piątek, 7 czerwca 2013

Przeprosiny i pożegnanie.

From My Dreams

Ekhem... witam ponownie?
Tak wiem, że was zawiodłam. Wiem, że zostawiłam tego bloga bez najmniejszego ostrzeżenia. I pewnie w ogóle bym tu nie zajrzała, gdyby nie dwa czynniki, które o tym zadecydowały. Mianowicie ilość wyświetleń, które mimo braku nowych postów, ciągle rosły. Jesteście wspaniali! A druga rzecz to rozmowa z pewną blogerką, dla niektórych pewnie już znaną, dla niektórych może jeszcze nie - Ellie.
Ja już nic więcej tutaj nie napiszę. Przepraszam. Zadecydowało o tym moje życie prywatne, które w pewnym momencie po prostu zaczęło rozlatywać się na kawałki i kompletnie zmieniać swój tor.
Teraz pytanie: Więc dlaczego w ogóle do was piszę?
Piszę dlatego, że po długiej rozmowie, Ellie przekonywana przeze mnie kilka dni, w końcu powiedziała, że się poważniej zastanowi. Nad czym? Nad tym, żeby kontynuować moje dwa blogi. Zaskoczeni?
Nie mogę jednak stwierdzić, że jest to w 100% pewne, przecież nie będę nikogo do tego zmuszać. Jeżeli jednak chcecie kontynuacji to męczcie właśnie ją (hehehe). Żartuję oczywiście. Tak więc żegnam się z wami. Dziękuję za te piękne chwile spędzone razem i PRZEPRASZAM. Mam nadzieję, że mi wybaczycie, chociaż nie wiem, czy w ogóle ktokolwiek tu jeszcze zagląda. Ellie (jeżeli oczywiście się zgodzi) na pewno skończy te blogi w o wiele większym stylu niż ja. Zapewniam.
Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam.

From My Dreams (ostatni raz w blogowym świecie)


Ellie:

No cóż ja mogę powiedzieć. Propozycja, nie powiem, zaskoczyła mnie. Nawet bardzo. Jestem teraz w lekkiej rozterce. Boję się, że nie sprostam waszym oczekiwaniom. Boję się, że nie będę potrafiła włożyć tyle serca w te opowiadania, jak zrobiła to FMD. Nawet jeżeli się tego podejmę, to nie spodziewajcie się nie wiadomo czego. Ja nie pisze tak świetnie jak FMD. Będę musiała też jakoś wczuć się w klimat, zapoznać się z charakterem bohaterów. To wszystko nie zostało przeze mnie stworzone, to na prawdę utrudnia. Obiecuję jednak, że to przemyślę i po cichu mogę dodać, że jestem już bliska zgodzenia się całkowicie. Popiszę, zobaczę jak mi to wyjdzie i się przekonamy. Pytanie - czy wy mnie tu w ogóle chcecie? Chcecie, żebym kontynuowała te blogi? To w pewnym stopniu zależy również od was.
Pozdrawiam.


FMD:

Jeżeli chcecie z nami się jakoś skontaktować zapraszam na moje GG: 34832973 
oraz na GG Ellie: 19753863

poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 37.

Rano wszystkich nas męczył straszny kac, ale niestety trzeba było iść do pracy. Mus to mus... Wzięłam tabletki przeciwbólowe, wypiłam całą litrową butelkę wody i ze stadem słoni, które chyba właśnie postanowiły urządzić sobie huczną imprezkę w mojej głowie, oraz z chłopakami wyszliśmy z mieszkania. Wszyscy wyglądali jak swoje cienie. Nikt z nas nie chciał prowadzić, więc pojechaliśmy autobusem. Oczywiście nie obyło się bez ludzi proszących chłopaków o autografy oraz wspólne zdjęcia. Chłopcy z wymuszonymi uśmiechami na twarzach spełniali ich prośby. Czego to oni nie zrobią dla tych swoich fanów...
Kiedy przyszliśmy pod budynek od razu napadł na nas Winiar.

- O dobrze, że jesteście! - krzyknął z daleka. - Jezu jak wy wyglądacie - zlustrował nas spojrzeniem. - Się imprezować zachciało, co? Ale to dobrze, bo... - tu przerwał i zaczął naśladować werble - w sobotę urządzamy imprezkę! Grilla dokładniej. Tutaj w spalskim lesie. Mam nadzieję, że przyjdziecie.

- Jasne, Michaś - uśmiechnęłam się.

- To dobrze. Potem ustalimy jeszcze co i jak, a teraz na trening imprezowicze, a ty do roboty! - popatrzył się na mnie.

- No już, już - powiedzieliśmy jednocześnie i weszliśmy do środka.

Kiedy wróciłam do domu, czułam się już w miarę dobrze. Kiedy usiadłam z książką na kanapie rozległ się dźwięk mojego telefonu. Zignorowałam go, bo najnormalniej w świecie nie chciało mi się podnieść dupy, a i nie lubiłam, jak ktoś przerywał mi czytanie. Potem zadzwonił jeszcze raz i jeszcze raz, aż ze swojego pokoju wychylił się Michał.

- Magda, do cholery odbierz ten telefon, bo go zaraz o ścianę rozjebię!

- No już, już spokojnie - jej jacy oni przewrażliwieni...

Wstałam, poczłapałam do kuchni i odebrałam.

- Magda? No nareszcie - usłyszałam w słuchawce głos Natalii.

- Słucham ciebie.

- Bo wiesz, mam cztery bilety do kina na dzisiaj - zaczęła. - Poszłabyś ze mną i z Kamilem? Możesz Bartka wziąć, żeby się ten jeden nie zmarnował.

- Bartek już wyjechał - oznajmiłam spokojnie.

- A no tak... No to weź skombinuj tam kogoś i chodź. Tak dawno się nie widziałyśmy. Proszę, proszę, prooszę.

- No dobra. O której?

- Film jest o 19.00. To może o 18.00 w parku? Przejdziemy się trochę. Tylko pamiętaj, żebyś tam kogoś wzięła, bo nie chcę, żeby się bilet zmarnował. To do zobaczenia. Pa pa pa.

- Okej. Do zobaczenia - rozłączyłam się.

Przez chwilę stałam w miejscu, myśląc, ale po chwili skierowałam się do swojego i Piotrka pokoju. Weszłam do środka, ale nikogo nie było. Przeszłam więc do pokoju Zbyszka i Miśka. W środku był tylko Kubiak.

- Hej. Nie wiesz, gdzie Piotrek? - zapytałam. Michał podniósł wzrok z nad komputera.

- Wyszedł ze Zbyszkiem. Wrócą o 20.00. A do czego ci on?

- A nie, bo chciałam się go zapy... Albo nie... Chciałbyś może iść ze mną i z moimi przyjaciółmi do kina dzisiaj?

- Ja? Będę wam tylko przeszkadzał.

- No weeź. Nie daj się prosić. Mamy zapasowy bilet. To jak?

- No już dobrze - zgodził się. - Dla ciebie wszystko - puścił do mnie oczko.

- Fajnie - podsumowałam i wyszłam z pokoju.

O 17.45 wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się do parku. Kamila i Natalii jeszcze nie było, więc przysiedliśmy na ławce. Po chwili zobaczyłam ich z oddali. Zaraz, zaraz... czy oni się właśnie trzymają za ręce?! Kiedy podeszli bliżej moje przypuszczenia się potwierdziły. Spojrzałam na ich splecione dłonie.

- No żeby mi nie powiedzieć?!

- Nie wiem o co ci chodzi - zaśmiała się Natalia.

- No nie wiem... może o to, że jesteście ze sobą?

- No to właśnie ci mówimy - uśmiechnęła się.

Dopadłam ją i zaczęłam ją ściskać i gratulować, a następnie to samo zrobiłam z Kamilem.

- Ale jak? Kiedy? Niemożliwe.

- To już głębsza filozofia - zaśmiała się. - Ale może nas przedstawisz? - spojrzała na Kubiaka.

- No przecież już się na treningu widzieliście.

- Ale tak bardziej oficjalnie.

- No dobra. Kamil, Natalia to jest Michał. Michał to jest Kamil i Natalia - westchnęłam.

