapraszając ją do środka. - Natalia przyszła! - krzyknęłam do taty.

Przeszłyśmy do pokoju. Natalia od razu usiadła na czerwonej pufie - jej ulubionym miejscu. Ja usiadłam na łóżku.

- No opowiadaj jak tam w robocie.

- Bartek powiedział, żebym...

- Kurek? - zapiszczała Natalia.

- Tak, Kurek. Powiedział, żebym cię przyprowadziła. Myślałam, że byłaś tam już nie raz. W końcu twój brat tam pracował.

- Paweł nigdy nie chciał mnie zabrać do pracy. Mówił, że zrobię mu siarę  i że wszyscy będą uważali, że ma siostrę wariatkę...

Zaśmiałam się.

- Jest w tym trochę prawdy - zachichotałam - Może ja cię też nie będę zabierać.

Natalia złożyła ręce jak do modlitwy.

- Proszę, proszę, proszę. Jesteś moją przyjaciółką, masz obowiązek mnie tam zabrać.

- No dobrze. Tylko masz tam nie wariować - zaśmiałam się.

- Dzięki, dzięki, dzięki - krzyknęła i rzuciła się na mnie. Łóżko jednak było za małe, więc obie wylądowałyśmy na podłodze. Zepchnęłam ją z siebie, śmiejąc się.

- Słyszałaś, że Kamil przyjeżdża? - zmieniłam temat nadal leżąc na podłodze.

- Słyszałam. Super nie? Podobno bardzo się zmienił.

- Już się nie mogę doczekać, kiedy go zobaczę,

Pogadałyśmy jeszcze kilkanaście minut i Natalia musiała już iść. Odprowadziłam ją do drzwi.

- To do piątku - przypomniała mi.

- Do piątku - uśmiechnęłam się.

- Tylko o mnie nie zapomnij. Potem nie dam ci spokoju - zaśmiała się i wyszła.

_________________________________________________________________________

Jeżeli czytacie, to miło by było, gdybyście zostawiali po sobie jakiś ślad w postaci komentarza. Wiedziałabym wtedy, że mam dla kogo pisać :)

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Rozdział 2.


Następnego dnia obudziłam się o 8.30. Do pracy miałam na 10.00, z czego byłam bardzo zadowolona. Zdecydowanie byłam typem śpiocha. Przeciągnęłam się i po 10 minutach w końcu zmusiłam się do podniesienia moich czterech liter z łóżka. Ubrałam się i poszłam do kuchni. Robert - mój tata, wyszedł już do pracy - był policjantem. Śniadanie, w pełni przygotowane, czekało na mnie na stole. Podziękowałam tacie i zabrałam się za jedzenie naleśników. Tata nie był wybitnym kucharzem, ale naleśniki wyszły mu całkiem dobre. Następnie poszłam do łazienki. Po 25 minutach byłam już w pełni gotowa. Nie chciałam przychodzić za wcześnie do pracy, więc położyłam się jeszcze na kanapie i włączyłam pogodę. Dzisiejszy dzień również miał być wyjątkowo upalny - tak jak cały poprzedni tydzień. Nagle rozległ się dzwonek. Kto to może być o tej porze? Wyłączyłam telewizor i podeszłam otwierać drzwi. Moim oczom ukazał się Bartek.

- Dzień dobry - przywitał się uśmiechnięty od ucha do ucha.

Czułam się nieswojo kiedy on obok mnie stał. Nie dość, że byłam najniższa wśród swoich znajomych, bo miałam zaledwie 168 cm wzrostu, przy nim czułam się zupełnie mała.

- Co ty tutaj robisz? - zapytałam lekko zaskoczona.

- Jadę na trening, więc pomyślałem, czy cię nie podwieźć, no i jestem.

- Skąd w ogóle taki pomysł? Przecież to ci pewnie w ogóle nie po drodze było.

- Oj tam - uśmiechnął się. - To jak? Jedziesz?

- No okej. Poczekaj chwile - powiedziałam i zaprosiłam go gestem do środka.

Co to w ogóle ma być? Znam go dopiero od niecałych 3 dni, a ten już przychodzi do mojego domu i proponuje mi podwózkę. No, ale przecież mu nie odmówię - uśmiechnęłam się do swoich myśli

Pobiegłam do pokoju i spakowałam dresowe, krótkie spodenki i żółto czarny T-shirt - wiedziałam co mnie dzisiaj czeka. Chwyciłam torbę i wróciłam do Bartka, który podziwiał obraz na ścianie.

- Widzę, że mój autograf na honorowym miejscu - zaśmiał się.

- A jakżeby inaczej - uśmiechnęłam się.

- Gotowa?

- Tak. Idziemy - wzięłam klucze i wyszliśmy z Bartkiem z domu.

Zamknęłam drzwi i ruszyliśmy do samochodu.

- Przygotowana na mecz? - zapytał Bartek, kiedy staliśmy na światłach.

- Czy to na prawdę konieczne? Nie mam na to ochoty.

- Oczywiście, że tak. Chcesz podważyć naszą tradycje?

- Nie śmiałabym - zaśmiałam się.

- Właśnie.

Ruszyliśmy, gdy światło zmieniło się na zielone. Z Tomaszowa do Spały było bardzo blisko. Po ok 10 min

Bartek zaparkował samochód na parkingu przed COS. Przed wejściem natknęliśmy się na Krzyśka, który na mój widok włączył kamerę.

- A to jest nasza nowa koleżanka. Dzisiaj czeka ją wyzwanie - zagra z nami w siatkówkę. Jak się czujesz przed takim wielkim wydarzeniem?

Nie odpowiadałam.

- Aż zaniemówiła z wrażenia - zaśmiał się. - Zobaczcie państwo, ten strach wymalowany na twarzy.

- Daj jej spokój, Igła - odezwał się Bartek.

- Niestety, wujek Bartek karze mi już kończyć, więc już się pożegnamy z naszą koleżanką Magdą - Krzysiek jeszcze zrobił na mnie zbliżenie i wyłączył kamerę.

- Idźcie na trening, a ja jeszcze skocze do pana Marka - powiedziałam - A ty do cholery, czy musisz wszystko nagrywać?

- Muszę - powiedział, widocznie zirytowany.

- Okej idź już, ale jeśli nie przyjdziesz to ściągniemy cię siłą - zaśmiał się Bartek.

Uśmiechnęłam się tylko i ruszyłam w stronę pokoju nr. 36. Zapukałam i otworzyłam drzwi.

- Dzień dobry.

- Dzień dobry Madziu. Tak wcześnie?

- Tak wyszło.

- Chłopaki dali ci już popalić? - zapytał.

- Nie jeszcze nie - zaśmiałam się. - To jeszcze przede mną.

- No to leć do nich. Widzimy się za półtorej godziny.

Zdziwiłam się trochę, że pan Marek nie każe mi nic robić i daje mi półtorej godziny wolne, żebym pograła w siatkę. Skinęłam tylko głową i wyszłam. Kiedy byłam już na korytarzu jęknęłam. Już myślałam, że uda mi się wywinąć ilością pracy. Niestety myliłam się. Powoli udałam się w stronę Hali. Otworzyłam drzwi i weszłam. Na boisku trenował tylko Bartek i Krzysiek. Bartek zagrywał, a Igła starał się odbierać. Moc, z jaką Kurek serwował na swojego kolegę, przeraziła mnie.

- Patrz. Magda przyszła. - krzyknął Krzysiek.

- Jednak jesteś - zauważył Bartek.

- Pan Marek dał mi półtorej godziny wolnego - powiedziałam.

- Dziwne... - Bartek wywrócił oczami, a Igła zaśmiał się.

- Maczaliście w tym palce? - zapytałam.

- Tak trochę - uśmiechnął się. Szturchnęłam go w bok.

- Gdzie reszta?

- Jeszcze się przebierają - odpowiedział Bartek.

- A gdzie ja mam się przebrać?

- No jak to gdzie? W szatni.

- Ale że męskiej? - zapytałam wzburzona.

- Inne są niestety zamknięte, ale jak chcesz to możesz się przebrać tu na środku boiska - zachichotał.

- Nie, na to to ja się nie zgadzam - powiedziałam i założyłam ręce na piersiach.