Podali sobie ręce. Następnie poszliśmy na spacer. Ja z Natalią opowiadałyśmy sobie o wszystkim i o niczym, a Michał konwersował z Kamilem. Widać było, że się dobrze dogadują.

- A wy jesteście razem? - zapytał w pewnym momencie blondyn.

Spojrzeliśmy po sobie z Kubiakiem.

- Nie, nie - odezwałam się. - Misiek to mój dobry kolega - wyjaśniłam.

- Właśnie... Dobry kolega... - potwierdził Dziku.

Po chwili staliśmy już przed kinem. Weszliśmy do środka. Chłopaki stanęli w kolejce po popcorn, a ja z Natalią poszłyśmy do łazienki.

- Fajny ten Michał - odezwała się, kiedy myłyśmy ręce przy umywalkach.

- Spoko jest - wzruszyłam ramionami.

- Ale ja na serio mówię. Wiesz jeżeli Bartek wyjechał, to może... wiesz ładna z was para - wyszczerzyła się.

- Bartek wróci - oznajmiłam spokojnie.

- Dziewczyno przejrzyj na oczy. Wyjechał. Może i będzie wracał, ale co ile, co pół roku? Takie związki nie mają szans przerwać, a ty masz takiego faceta pod nosem i go ignorujesz.

- Nie ignoruje go.

- Przecież widzę, jak na ciebie patrzy, ale ty tego nie zauważasz. Widać, że fajny z niego facet. Przemyśl to.

- Nie mam nad czym myśleć - podsumowałam i wyszłam z pomieszczenia.


***

- Stary uwierz Magda to fajna dziewczyna.

- Wiem przecież - oznajmił Michał.

- No to, na co ty jeszcze czekasz? 

- Nie mam pojęcia o co ci chodzi - odwrócił wzrok, udając, że przypatruje się rozkładowi seansów.

- Doskonale wiesz. Nie miała już faceta od... jej... z rok będzie. No chyba, że miała tam kogoś, kiedy mnie w Polsce nie było, no ale nic nie wspominała.

Zaraz, zaraz, to on nic nie wie o Bartku?

- Ja nadal się wiem o co ci chodzi - Kubiak wzruszył ramionami. - Magda to moja koleżanka.

- Postaraj się, a uwierz, że będzie twoja. To dobra dziewczyna, a ja uważam, że jesteś dla niej odpowiednim facetem  - Kamil poklepał Michała po plecach.

- Dzięki, stary - uśmiechnął się Dziku. - Na prawdę dzięki...

________________________________________________________________________________
No to witam was kochani :-* :) W sumie to nie wiem co napisać, może tylko to, że mam nadzieję iż się spodoba i zostawicie po sobie jakiś komentarz :P

Pozdrawiam ;*

czwartek, 7 marca 2013

Rozdział 36.

Przyciągnął mnie do siebie i zachłannie wpił się w moje usta. Nie obchodziło go to, że przygląda się na duża grupa osób. Wszyscy przyszli pożegnać się z Bartkiem. Całował mnie łapczywie, z rozpaczą. Wsunęłam  rękę w jego ciemne włosy i przycisnęłam go do siebie mocniej. W końcu jednak powoli się odsunął i spojrzał smutno w moje oczy.

- Nie ważne co ci obiecałem i tak nie będę mógł o tobie zapomnieć i pokochać innej. To ciebie kocham i wrócę po ciebie, no chyba, że już mnie nie będziesz chciała - szepnął.

Dotknęłam jeszcze raz jego ciepłych warg.

- Też cię kocham i będę na ciebie czekać - obdarzyłam go wymuszonym uśmiechem. - Damy radę.

- Pospiesz się Kurek - usłyszałam głos za plecami Bartka.

- Chwila, no - odkrzyknął. 

Przytulił mnie jeszcze i pocałował w głowę. 

- Będę tęsknił.

- Ja bardziej. Bądź szczęśliwy - powiedziałam.

- Ty też - uśmiechnął się i wypuścił mnie z objęć. - Do zobaczenia.

Nie odpowiedziałam, patrzyłam tylko ze łzami w oczach, jak sięga po walizkę i oddala się w stronę samochodu. Odwrócił się jeszcze przed drzwiami i pomachał nam smutno. Odmachaliśmy mu wszyscy, a on zniknął we wnętrzu pojazdu.

- Do zobaczenia - szepnęłam pod nosem, a auto ruszyło i po chwili opuściło parking. 

Długo patrzyłam w miejsce, gdzie zniknęło i czułam jak łzy co raz bardziej cisną mi się do oczu. Potem ktoś podszedł do mnie, odwrócił i przytulił do siebie. Dałam upust wszystkim swoim łzom i zaczęłam szlochać temu komuś w koszulkę.

- Już cicho, spokojnie... - usłyszałam troskliwy głos Piotrka, a potem poczułam jak gładzi mnie po plecach. - Albo nie. Wypłacz się. Tak, wypłacz. Czasami to dobrze robi.

- Piotrek? - zapytałam, kiedy się już lekko uspokoiłam. - Zrobisz coś dla mnie?

- Tak?

- Zabierz mnie do domu - popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem.

- I tak miałem zamiar to zrobić - oznajmił i pociągnął mnie w stronę mojego samochodu. Wpakował mnie na miejsce pasażera, a sam usiadł za kierownicą. - Ładne masz te autko - powiedział, po pewnym czasie. 

Chyba chciał trochę rozluźnić atmosferę. No cóż, słabo mu to wyszło.

- Dzięki - wysiliłam się na słaby uśmiech. - Dostałam od taty na urodziny.

- Oł - Pit się chyba lekko zmieszał. - No cóż...

Po zaparkowaniu, wysiedliśmy, wdrapaliśmy się po schodach i weszliśmy do mieszkania. Przez ten czas przestałam już płakać, jedynie wyraz twarzy miałam niezbyt wesoły i moje oczy były wyraźnie czerwone i spuchnięte. Udałam się do łazienki i przemyłam twarz lodowatą wodą. Ulżyło... Wytarłam się mięciutkim ręcznikiem i skierowałam się do salonu, gdzie na kanapie siedzieli wszyscy lokatorzy i wpatrywali się we mnie niepewnie.

- Co tam oglądacie? - walnęłam się na fotel, z uśmiechem na twarzy. Szkoda, że to co na zewnątrz nie oddawało tego co działo się ze mną wewnątrz. - Znowu te kreskówki? No co się patrzycie jakbyście ducha zobaczyli? Lepiej jakąś dobrą muzę włączcie. Vivę czy coś w tym stylu...

- Jak się czujesz? - zapytał Zibi.

- Świetnie. Wybitnie wręcz - uśmiechnęłam się. - Wiecie, co? Mam pomysł - wstałam i udałam się do kuchni. Otworzyłam barek i wyjęłam z niego butelkę czerwonego wina. Przeklęłam się kilka razy w duchu, że co ja w ogóle wyprawiam, ale wzięłam alkohol i wróciłam do chłopaków. - Napijecie się? - zapytałam, wymachując butelką.

- To chyba nie jest za dobry pomysł... - zaczął Michał.

- Już nie przesadzajcie. Ze mną się nie napijecie? Ze mną? - popatrzyłam na nich po kolei.

- Ja tam chętnie - Zbyszek zatarł ręce.

Wstał i poszedł do kuchni, by po chwili wrócić z czterema kieliszkami. Pit też się przekonał i wziął ode mnie wino, by je otworzyć. Po chwili korek wystrzelił, a napój został przelany do kieliszków. Podeszłam do telewizora i zaczęłam skakać po kanałach. Zatrzymałam się na Eska Tv, gdzie właśnie leciał kawałek Davida Guetty. Pogłośniłam i podeszłam do Kubiaka.

- Zatańczysz? - zapytałam i widząc jego zdezorientowaną minę, pociągnęłam go za rękę i już po chwili wirowaliśmy po całym salonie w rytm muzyki. 

Potem nadszedł odbijany i w sumie z każdym przetańczyłam po kilka utworów. Po dwóch godzinach byliśmy już lekko podpici. No dobra NACHLANI W TRZY DUPY! W głośnikach rozbrzmiał jakiś powolny utwór. Pit przyciągnął mnie do siebie, ale po chwili stwierdził, że będzie rzygać i pobiegł do łazienki.  Podeszłam chwiejnym krokiem do kanapy.