Bartek znowu się zaśmiał, szybkim krokiem podszedł do mnie i przerzucił sobie przez ramię.

- Protestuje - krzyknęłam i zaczęłam okładać do pięściami po plecach.

Nic to jednak nie poskutkowało i po chwili stałam już na środku męskiej szatni w otoczeniu półnagich siatkarzy. Wszyscy wybuchli ogromnym śmiechem. Pokazałam im język i usiadłam na ławce.

- Macie stąd wszyscy wyjść inaczej się nie ruszę - powiedziałam stanowczo.

- Dobra już idziemy - oznajmili. Kiedy skończyli się przebierać wyszli z szatni.

- I nie podglądać! - krzyknęłam za nimi.

Wyjęłam z torby ubrania i szybko się przebrałam w obawie, że mogą jednak tu wrócić. Związałam włosy i wyszłam na boisko.

- Fajne kolorki - krzyknął Winiarski z końca sali widząc moją żółto czarną bluzkę.

- Dzięki - odkrzyknęłam.
-
 Skra rządzi! - wrzasnął Bartek.

Zaśmiałam się. Chłopaki już się podzielili, a ja dołączyłam do drużyny Bartka.Jedynie Kubiak siedział na ławce, przyglądając się tylko. Najwidoczniej miał jakąś kontuzję.

- Ale wiedzcie, że będziecie odpowiedzialni za moją śmierć! - krzyknęłam naprawdę przerażona.

Wszyscy wybuchnęli śmiechem.

- Postaramy się być delikatni - zaśmiał się Winiarski, który grał w przeciwnej drużynie.

- Jego się najbardziej boje - powiedziałam wskazując palcem za siatkę, na Zbyszka Bartmana.

Zbyszek uśmiechnął się tylko i rozpoczął serwując. Igła odebrał i przy okazji przebił na drugą stronę.

Winiarski wykorzystał okazje i zaatakował. Pierwszy punkt dla nich. Drugi zdobyliśmy my, a po chwili prowadziliśmy już 4 do 2. Bartek starał się mnie bronić przed wrogimi atakami i byłam mu za to szczerze wdzięczna. Po 20 min, było już 16 do 15, dla przeciwnej drużyny. Byłam wykończona, chociaż zdobyłam tylko 1 punkt. Chciałam im jednak pokazać, że jestem twarda więc wzięłam się w garść. Kiedy piłka została wystawiona na Bartmana, a ten skierował ją w stroną stojącego obok mnie Bartka, szybo wyskoczyłam przed niego i ustawiłam się do odbioru piłki. Niestety po chwili widziałam już tylko pustkę.

Poczułam na sobie lodowaty strumień. Ocknęłam się.

- Zwariowałeś?! - usłyszałam Bartka.

- Przynajmniej się obudziła - usłyszałam znajomy głos Krzyśka.

- O co chodzi? - wymamrotałam.

- Nieźle oberwałaś od Bartmana - wytłumaczył Igła.

Zaczęłam w końcu kojarzyć fakty. Przy pomocy Bartka podniosłam się i usiadłam na ławce w szatni. Byłam przemoczona.

- Oblałeś mnie prysznicem? - zapytałam zirytowana.

- Nie chciałaś się obudzić - powiedział Igła.

- To i tak było głupie. Co ty sobie wyobrażasz? - krzyknęłam i podniosłam się aby się odpłacić Krzyśkowi.

Niestety zakręciło mi się w głowie i z powrotem usiadłam na ławce. W tym momencie do szatni wszedł Zbyszek.

- Magda, wszystko gra? - zapytał i podbiegł do mnie.

- Tak - odparłam niezgodnie z prawdą.

- Przepraszam cię, ale to było na Kurka - wytłumaczył się.

- Nic się nie stało, to była moja wina.

- Na pewno nie chcesz jechać do lekarza? - zapytał się z troską Bartek.

- Nie chce. Nic mi nie jest.

- Odwieść cię do domu?

Skinęłam głową.

- Ale na początku muszę się przebrać jestem cała mokra.

- Wszyscy wypad! - krzyknął Bartek.

Siatkarze posłusznie opuścili szatnie.

- A ty?

- Ktoś tu musi być, jakbyś znowu zemdlała.

- Dobra, ale się odwróć - nie miałam siły się z nim kłócić.

Bartek stanął tyłem, a ja zaczęłam pospiesznie się przebierać.

- Już?

- Już.

- No to idziemy.

- Nie.

- Czemu? - zapytał zdziwiony.

- Przecież ja mam prace - przypomniałam sobie.

- Już to załatwiłem - powiedział, uśmiechając się.

Wyszliśmy z budynku, wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę domu.
- Znamy się dopiero 3 dni, a już dwa razy zostajesz przeze mnie pokrzywdzona - powiedział Bartek włączając radio.

Leciała piosenka ACDC.

- Tylko, że te dwa razy to była tylko i wyłącznie moja wina.

- Ale gdyby nie ja, to by się nie wydarzyło.

Uśmiechnęłam się i zaczęłam nucić piosenkę.

Po 15 minutach byliśmy już na miejscu.

- Chyba pójdę się przejść - powiedziałam nagle.

- Zwariowałaś? - powiedział z irytacją Bartek.

- Już się dobrze czuje. Jest taka piękna pogoda, a ja potrzebuje dotlenienia - stanowczo stawiałam na swoim.

- To ja idę z tobą - wypalił Bartek.

- No to chodź - powiedziałam i wysiadłam z auta.

niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział 1.


Budzik zadzwonił o 7.30. Niechętni usiadłam na łóżku i sięgnęłam po telefon. 8 połączeń nieodebranych od Natalii - mojej najlepszej przyjaciółki. Postanowiłam oddzwonić po śniadaniu.

Wstałam i podeszłam do szafy. Ubrałam się w krótkie, dżinsowe spodenki i różową bokserkę. Poszłam do kuchni i zabrałam się za robienie kanapek i kawy. Zjadłam swoją porcję i skierowałam się do łazienki. Po drodze, na obrazku wiszącym niedaleko łazienki, zobaczyłam wsadzoną w ramkę kartkę z autografem Bartka Kurka. Uśmiechnęłam się na same wspomnienie wczorajszego dnia i w tym samym czasie, zobaczyłam zaspanego tatę wychodzącego z pokoju.

- Śniadanie masz na stole - rzuciłam i zniknęłam za drzwiami łazienki.

Umyłam się, swoje długie brązowe włosy związałam w kucyk, delikatnie pomalowałam oczy tuszem i nałożyłam na usta błyszczyk. Wróciłam do pokoju i przypomniałam sobie o Natalii. Złapałam za telefon, na którym wyświetliło się - 4 połączenia nieodebrane. Czego ona może chcieć? Wybrałam numer i wdusiłam zieloną słuchawkę. Po chwili odezwał się zezłoszczony głos Natalii.

- No ile ja mogę do ciebie dzwonić?

- Przepraszam. Spałam.

- Mam do ciebie sprawę - zaczęła Natalia.

- No?

- Paweł mnie poprosił, żebym cię zapytała, ale jak nie będziesz chciała, to nie ma sprawy.

Paweł był starszym, 23 - letnim bratem Natalii.

- Przejdź już do rzeczy - pospieszyłam ją.

- No więc. Paweł dostał propozycję pracy w Niemczech.

- To świetnie - ucieszyłam się.

- I chciałby wyjechać jak najszybciej. Niestety do końca wakacji musi pracować w COS-ie. No chyba,
żeby znalazł kogoś na zastępstwo. Zastanawia się, czy może ty byś nie chciała do zastąpić. Bardzo mu zależy na tej pracy w Niemczech. Proszę, zastanów się.

- A ty nie możesz?

- Przecież ja mam praktyki fryzjerskie, a ty mi mówiłaś, że już dawno chciałaś zmienić pracę.

- No nie wiem...

- I ty się jeszcze zastanawiasz? Kobieto, to jest praca u boku naszych siatkarzy! Podobno całkiem dobrze płacą, jak na 3 dni w tygodniu.

- Zastanowię się.

- Aha, czyli się zgadzasz.

- Ja wcale...