- Zatańczysz, Zibi? - wybąkałam.

- Ale ja nie jestem Zibi.

- Nie ważne - machnęłam ręką i wyciągnęłam, jak się domyśliłam drogą dedukcji, Michała na środek pokoju

Przytuliłam się do niego, a ten objął mnie w pasie. Tańczyliśmy tak, aż do końca piosenki. Kiedy odsunęłam głowę i spojrzałam w jego zielone tęczówki, uśmiechnął się i skierował wzrok na moje usta, które mimowolnie oblizałam językiem. Widziałam, że przybliża swoją twarz co raz bardziej, a jego ciepły i śmierdzący alkoholem oddech drażnił mój nos. Nie poruszałam się, a on był już na tyle blisko, że nasze wargi dzielił jedynie milimetry i w tym momencie poczułam szarpnięcie do tyłu.

- Odbijany - usłyszałam bełkoczący głos Zbyszka i po chwili wpadłam w jego ramiona, by przetańczyć z nim kolejny utwór.   

_____________________________________________________________________________
Się w końcu doczekaliście. Mój kuzyn jest niezastąpiony z tym swoim notebokiem <3 W szpitalu mam siedzieć jeszcze do poniedziałku, ale potem wracam do pisania, więc się tak bardzo nie cieszcie :D Dziękuję wszystkim moim wiernym czytelnikom, którzy mimo mojej długiej nieobecności nadal tu zaglądali, bo prześledziłam historię wyświetleń i wyszło bardzo pozytywnie :) Kocham was <3

A teraz coś do rozdziału - nie gniewajcie się na mnie, że opuściłam trochę Kurka. No ale ja tak uwielbiam tego Kubiaka, nawet za to, że był takim chamem i za jego historie, no, że teraz się trochę skupię na nim, ale nie mówię, że przez całą historię, co to to nie :D

poniedziałek, 25 lutego 2013

Rozdział 35.

Założyłam szorty, luźny T-shirt, trampki i wyszłam z mieszkania. Na dworze zaczął kropić lekki deszczyk. Szłam powoli chodnikiem, aż dotarłam pod wskazane przeze mnie miejsce. Weszłam szybko do środka, bo zanosiło się już na większą ulewę. Rozejrzałam się dookoła i przy jednym ze stolików zauważyłam Bartka, wpatrującego się w swoje splecione na stoliku dłonie. Podeszłam i zajęłam miejsce na przeciwko. W tym momencie podniósł wzrok i skierował go na mnie.

- Myślałem, że nie przyjdziesz... - zaczął.

- Ja nigdy nikogo nie wystawiam - odezwałam się oschle.

Przywołałam gestem kelnerkę i zamówiłam kawę. Długo się nie odzywał, a ja nie miałam zamiaru zaczynać rozmowy. W końcu to on chciał ze mną pomówić. Po kilku minutach przyniesiono moje zamówienie. Podniosłam kubek do ust i upiłam niewielki łyk napoju.

- Magda, to nie jest tak, jak myślisz... - w końcu się odezwał.

- A więc jak? Może mi to wszystko wytłumaczysz, bo ja nie bardzo rozumiem - powiedziałam całkowicie spokojnie.

- To nie tak, że ja chciałem wyjechać nic ci nie mówiąc. Chciałem to zrobić w odpowiednim momencie, kiedy będę gotowy... To jest dla mnie wielka szansa, taki wyjazd za granice. Na prawdę wielka... Miałem nikłą nadzieję, że pojedziesz tam ze mną. Wiem, głupi byłem...

Popatrzył się na mnie, jakby chciał zobaczyć, czy nie chcę czegoś wtrącić. Gestem nakazałam mu kontynuować, a sama zanurzyłam usta w gorącym płynie.

- Wiesz jak si wkurzyłem na Kubiaka? Nie miał prawa ci tego powiedzieć. Ja miałem to zrobić. Teraz wyszło... no... beznadziejnie. Rozmyślam nad tym, żeby zrezygnować z Dynama... - zawiesił głos.

- Co?! Nie! Nie możesz... - wykrztusiłam. - To dla ciebie zbyt ważne...

- Ty jesteś dla mnie ważniejsza - wbił we mnie spojrzenie. - Kocham cię...

Położyłam dłoń na jego splecionych rękach. Wzdrygnął się, chyba się tego nie spodziewał. Nie mogłam dłużej udawać, że nic dla mnie nie znaczy.

- Ja też cię kocham i dlatego ci nie pozwolę. Rozumiem, to dla ciebie wielka szansa. Rozumiem to, bo cię kocham... - moje oczy zaszkliły łzami. - Po prostu tam jedź. Zapomnijmy o tym, co nas łączyło. Ułóżmy sobie życie na nowo. Oddzielnie...

- Nie będę potrafił o tobie zapomnieć...

- Dasz radę. Zostańmy przyjaciółmi... Czasami wpadniesz odwiedzić starych kupli, nie? - zaśmiałam się, ale wyszło mi to żałośnie, w chwil kiedy po policzkach zaczęły mi mimowolnie płynąć łzy.

- Ale zrób dla mnie jedno.

- Tak?

- Dopóki nie kupisz sobie własnego mieszania, zostań u chłopaków. Przynajmniej będę wiedział, że będziesz bezpieczna. Obiecasz mi to?

Podniosłam się z miejsca i obeszłam stolik, on też wstał. Przytuliłam się do niego.

- Obiecuję - wykrztusiłam przez łzy. - A ty mi obiecaj, że będziesz tam szczęśliwy. Znajdziesz sobie inną lepszą dziewczynę...

Również objął mnie w pasie.

- Żadna nie będzie lepsza niż ty, a nawet równa tobie...

- Ale obiecaj, że nie będziesz odpychał innych dziewczyn tylko ze względu na mnie. - popatrzyłam mu głęboko w oczy. - Niestety nie wierzę w związki na odległość... Po prostu od jutra jesteśmy przyjaciółmi i będziesz miał prawo ułożyć sobie życie z inną. Obiecaj mi to...

- Obiecuję - wtulił głowę w moje włosy. - Obiecuję - dodał szeptem.


***

Siedziałam na miejscu pasażera w samochodzie Bartka. Wpatrywałam się w szybę, po której ciurkiem spływały deszczowe krople. Natalia miała rację. Związek z siatkarzem, to na prawdę ogromne wyzwanie i wytrwałość, a przede wszystkim godzenie się na rozłąkę. Musiałam być twarda. Musiałam to wszystko wziąć na przysłowiową klatę.

Zajechaliśmy do mieszkania Natalii, a następnie pojechaliśmy do domu chłopaków.

- Kiedy wyjeżdżasz? - zapytałam cicho.

- Jutro - oznajmił, wpatrując się w drogę.

Na te słowa zacisnęłam oczy i pięści. 

- Dlaczego tak wcześnie? Jeszcze się żadne rozgrywki nie zaczynają chyba. W sumie to się nie znam tak dobrze, ale chyba jeszcze nie...

- Muszę pojechać tam na niecałe dwa tygodnie. Później wrócę na trochę i znowu wyjadę... 

Zaparkowaliśmy przed blokiem. Wysiedliśmy z samochodu i szybko przebiegliśmy odcinek od auta do wejścia. Wdrapaliśmy się po schodach i otworzyliśmy drzwi. Od razu przywitał mnie radośnie Maksio. Pogłaskałam go i przeszłam do salonu. W pomieszczeniu zastałam Michał, Piotrka i Zbyszka, którzy nie kryli zadziwienia co do mojej obecności.

- Przygarniecie mnie znowu? - zapytałam, lekko się uśmiechając.

- Jeszcze się pytasz? - Zibi podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. - Ja chcę twoje naleśniki.

Zaśmiałam się. 

- Możesz już mnie puścić? - wydusiłam, kiedy już powoli zaczynało mi brakować tlenu.

- Tak, tak. Przepraszam - Zibi uwolnił mnie z uścisku, ale po chwili rzucił się na mnie Piter.

- Już myślałem, że cię nie zobaczę - westchnął teatralnie. - Jednak los znowu nas połączył! 

Zaśmiałam się po raz kolejny.