- Paweł będzie ci wdzięczny. Szczegóły dostaniesz na maila. To do zobaczenia - rozłączyła się.
Nienawidziłam tego, kiedy Natalia podejmowała za mnie decyzje. Stwierdziłam jednak, że to wcale nie jest taki zły pomysł. Miałabym więcej czasu dla siebie i na wakacyjny odpoczynek,a zarabiałabym wystarczająco.

- Wychodzę już - powiadomiłam tatę, złapałam za torebkę i wyszłam.

Wzięłam rower i ruszyłam, pustymi uliczkami, w stronę sklepu zoologicznego - Puszek. Odnalazłam Pana Przemka i złożyłam rezygnację z pracy. Następnie usiadłam na ławce przy fontannie i sprawdziłam skrzynkę w telefonie. Natalia napisała, że mam się spotkać z Pawłem o 11.00, przed wejściem do COS-u. Miałam jeszcze 2 godziny. Postanowiłam pochodzić trochę po sklepach. Kupiłam bluzkę z rękawem trzy czwarte i białe leginsy. Zadowolona z udanych zakupów, wsiadłam na rower i ruszyłam w stronę Spały. Po 25 minutach dotarłam na miejsce. Paweł już na mnie czekał.

- Magda nawet nie wiesz, jaki jestem wdzięczny.

- Nie ma sprawy, to dla mnie żaden kłopot - uśmiechnęłam się.

- Chodź, pokaże ci co i jak.

Poszłam z Pawłem do środka. Chłopak pomachał ochroniarzowi identyfikatorem przed twarzą, żebyśmy spokojnie mogli wejść.

- Na czym ta praca ma w ogóle polegać? - zapytałam.

- Tu nie ma konkretnej, jednej rzeczy, którą robisz. Wykonujesz to, co Pan Marek karze ci robić.

- Czyli takie przynieś, wynieś, pozamiataj? No pięknie - westchnęłam.

- Trochę tak, ale to nie jest takie, jakie ci się wydaje. Tu jest naprawdę miła atmosfera, a Pan Marek jest bardzo wyrozumiały.

Przeszliśmy przez długi korytarz i stanęliśmy przed drzwiami nr. 36. Paweł zapukał i weszliśmy do środka.Za biurkiem siedział mężczyzna, na oko po 50.

- Dzień dobry panie Marku, przyprowadziłem Magdę. Mówiłem panu o niej.

- Ah tak. Witajcie. Usiądźcie sobie - powiedział wskazując na kanapkę na przeciwko biurka.

Usiedliśmy.

- Taka szkoda Pawle, że wyjeżdżasz.

- Niech się pan nie martwi - Magda będzie o wiele lepsza ode mnie. To pracowita dziewczyna - powiedział i poklepał mnie po ramieniu.

- Miejmy nadzieje.

Ja pracowita? A to wymyślił. Zachciało mi się śmiać, ale zdusiłam chichot w sobie.

- To ja już może pójdę - powiedział Paweł. - Jutro wyjeżdżam. Muszę jeszcze załatwić parę spraw.

- Nie ma sprawy. Życzę ci powodzenia w nowej pracy.

Mężczyzna wstał i uścisnął dłoń Pawłowi. Następnie chłopak odłożył identyfikator na biurku.

- Już mi nie będzie potrzebny - powiedział i wyszedł.

- A więc Magdalena, tak?

- Magda.

- Dzisiaj jeszcze nie będziesz zaczynała pracy. Pracujesz w poniedziałki, środy i piątki. Dzisiaj musisz obeznać się trochę z całym budynkiem.

Wręczył mi mapę i identyfikator.

- Z tym będziesz mogła wejść, gdzie tylko zechcesz. Jeżeli będziesz czegoś potrzebowała,to cały dzień powinienem być tutaj.

Skinęłam głową i wyszłam. Rozwinęłam mapę i przestudiowałam ją. Natknęłam się na pomieszczenie z oznaczeniem - Sala Treningowa (Boisko do siatkówki). Postanowiłam rozpocząć w tym miejscu.

Dotarłam go obszernych drzwi i pchnęłam je z nie małą siłą. Na sali trenowali siatkarze. Ostrożnie zamknęłam drzwi, nie chcąc zwracać na siebie uwagi. Jednak nie wyszło mi do końca tak, jak chciałam i drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Spojrzenia wszystkich skierowały się w moją stronę.