Kiedy Nowakowski również mnie uwolnił, do pomieszczenia wszedł Bartek i uśmiechnął się smutno. Mina od razu również mi zrzedła. 

- To co? Może jakiś fajny film? - Piter najwyraźniej chciał trochę rozluźnić atmosferę.

Przytaknęliśmy i rozłożyliśmy się na kanapie i fotelach.

- Co oglądamy?

- Horror - zaproponował Zibi.

- Niee - jęknęłam.

- Też jestem na nie. Pamiętam jeszcze co było w Londynie, kiedy Magda zechciał sobie pooglądać horror - odezwał się Cichy.

- Oj tam oj tam - wywróciłam oczami.

- O nie, Piter tam chyba ktoś siedzi - zacytował mnie, za co dostał w łeb poduszką. - Ała! No co? Tak właśnie było!

Wszyscy wybuchli śmiechem.

- Ja to bym obejrzał jakiś dobry film akcji - wtrącił Kubiak.

- Dobry pomysł - przytaknęłam.

- Jestem na tak - krzyknął Zibi.

Po przejrzeniu wszystkich filmów w końcu wybór padł na ''Wanted''. Oglądałam ten film już z pięć razy, ale w dobry towarzystwie nic nigdy nie jest nudne. Piter przywlókł z kuchni ogromną michę chipsów i rozpoczęliśmy seans. Wtuliłam się w Bartka. Chciałam jeszcze, przynajmniej przez ten ostatni wieczór, poczuć bliskość jego umięśnionego ciała. To był nasz ostatni wieczór bycia razem. Chciałam nacieszyć się tą ostatnią chwilą. Bartek gładził mnie po włosach i bawił się ich końcówkami. Nawet nie zauważyłam, kiedy usnęłam wtulona w jego tors.

_______________________________________________________________________________
Mam nadzieję, że wybaczycie mi tą długą nieobecność. Jeszcze tylko przeżyć ten tydzień i już pewnie zacznę dodawać rozdziały bardziej regularnie. Na drugim blogu drugi epizod powinien pojawić się pojutrze, przy okazji zapraszam tych, którzy jeszcze nie zajrzeli - http://crazy-hater-of-volleyball.blogspot.com/.

Polecam też już tradycyjnie tę stronę - http://www.facebook.com/pages/Fakty-i-mity-o-siatkarzach-z-elity/451256334922218

Pozdrawiam wszystkich wiernych czytelników, którzy mimo mojej nieregularności jeszcze tutaj zaglądają oraz tych nowych i zapraszam do komentowania :**

czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział 34.

Obudził mnie przyjemny zapach. Przetarłam oczy i podniosłam się z łóżka. Dobrze, że po Tomka wczoraj wieczorem przyjechała Marzena, bo na prawdę nie byłam już w stanie się nim zajmować. Skierowałam się w stronę kuchni, z której wydobywał się smakowity zapach. Natalia pochylała się nad kuchenką.

- Cześć - przywitałam się.

- Hej. Siadaj, zaraz podam - uśmiechnęła się promiennie.

Zajęłam miejsce przy stole, a po chwili stał już przede mną talerz z goframi.

- Pójdziesz dzisiaj do pracy? - zapytała Natalia, siadając na krześle.

- A czemu miałabym nie iść?

- No wiesz... Bartek - powiedziała to tak, jakby bała się, że zaraz jej coś zrobię za wspominanie o nim.

- Wcale nie muszę z nim gadać. Możliwe, że nawet nie będę się z nim widzieć - wzruszyłam ramionami.

- Powinnaś sobie z nim wszystko wytłumaczyć - oznajmiła, polewając sobie gofra jagodami. - Może to wcale nie jest tak, jak myślisz.

- A niby jak? On wyjeżdża. Ja zostaję. To koniec...

- Nie myśl tak. Powinnaś się z tym liczyć, związując się z nim. To siatkarz, a oni zawsze gdzieś wyjeżdżają.

- No dobra, ale nie na zawsze. On się przenosi do innego klubu, będzie tam mieszkał dopóki znowu się nie przeniesie. A ja nie mam zamiaru przeprowadzać się do Rosji...

- Nawet nie wiem, jak ci pomóc. Mogę ci tylko współczuć.

- Poprawiłaś mi humor tymi goframi - uśmiechnęłam się. - Są na prawdę pyszne.

- Dzięki - również się uśmiechnęła. Ale i tak myślę, że powinnaś z nim jeszcze raz porozmawiać, ale bez żadnych kłótni i krzyków.

- Zobaczymy...

***

Wiedział, że nie powinien tak postępować z Magdą, ale co miał zrobić? Odrzucić swoją życiową szansę? Zostać w Skrze? Wyjazd za granice stawiał przed nim tyle możliwości. Mógł jej o tym powiedzieć, jasne, że mógł, ale chciał ją mieć przy sobie jak najdłużej. Wiedział, że z chwilą dowiedzenia się Magdy o tym, ona odejdzie. Odejdzie od niego. Miał zamiar jej powiedzieć? Oczywiście, że miał. Nie zostawiłby jej przecież bez żadnych informacji. Chciał to jednak zrobić później. Miał skrytą nadzieję, że jednak wyjedzie razem z nim. Tak bardzo się mylił.

Chciał jak najszybciej wejść na boisko. Zatopić swoje wszystkie bolesne myśli w grze. Pragnął tylko, aby ból rozprzestrzenił się po całym jego ciele. Chciał po prostu zapomnieć, choćby na chwilę.
Trener zarządził rozgrywkę. Podzielili się na dwie drużyny, a los chciał, że Bartek i Michał znaleźli się w przeciwnych. Zbyszek i Pit patrzyli po sobie z lekkim niepokojem, modląc się w duchu, żeby się tylko nie pozabijali. Rozpoczął serw Rucka. Odbiór Bartka, wystawa Igły i mocny atak przyjmującego. Na całe szczęście Kubiak uchyla się w ostatnim momencie, a piłka mija go o włos, wpadając na aut. I znowu powtórka z rozrywki, ale tym razem atakuje Zibi, jednak Igle udaję się wybronić, wystawa i znowu na Bartka. Kurek wybija się w powietrze, namierza przeciwnika i posyła mu gwałtowną piłkę w brzuch. Misiek zwija się z bólu.

- Powaliło cię stary?! - krzyknął Piter, podbiegając do przyjaciela.

Michał wstał na nogi i zaczął rozmasowywać obolałe miejsce. W tym momencie zjawił się przy nich Andrea i    zaczął tłumaczyć Bartkowi, że to było na prawdę nierozsądne i jeżeli jeszcze raz się powtórzy, Kurek będzie musiał opuścić boisko. Przyjmujący prychnął, nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi trenerowi. Przecież to był piękny atak? Na Kubiaka, czy nie i tak był piękny.

***

Wyszłam z gabinetu, jak zwykle trzymając w ręku listę zadań. Szybko uwinęłam się ze wszystkim, no prawie, bo pozostał jeszcze tylko jeden punkt - zanieść czyste ręczniki do szatni chłopaków. Udałam się najpierw do kawiarni, jak najdłużej odwlekając ostatnie zadanie. Zamówiłam sałatkę i herbatę. Kiedy skończyłam spożywać posiłek, nadal nie ruszałam się z miejsca. Jakoś nie miałam najmniejszej ochoty widzieć Bartka. Po kilkuminutowym wystukiwaniu paznokciami o blat stolika, postanowiłam jednak zrobić, to co miałam do zrobienia. Po za tym chłopaki muszą mieć ręczniki, no bo jak inaczej? Powolnym krokiem udałam się do składzika, a następnie w stronę sali. Otworzyłam drzwi i weszłam. Ogarniając wzrokiem pomieszczenie, doszłam do wniosku, że na moje nieszczęście chłopaków nie ma na boisku, więc muszą siedzieć w szatni. Skierowałam się w tamtą stronę i zapukałam do drzwi. Kiedy usłyszałam ''proszę'', nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Rozejrzałam się i spotkałam się ze spojrzeniem Bartka. Szybko odwróciłam wzrok.

- Ręczniki wam przyniosłam - oznajmiłam i położyłam je na ławce. 

- Dzięki - odezwali się co niektórzy.

Odwróciłam się z zamiarem wyjścia, ale ktoś złapał mnie za rękę.

- Zaczekaj - usłyszałam za sobą głos Bartka. - Możemy pogadać?

- Nie mamy o czym - powiedziałam, starając się zachować spokój. 

- Właśnie, że mamy. Magda, proszę. W jeden dzień to wszystko, co nas łączyło, nagle się tak po prostu rozpadło?

Odwróciłam się w jego stronę i od razu zobaczyłam ogromną ilość oczu, wpatrującą się w nas ze zdziwieniem i jednocześnie zaciekawieniem.

- Teraz nie mam czasu. Mam jeszcze dużo roboty - skłamałam.

- Magda, proszę...

- Bądź dzisiaj o 18 w kawiarni przy Dąbrowskiej - rzuciłam i wyrywając dłoń z uścisku siatkarza, opuściłam pomieszczenie, a po policzkach spłynęły mi łzy.


___________________________________________________________________________
Udało mi się wyrwać z tego natłoku nauki i coś naskrobać :) Tak więc zostawiam was z nowym rozdziałem i wracam do jakże fantastycznej Chemii. Profi daje o sobie znać :p
Pozdrawiam i zapraszam do komentowania oraz do zajrzenia na mojego drugiego bloga: http://crazy-hater-of-volleyball.blogspot.com/

wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział 33.

Nie wiedziałam co mam robić. Wrócić do parku? Znowu stanąć twarzą w twarz z Kubiakiem? Mam nadzieję, że zajął się Tomkiem. Jaka ja byłam lekkomyślna. Jak mogłam zostawić tam dziecko? A może iść do domu? Ale jak ja mam się zachowywać? Tak jakbym niczego nie wiedziała, czy wyrzucić Bartkowi wszystko w twarz?

Wstałam z ziemi i przetarłam twarz chusteczką. Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam jednak wrócić do domu. Michał pewnie zabrał już Tomka z powrotem. Odwróciłam się i powolnym krokiem zaczęłam zmierzać w stronę mieszkania. W głowie starałam się ułożyć wszystko to, co przed chwilą usłyszałam. Nie mogłam uwierzyć w to, co powiedział Michał. Dlaczego Bartek mnie okłamywał? 
Po chwili dotarłam na miejsce. Otworzyłam drzwi od klatki i zaczęłam powoli wdrapywać się na trzecie piętro. Nogi i ręce miałam całe roztrzęsione. Stanęłam przed drzwiami i starałam się za wszelką cenę opanować. Kiedy mój oddech się wyrównał, a kończyny zaczęły współpracować, nacisnęłam klamkę. Usłyszałam dziecięcy śmiech zmieszany z innym. Prawdopodobnie należał do Zibiego. Odetchnęłam z ulgą. Odłożyłam torbę na komodę i zdjęłam adidasy. Przeszłam do salonu, gdzie zastałam Tomka, Zbyszka, Bartka i Michała. Ten ostatni spojrzał się na mnie z jakby ulgą. Martwił się o mnie? A niech się martwi. Nic mnie to nie obchodziło.

- Bartek, możemy pogadać? - zapytałam bez przywitania. - Sami - dodałam, starając się opanować drżenie głosu. 

- Jak chcesz - wzruszył ramionami i podniósł się z kanapy. 

Odwróciłam się na pięcie i skierowałam się do pokoju Kurka. Siatkarz poszedł za mną. Zamknął za nami drzwi. Jeszcze miałam w sobie nadzieję. Nadzieję, że to tylko urojona wyobraźnia Kubiaka. Może chciał w ten sposób nas poróżnić? Podeszłam do okna i zaczęłam wpatrywać się przed siebie. Bartek podszedł do mnie i objął mnie z tyłu. 

- O czym chciałaś pogadać? - zapytał, całując mnie w tył głowy.

- Czy to prawda? Prawda, że wyjeżdżasz do Rosji? - zapytałam, nadal patrząc się w nieokreślony punkt za oknem.  

Rozluźnił ramiona i długo nic nie mówił. Nie widziałam go, ale wiedziałam, że jest zakłopotany, że nie wie co mi powiedzieć. Po policzku spłynęła mi pojedyncza łza. Odwróciłam się w jego stronę.

- A więc jednak? - głos mi się załamał. - Dlaczego mi nie powiedziałeś?

- Skąd wiesz? - warknął przez zęby.

- A co to ma do rzeczy? - wbiłam w niego załzawione spojrzenie. - Kiedy miałeś zamiar mi powiedzieć? A może chciałeś wyjechać bez informowania mnie?! - mój głos stał się donośniejszy.

- Kubiak, prawda? - bardziej oznajmił niż zapytał. 

Nie dałam po sobie poznać, czy to prawda. Milczałam. Milczałam, czekając na jakąkolwiek odpowiedź.

- Nie chciałem ci mówić, bo... w sumie sam nie wiem dlaczego. Może się bałem? Bałem się, jak to przyjmiesz.

- Myślałeś, że jak powiesz mi przed samym wyjazdem to coś to zmieni? Okłamywałeś mnie! 

- Przecież możemy tam pojechać razem. Zacząć wspólne życie. Założyć rodzinę - przysunął się do mnie nieznacznie i ujął moją twarz w dłonie. Strzepnęłam je z impetem.

- Ty chcesz układać sobie życie w Rosji? Ja mam tu pracę, zaczynam studia. Jak ty to sobie wyobrażasz?!

- Zrezygnuj ze studiów, wyjechać możemy po wakacjach...

- Ja nie chcę rezygnować ze studiów! To moja przyszłość. Ja chcę być kimś, chcę spełnić marzenie mojej mamy... Dlaczego nie chcesz pomyśleć o tym co ja czuję? - teraz to już cała chodziłam ze złości, a po policzkach strumykami spływały mi słone łzy. Chyba przez całe życie tyle nie płakałam, co przez ten ostatni czas.

- Magda... ja nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało... Chcę dla ciebie dobrze.

- Mogłeś pomyśleć o tym wcześniej i mi o wszystkim powiedzieć - rzuciłam i odepchnęłam go na bok. Wybiegłam z pokoju. Wpadłam do salonu i nie zważając na zdziwione spojrzenia siatkarzy, podeszłam do Tomka i wzięłam go na ręce. - Wychodzimy, młody - powiedziałam do chłopca i wyszłam z mieszkania, po drodze łapiąc za jego rzeczy.

- Gdzie idziemy? Dlaczego płaczesz? - zapytał, kiedy wyszliśmy na zewnątrz.

- Do cioci Natalii - wypaliłam. - Pokłóciłam się z wujkiem - dodałam. - Ale to nic.

Chłopiec nie zadawał już więcej pytań. Złapaliśmy taksówkę i podjechaliśmy pod dom Natalii. Stanęłam przed drzwiami i zapukałam. Dobrze, że jej rodzice znowu wyjechali.

- Magda? Boże, co się stało? - zapytała, kiedy otworzyła drzwi.

- Przenocujesz nas? - popatrzyłam na nią pytającym wzrokiem.

- Pewnie. Wchodźcie - zaprosiła nas do środka. Wiedziałam, że zawsze mogę na nią liczyć.


***


- Stary, o co chodzi? - do pokoju Bartka wszedł Pit. Kurek stał oparty o parapet, patrząc przez okno na brunetkę z dzieckiem na rękach, wsiadających właśnie do taksówki. - O co poszło?

- O Rosję - warknął i zacisnął pięści. - A przecież miała się na razie nie dowiadywać - wypadł z pokoju i wpadł do salonu. Szybkim krokiem podszedł do Miśka i złapał go za koszulkę. - Ty... gnido. Jak mogłeś? - zamierzył się na niego, ale ktoś mocno złapał go za nadgarstek.

- Zrobiłem co należało - Michał nie okazywał nawet odrobiny skruchy.

- Przemocą niczego nie zmienisz - odparł spokojnie Zibi. - To nie jego wina. W sumie dobrze, że jej powiedział. Ty byś tego nie zrobił...

- Spieprzaj - warknął Bartek i wyrwał się Bartmanowi, przy okazji puszczając Kubiaka. - Wy nie macie pojęcia, co ten idiota właśnie zrobił. Ona mi tego nie wybaczy, rozumiesz? - wrzasnął. - Nie przechodzę do Dynama - oznajmił po krótkim namyślę. - Mogą mnie zwolnić, ale ja tam nie przejdę!