- Patrzcie chłopaki, ktoś nas odwiedził - powiedział jeden z siatkarzy.

Wszyscy jednocześnie podbiegli do mnie.

- Kto ty? - zapytał libero - Krzysztof Ignaczak.

Dziwnie się czułam stojąc przy takiej ilości olbrzymów.

- Dajcie dziewczynie oddychać - usłyszałam znajomy głos.

Przez tłum przecisnął się Bartek Kurek.

- Magda? - zapytał szczerze zdziwiony - Co ty tu robisz?

- Pracuję.

- To wy się znacie? - zapytał Igła.

- Od wczoraj - uśmiechnął się Bartek

- Czyli, jesteś nowym pracownikiem tak? - zapytał Piotr Nowakowski.

- No, tak.

No przecież chyba powiedziałam, że tu pracuje, nie?

- Chłopaki, bierzemy ją.

- Co?! -krzyknęłam.

Ale mimo moich protestów, Piotrek przerzucił mnie sobie przez ramię i zaniósł na środek boiska.

- O co chodzi? - zapytałam z irytacją w głosie.

Co on sobie wyobraża?

- Mamy taki zwyczaj, że sprawdzamy każdego nowego pracownika na boisku i stwierdzamy, czy się nadaje - wyjaśnił Bartek. - Umiesz grać?

- W liceum grałam w drużynie, ale przy was to ja nic nie potrafię. Nie chce grać - powiedziałam stanowczo.

- Dasz rade - zaśmiał się i poklepał mnie po ramieniu. - Biorę ją do drużyny! - powiadomił resztę.

- Ale ja nie mam żadnych ubrań na zmianę. Proponuje zagrać następnym razem - powiedziałam i wbiłam w niego groźny wzrok.

Bartek jęknął, ale zgodził się.

- Chłopaki dzisiaj nie gramy - ogłosił. - Ale nie myśl sobie, że ci darujemy - zaśmiał się.

Pożegnałam się i wyszłam. Wróciłam do studiowanie mapy. Odwiedziłam jeszcze kilka miejsc i po godzinie wróciłam do domu

I tak rozpoczęła się moja przygoda z siatkarzami.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Prolog


Lato. Godzina 16.30. Upał nie do zniesienia. Wtedy właśnie wracałam na rowerze z pracy. Pragnęłam jak najszybciej wrócić do domu, więc gnałam jak szalona. Miałam okropny dzień. Obecnie pracowałam w sklepie zoologicznym, ale tylko na okres wakacji. Szef w pracy był dzisiaj w nie najlepszym nastroju i wyładowywał całą swoją złość na mnie. Przez przypadek źle wydałam klientce resztę, a ta wróciła z wielka awanturą. Pan Przemek tak się wkurzył, że myślałam, że mnie ukatrupi na miejscu. W tym momencie marzyła mi się tylko zimna kąpiel i wygodna kanapa w domu.

Zjechałam na chodnik, chcąc wykorzystać cień drzew do przynajmniej chwilowej ochłody. W pośpiechu i zamyśleniu, nie zauważyłam mężczyzny, który niespodziewanie wyrósł mi na drodze. Dostrzegłam go w ostatniej chwili i niewiele myśląc, wykonałam gwałtowny ruch kierownicą. Rower przechylił się, a ja wylądowałam na twardym chodniku.

- Jak leziesz?! - krzyknęłam.

- Przepraszam - mężczyzna podbiegł do mnie i pomógł mi wstać - Nic ci nie jest?

Otrzepałam się i dopiero spojrzałam na mojego rozmówce. Każdego innego dnia, skakałabym pewnie z radości, dzisiaj jednak nic nie było w stanie poprawić mi humoru, nawet to, że przede mną we własnej osobie, stał nie kto inny, jak sam Bartosz Kurek.

- Nie, nic mi nie jest - wybąkałam niegrzecznie.

- Jesteś pewna? Nieźle przywaliłaś.

- Mówię, że nic mi nie jest - powiedziałam oschle.

- Dobra, dobra, nie denerwuj się. Wiesz co? Wynagrodzę ci to. Zapraszam cię na lody - siatkarz wydawał się być w wyśmienitym nastroju.