- Stary, nie wiesz co mówisz - w pomieszczeniu zjawił się Pit. - Prześpij się z tym.

- Nie, to wy nie wiecie co mówicie. Dzwonie do Moskwy - wyjął telefon z kieszeni, ale Zbyszek od razu wyrwał mu ją z ręki. 

- Nigdzie nie dzwonisz - powiedział stanowczo. - Ogarnij się i sobie to z nią wszystko ładnie wytłumacz.

- Ona nie będzie chciała ze mną teraz gadać. Nienawidzi mnie - oznajmił łamanym głosem Bartek. - Oddaj mi ten telefon - wyciągnął rękę w kierunku przyjaciela.

- To dla twojego dobra - Zibi schował komórkę do swojej kieszeni.

- Wy nic nie rozumiecie! - wrzasnął. - Ja ją mogę stracić! Jak zwykle nic nie rozumiecie! Wychodzę jej szukać - oznajmił i skierował się w stronę wyjścia, ale Piotrek i Zbyszek zagrodzili mu drogę i zamknęli drzwi na klucz. - Zejdźcie mi z drogi! - krzyknął i odepchnął Pita na bok. Bartman jednak szybko złapał go za koszulkę, a Piter zaraz mu pomógł. Zaprowadzili wspólnie przyjaciela do pokoju.

- W takim stanie nigdzie nie wyjdziesz. Poza tym nie wiesz, gdzie ona jest - odezwał się Pit. - Pogadasz z nią jutro rano.

- Chyba macie rację - Bartek się poddał. - Zrobię to jutro...


________________________________________________________________________________
DALEJ SOVIA! Radość mnie po prostu rozpiera, że Resoviacy już dwukrotnie pokonali Skrę. Kibicuję im całym sercem :p

Oddaje wam kolejny rozdział. Pisałam go ledwo przytomna, więc nawet sama nie umiem ocenić jak mi wyszedł, ale to już zostawiam wam :)
Pozdrawiam :*









sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 32.

Sobota minęła nam na odpoczynku i zajmowaniu się Tomkiem. Chłopcy rozłożyli Playstation i zaczęli grać w jakąś grę. Michał nie mógł się odczepić od małego przez cały dzień, ale najwidoczniej mu to nie przeszkadzało, bo wydawał się być szczęśliwy. Siedziałam sobie w fotelu popijając lemoniadę i kibicując chłopakom w wyścigu. Uśmialiśmy się co nie miara.

Po południu postanowiliśmy wspólnie wyskoczyć na pizze. Ogarnęliśmy się i po 14.00 wyszliśmy z mieszkania. Pogoda była przepiękna. Słońce prażyło, ale wiał też leciutki wietrzyk, więc nie odczuwało się tak mocno tego żaru. Postanowiliśmy się przespacerować. Po kilkunastu minutach weszliśmy do pizzerii. Chłopaków oblazło parę nastolatek, prosząc o wspólne zdjęcia i autografy. Siatkarze ze sztucznymi uśmiechami zgodzili się, a że Tomek nie chciał odstąpić Kubiaka na krok, on też załapał się na zdjęcia. Mnie poproszono o cykanie fotek. Po pewnym czasie siedzieliśmy już przy stoliku, składając zamówienia.

- Wy to wszystko zjecie? - zapytałam, kiedy kelner przyniósł nam pięć wielkich pizz do stolika.

- Nie wiem jak wy, ale ja to jestem nieziemsko głodny - Pit zatarł ręce i pochwycił pierwszy kawałek.

Pokręciłam z uśmiechem głową i też zabrałam się do jedzenia. Po chwili wszyscy praktycznie leżeliśmy na swoich siedzeniach, nie mogąc się podnieść.

- Tego mi było trzeba - westchnął Piter.

- Wujku, wujku, wujku pójdziesz ze mną dzisiaj do parku. Proszę - Tomek wszedł Michałowi na kolana i popatrzył na niego proszącym wzrokiem.

- A nie wolisz się pobawić na placu przed blokiem?

- Tak też jest plac i ... - chłopiec trochę się zmieszał. - Taka koleżanka powiedziała, że dzisiaj przyjdzie tam z mamą.

- Ładna ta koleżanka? - wtrącił uśmiechnięty Zibi i dostał ode mnie kuksańca w bok.

- Chyba ładna - wzruszył ramionami. - Mi tam się podoba i lubi się bawić moim samochodem.

- No, na takie fury to laski lecą - Zbyszek znowu zaczął się szczerzyć.

- To co, pójdziesz? Proooszę.

- No dobrze, już dobrze, ale zapytaj Magdy.

- Magda też może z nami pójść, żebyś się nie nudził - oznajmił chłopiec. - Pójdziesz, prawda? - popatrzył w moją stronę.

- Pójdę, pójdę - zmierzwiłam mu włosy. Przy okazji omówię parę ważnych spraw z panem Michałem - dodałam w myślach.

Posiedzieliśmy jeszcze około 20 minut i postanowiliśmy wrócić. Ja, Michał i Tomek weszliśmy do domu tylko na chwilę, aby wziąć coś do picia oraz do ubrania jakby się zrobiło chłodniej.

- Nie chcesz z nami iść? - zapytałam Bartka.

- Jak nie muszę, to wolałbym nie - odpowiedział.

Wzruszyłam tylko ramionami, następnie w trójkę wyszliśmy i ruszyliśmy do parku.


Przez całą drogę nie odezwałam się ani słowem. Kiedy dotarliśmy na miejsce, mały pobiegł na zjeżdżalnie, a my usiedliśmy na ławce. Zupełnie tak, jak wczoraj... Nikt chyba z nas nie wiedział, jak przerwać tę niezręczną ciszę. Wyjęłam z kieszeni telefon i zaczęłam skakać po plikach bez najmniejszego sensu. W głowie jednak układałam to wszystko, co miałam zamiar z siebie wyrzucić. Po chwili schowałam komórkę z powrotem i popatrzyłam kątem oka na Miśka - siedział i patrzył skupiony przed siebie, zapewne obserwując Tomka.

- Magda? - jego głos sprawił, że podskoczyłam na miejscu.

- Tak? - zapytałam, przybierając obojętny wyraz twarzy.

Przeniósł spojrzenie na mnie i westchnął głęboko.

- Ja wiem, że wczoraj nie powinienem... - zaczął.

- Nie wracajmy do tego - ucięłam szorstko. Jak to nie wracajmy? Magda, właśnie chciałaś o tym pogadać!

- Było, minęło...

- Właśnie nie. Sądzę, że powinniśmy o tym pogadać.

- Michał - popatrzyłam na niego. - Ja wiem, że... no tego... ale zrozum... ja cię bardzo lubię - jąkałam się, nie mogąc skonstruować sensownego zdania. - Ale zrozum, że ja jestem z Bartkiem i kocham go.

- No wiem przecież - znowu przeniósł spojrzenie na Tomka. - Patrz jak ładnie razem wyglądają.

Również popatrzyłam w tę samą stronę. Tomek i prawdopodobnie koleżanka, o której wspominał, siedzieli sobie razem w piaskownicy i zawzięcie o czymś dyskutowali, a następnie zabrali się za wspólne lepienie babek. I znowu nastała cisza, która jakoś sprawiała, że czułam się niezręcznie.

- A wracając do tego - Michał znowu się odezwał i przeniósł spojrzenie swoich zielonych tęczówek na mnie.

- I nie przerywaj mi, bo czuję, że po prostu muszę to powiedzieć - zamilkł na chwilę, ale po chwili znowu zaczął mówić. - Wiem, że nie powinienem, ale po prostu nie mogę się powstrzymać. Każda twoja bliskość doprowadza mnie do szaleństwa, bo wiem, że nie możesz być moja. Dobra to zabrzmiało trochę jak ze ''Zmierzchu'' - uśmiechnął się delikatnie. Przy innej okoliczności pewnie bym wybuchła śmiechem, ale teraz jakoś nie było mi do śmiechu. - Dobra, nie ważne. Ważne jest to, że to co do ciebie czuję jest prawdziwe - chciałam coś powiedzieć, ale przerwał mi. - Nie pytaj skąd wiem. Po prostu wiem, czuję...

- Michał...

- Wiem, że zjebałem od samego początku. Wiem, że zaprzepaściłem swoje szanse już na samym starcie. Wiem, że jestem kompletnym idiotą. Ja to wszystko wiem - mówił teraz, patrząc przed siebie. - Bartek to ogromy szczęściarz...

- Michał, przestań! - podniosłam głos. - Skończ już. Nie chcę tego słuchać. Jestem z Bartkiem i koniec. Rozumiesz? Nic co powiesz tego nie zmieni.

- Nie powiesz mi, że do mnie też czegoś nie czujesz! - on też podniósł głos. - Chciałaś tego pocałunku. Chciałaś też tych wcześniejszych... I nie wmówisz mi, że tak nie było!

- Kłamiesz! - wstałam z impetem z ławki. - Wcale tego nie chciałam! Uroiłeś coś sobie! Kocham Bartka! Kocham go! - nie przejmowałam się w tym momencie tym, co myślą sobie o mnie ludzie przechodzący w pobliżu. - A ktoś taki jak ty nie wjebie się w nasz związek, rozumiesz?

- Bartek wyjeżdża do Rosji... - powiedział nagle.

- Co?

- Bartek wyjeżdża do Rosji! - powtórzył głośniej. - Podpisał kontrakt z moskiewskim klubem. On cię okłamuję, nie widzisz tego?

- To ty ciągle kłamiesz!

- Jak chcesz to się sama go zapytaj - powiedział spokojnie.

Oczy zaszły mi łzami. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, co mam o tym myśleć.

Rzuciłam mu jeszcze przelotne spojrzenie i odbiegłam, a łzy leciały mi teraz strumieniami. Nawet nie wiedziałam gdzie biegnę. Ludzie patrzyli się na mnie, jak na jakąś wariatkę, ale miałam to głęboko gdzieś. Skręciłam w dobrze znaną mi uliczkę, której raczej powinnam się wystrzegać jak ognia, ale wiedziałam, że nikt tędy raczej nie przechodzi. Przylgnęłam do ściany i osunęłam się po niej bezwładnie. Ukryłam twarz w dłoniach i dałam upust wszystkim moim łzom. Miałam nadzieję, że to nie prawda, ale jakoś wszystko mi mówiło, że Kubiak jednak nie kłamię, bo skąd wytrzasnął by coś takiego jak Rosja? To musiała być prawda. Prawda, która no nowo sprawi, że całe moje życie legnie w gruzach. Dlaczego to zawsze musi przytrafiać się właśnie mnie?

_______________________________________________________________________________
Boże. Nie biorę najmniejszej odpowiedzialności za to co znajduję się tam na górze -.- Masakra jakaś...
Mam nadzieję, że nie straciłam czytelników przez ten czas, bo jak widziałam to zaglądaliście tu regularnie. Miło :)

Już mają prawie 500 lajków, dobijajcie --->  http://www.facebook.com/?q=#/pages/Fakty-i-mity-o-siatkarzach-z-elity/451256334922218




niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział 31.

W piątek wieczorem musiałam się przygotować na przyjście Tomka. Posprzątałam całe mieszkanie, co było do mnie zupełnie niepodobne, ale cóż. Wywołało to równie radość u chłopaków, którzy raczej do czyściochów nie należeli.

- Nie wiem czy wiesz, ale mieszkasz u nas do końca życia - zaśmiał się Zibi. - Nie dość, że świetnie gotujesz, to jeszcze czasem posprzątasz. Chyba się zastanowię nad zabraniem cię Kurasiowi.

Uśmiechnęłam się tylko i padłam wykończona na kanapę. Po chwili już spałam.

Następnego dnia wstałam wcześnie rano. Zwlokłam się z łóżka i po cichu zamknęłam się w łazience. Wzięłam długą kąpiel i wypróbowałam chyba wszystkie nowe kosmetyki, które sobie ostatnio zakupiłam. Następnie dokładnie wysuszyłam włosy, umyłam zęby i ubrałam się w rurki oraz luźny T-shirt. Kiedy opuściłam łazienkę reszta lokatorów również powstawała. Udałam się więc do kuchni, po drodze kradnąc  buziaka Bartkowi i zabrałam się za robienie śniadania. Zrobiłam cały stos kanapek i postawiłam go na stole. Następnie zabrałam się z robienie kaw. W tym momencie zadzwonił mój telefon. Odebrałam i okazało się, że to Marzena. Zapytała się o adres mieszkania i oznajmiła, że za chwilę będą.. Kiedy stawiałam gotowe napoje na stole rozległ się dźwięk domofonu. Krzyknęłam, że jedzenie na stole i poszłam otwierać gościom. Po minucie już mały Tomek rzucał mi się na szyję. Marzena miała na sobie suknie wieczorową, więc pewnie udawali się na jakiś bal, czy coś. Wręczyła mi tylko małych rozmiarów plecaczek i pożegnała się. Zamknęłam za nią drzwi i odwróciłam się, ale Tomka już nie było. Poszłam do kuchni i zobaczyłam go na kolanach u Michała. Kubiak łaskotał małego, a ten śmiał się wniebogłosy.

- Jadłeś śniadanie? - zapytałam chłopca.

- Jadłem, ale i tak zjem - oznajmił i złapał za kanapkę. 

- Pewnie niedługo pod nogami będą nam biegały takie mała Bartusiątka - odezwał się Pit.

- Kuraczątka - wtrącił Zibi.

- Trochę jak kurczaki. O zjadłbym kurczaka - rozmarzył się Piter.

- Ty to ciągle coś żresz.

- Pobawisz się za mną wujku? - zapytał chłopiec Miśka.
- Wujek pewnie nie ma czasu - powiedziałam, zajmując miejsce przy stole.

- Ależ ma - oznajmił Kubiak, patrząc na mnie z uśmiechem. - Lubisz samochody?

- Nawet przyniosłem ze sobą! - krzyknął zadowolony malec.

- To leć po nie i zaraz się pobawimy ze wszystkimi wujkami - Michał zdjął chłopca z kolan, a ten wystrzelił jak torpeda i pobiegł do salonu.
Kiedy wszyscy już zjedli, ja zostałam wyznaczona do zmywania naczyń, a chłopcy poszli do salonu bawić się z Tomkiem. Kiedy wszystkie naczynia były już czyste przeszłam do salonu i usiadłam na kanapie. Włączyłam telewizję i przyglądałam się zabawie chłopców. Siatkarze byli zachwyceni zdalnie sterowanym samochodzikiem i bawili się jak małe dzieci. 

- Może pójdziemy na spacer? - zapytałam chłopca po pół godzinie zabawy. - Do parku na lody.

- Na lody, na lody! - Tomek zaczął skakać ze szczęścia. - Wujku Michale pójdziesz z nami?

Kubiak popatrzył na mnie, a ja skinęłam zachęcająco głową.

- No dobra, ale musisz się słuchać Magdy - chłopiec rzucił mu się w ramiona. 

- Obiecuję, że będę grzeczny.

- Mam nadzieję - zaśmiał się Michał.

Założyłam Tomkowi buciki i sobie samej także. Wzięłam torbę i w trójkę wyszliśmy na zalane słońcem podwórko. Mały nie odstępował Michała na krok. Tak słodko razem wyglądali. Co? Nie. To Tomek wyglądał słodko. No dobra może Misiek trochę też...

Uśmiechałam się sama do siebie, nawet nie wiadomo dlaczego. W końcu dotarliśmy do tak wymarzonej budki z lodami. Tomek rzucił się do niej i od razu zaczął zamawiać sobie wielkiego, czekoladowego loda. Jako, że lubiłam go rozpieszczać zgodziłam się. Ja też wzięłam czekoladowego, a Misiek mieszanego. Usiedliśmy z Michałem na ławce, a Tomek pobiegł się pohuśtać na huśtawce. Musiałam mu pomóc na nią wsiąść, bo trudno mu było z jedną ręką. Kiedy chłopiec, uprzedzony przeze mnie, żeby się nie bujał za wysoko, bo może spaść, grzecznie się bawił, my siedzieliśmy w milczeniu. Nikt za bardzo nie wiedział od czego zacząć, więc w ciszy lizaliśmy lody.