- Nie chcę iść na żadne lody. Jeżeli pan pozwoli, chciałabym już pojechać do domu.

- Po pierwsze to mów mi Bartek, a po drugie - nie codziennie trafia się okazja zjedzenia lodów z Kurkiem - niesamowitym i sławnym siatkarzem - zachichotał.

- Jaka niska samoocena. Trudno jakoś to przeżyje - powiedziałam i podniosłam rower.

- Nie przyjmuje żadnej odmowy. Idziemy - powiedział i jedną ręką pociągnął mnie w stronę budki z lodami, a drugą chwycił mój rower. Zostawił rower obok stolika i zaciągnął mnie do okienka.

- Przecież ci powiedziałam, że nie...

- Jakie chcesz? Śmietankowe, czekoladowe, czy mieszane? - przerwał mi.

- Czekoladowe - mruknęłam zrezygnowana.

- Dwa razy czekoladowe poproszę.

Zapłacił i wręczył mi jednego loda, po czym usiedliśmy przy stoliku.

- A więc, jak masz w ogóle na imię? - zapytał siatkarz.

- Magda - powiedziałam oschle.

- Dlaczego jesteś taka zła?

- Bo przez ciebie, o mało sobie czegoś nie złamałam!

- Jakby nie patrzeć, to była twoja wina. Nie patrzyłaś jak jedziesz - zaśmiał się.

Prychnęłam. Nie chciałam przyznawać mu racji, chociaż wiedziałam, że to prawda.

Po zjedzeniu lodów, do naszego stolika podszedł mały chłopczyk z kartką i długopisem, prosząc Bartka o autograf.
Bartek spełnił prośbę chłopca, a ten uśmiechnięty od ucha do ucha, wrócił do swoich rodziców radośnie wymachując kartką.

- Niesamowity Bartosz Kurek nawet nie może w spokoju zjeść lodów - prychnęłam.

Bartek zaśmiał się, po czym zapytał:

- Odwieźć cie do domu?

Zastanowiłam się i pokiwałam twierdząco głową.

Wstaliśmy i podeszliśmy do wielkiego, czarnego BMW. Bartek zapakował mój rower do bagażnika i wsiedliśmy do samochodu. Podałam Kurkowi adres i ruszyliśmy.

- Zawsze pozwalasz się podwozić nieznajomemu? - zapytał.

- Nie jesteś nieznajomy.

- No tak, znamy się aż pół godziny - zaśmiał się.

- No wiesz, nie zawsze trafia się okazja jechania w jednym samochodzie ze sławnym sportowcem - uśmiechnęłam się.

- Widzę, że humor się poprawił - zauważył Bartek.

- Tak trochę. Dzięki.

- Za co?

- Za poprawę humoru - uśmiechnęłam się.

- Nie ma sprawy. Mogę jeszcze coś dla ciebie zrobić? - zaśmiał się.

- Hmm... Tylko jedno.

- Tak? - Bartek był wyraźnie ucieszony.

- Mój tata jest zagorzałym fanem sportu. Mógłbyś dać mu autograf? - zachichotałam.

- No pewnie. A dla mamy?

- Nie mam mamy.

- Przepraszam. Nie wiedziałem. Przykro mi - Bartek spochmurniał.

- Nic się nie stało. Skąd niby miałeś wiedzieć. To jak będzie z tym autografem?

- Daj tylko kartkę.

Pogrzebałam w torbie i wyciągnęłam notes oraz marker. Bartek podpisał się i zwrócił mi zeszyt uśmiechając się.

- Pomóc ci z rowerem? - zapytał.

- A to my już jesteśmy? - zapytałam zaskoczona. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że stoimy na moim osiedlu.

- Już od jakiś dziesięciu minut. To jak?

- Dziesięciu? -  nie kryłam zdziwienia. - Dzięki. Sama sobie poradzę. Do zobaczenia - pożegnałam się.

- Do zobaczenia. Miło było poznać - krzyknął Bartek.

Wyjęłam rower z bagażnika i wstawiłam go do klatki schodowej. Weszłam do domu i dopiero dotarło do mnie to, co się przed chwilą stało. Matko, ja właśnie poznałam Bartosza Kurka!