- Fajny dzieciak - odezwał się po chwili Kubiak.

- Wiem i chyba cię polubił - uśmiechnęłam się.

- Chyba tak, ale to dziwne, bo jakoś nigdy nie miałem ręki do dzieci.

- No widzisz.

- Ubrudziłaś się - siatkarz uśmiechnął się.

- Co? - lecz nie zdążyłam się zapytać, bo Michał już przybliżył mi dłoń do policzka i starł coś z niego, a następnie przesunął dłonią dalej i założył mi kosmyk włosów za ucho. Popatrzyłam w górę i spotkałam się z głębokim spojrzeniem zielonych tęczówek siatkarza. Uśmiechnął się, a ja mimowolnie zrobiłam to samo. Następnie jego twarz zaczęła się niebezpiecznie zbliżać do mojej. Nie. Stop. Odwróciłam głowę w drugą stronę, a Michał od razu się odsunął.

- Chyba powinniśmy już iść - oznajmiłam i wstałam z ławki. Zawołałam chłopca, a ten po chwili zjawił się przy nas cały ubrudzony czekoladą. - No jak ty wyglądasz? Szybko do domu i się myć.

Tomek zrobił zawstydzoną minę i złapał Michała za rękę. Do końca podróży ja, ani Misiek nie odzywaliśmy się słowem i wsłuchiwaliśmy się jedynie w opowiadanie chłopca o jego ulubionych postaciach z kreskówek i filmów Disneya...

_______________________________________________________________________________
Tak wiem, że fanki Kurasia znienawidzą mnie za ten rozdział, ale muszę to jakoś przeżyć, no niestety takie życie ;P

Jak macie do mnie jakieś pytania, wątpliwości, to przypominam o blogowym asku. Wystarczy kliknąć w podstronę ''Pytania?''

Pozdrawiam wszystkich i zapraszam do komentowania :)

piątek, 8 lutego 2013

Rozdział 30.


- Zaczekajcie. Pójdę sprawdzić o co chodzi - Piter wyłączył palnik i poszedł w stronę pokoju przyjaciela.

Kiedy zapukał nikt się nie odezwał, więc postanowił po prostu wtargnąć do pomieszczenia. Kiedy przekroczył próg zobaczył Michała leżącego na łóżku i wpatrującego się w nieokreślony punkt na suficie.

- Stary, co znowu? - zapytał Piter, zajmując miejsca na łóżku Zibiego.

- Nic - bąknął Misiek nie odrywając wzroku od sufitu, ta jakby wstydził się spojrzeć na przyjaciela. A może właśnie tak było? Może wstydził się okazać swoje uczucia? Wstydził się pokazać to wszystko, co się właśnie w nim zebrało i rozpaczliwie wołało o wyjście na zewnątrz?

- Przecież widzę - Pit złapał za gumową piłeczkę i przez chwilę przerzucał ją w rękach, a następnie zaczął ją
odbijać o ścianę. - No mów.

Michał westchnął ciężko.

- Nie ma o czym gadać... - teraz spojrzał się na blondyna. W jego zielonych tęczówkach mieszały się wielka złość, a zarazem smutek.

- Misiek nie zachowuj się jak jakaś baba. Nawijaj o co chodzi i przestań udawać.

- Przecież wiesz o co chodzi - głos Michała wydał się nieco donośniejszy.

- O Magdę? Nadal?

- Przez cały ten czas - westchnął brunet i przeniósł się do pozycji siedzącej, opierając się plecami o ścianę. A ona mi wcale nie pomaga zapomnieć...

- Ogarnij się - Piter uderzył Kubiaka piłką dokładnie w środek głowy.

- Nie potrafię! - Michał oddał przyjacielowi ze zdwojoną siłą.

- To bolało!

- Miało boleć.

- Ja ci tu przychodzę udzielać rady, a ty mnie bijesz! To nie fair!

- Jakoś jeszcze nic mi nie poradziłeś...

- A co mam powiedzieć? Żebyś o nią walczył? Bartek to też mój przyjaciel i nie chcę, żeby on cierpiał, ale też nie chcę, żebyś ty był przygnębiony...

- Tylko dlaczego on ma mieć lepiej, co?

- A bo ja wiem - Piter wzruszył ramionami. - Takie życie. Ona wybrała jego.

- A dlaczego nie mogła wybrać mnie? Dlaczego jego? I jeszcze miziają mi się przed nosem, a ja muszę na to wszystko patrzeć!

- Kubiak! Przestań się użalać! To tylko głupie zauroczenie. W końcu ci przejdzie, a wtedy sam będziesz myślał, jaki byłeś głupi. Zaprzyjaźnij się z nią. Uwierz, że czasami przyjaźń więcej znaczy niż miłość... A teraz chodź, bo nam wszystko zeżrą sępy jedne.

***




Wszyscy spojrzeliśmy na Michała pytającym wzrokiem.

- Chyba zaszkodziła mu ta wczorajsza kolacja - wyjaśnił Piter. - Ale już wszystko ok.

Widziałam jak Kubiak spogląda na Pita z wdzięcznością. Czyli coś było nie tak. Wszyscy inni jednak uwierzyli i zasiedli do stołu. Zjedliśmy naleśniki dokończone przeze mnie, a następnie pierwsza zajęłam łazienkę. Wzięłam długi prysznic, ubrałam się, umyłam zęby, rozczesałam włosy i opuściłam pomieszczenie. Zawołałam Maksa i zabrałam się do zakładania mu smyczy.

- Poczekaj, przejdę się z tobą - rzucił Bartek i zniknął za drzwiami swojego po pokoju i wrócił po 3 minutach. - Gotowy - uśmiechnął się.

Jak oni to robią?

Założyliśmy buty i wyszliśmy z mieszkania. Na zewnątrz od razu oślepiło mnie jaskrawe słońce. Bartek objął mnie ramieniem i ruszyliśmy przed siebie. Szliśmy w milczeniu. Cały czas zastanawiała mnie ta akcja z Michałem. O co tym razem chodziło? Znowu o mnie? Magda, egoistko. Nie zawsze musi chodzić o ciebie!

Co ja tak właściwie czułam do Kubiaka? Lubiłam go, nawet bardzo, ale on był jakby to powiedzieć... nieprzewidywalny? Niedostępny pod względem przyjaźni? Chyba coś takiego...

Po kilkunastu minutach wróciliśmy do domu. Od razu wszyscy zebrali się do wyjścia i ruszyliśmy do Spały. W samochodzie siedziałam z tyłu pomiędzy Pitem, a Kubiakiem. Temu drugiemu w zadziwiająco szybkim tępię poprawił się humor i teraz gęba mu się nie zamykała, zresztą tak samo jak wszystkim w aucie. Do COS-u dotarliśmy w dobrych humorach. Wysiadłam z auta i od razu przed nosem przebiegł mi  Igła, goniący Michała.

- Winiar, bo jak cię zaraz! - darł się, a ja stałam nie wiedząc o co chodzi.

- Masz za krótkie nóżki nie dogonisz mnie! - wrzeszczał ten drugi.

- O co im chodzi? - zapytałam podchodząc do Pawła.

- Winiar oblał Krzyśka szlauchem - normalka - oznajmił.

- No jak dzieci. Nawet gorzej - wywróciłam oczami.

Zostawiając Igłę na pastwę Miśka, weszliśmy do środka i jak zwykle się rozstaliśmy. Bartek jeszcze dał mi buziaka w policzek i także poszedł z kolegami, a ja jak zwykle skierowałam się do pokoju numer 36.


______________________________________________________________________________
Dobra to już się zaczyna robić nudne. W następnych rozdziałach mam zamiar przyspieszyć i zacząć powoli kończyć tego bloga.

Jak zwykle proszę o lajki -----> http://www.facebook.com/pages/Fakty-i-mity-o-siatkarzach-z-elity/451256334922218














środa, 6 lutego 2013

Rozdział 29.

Po trzech dniach wylegiwania się w domu, ja i Michał musieliśmy wrócić do swoich obowiązków. Ja do pracy, a Misiek do treningów. O 9.30 wszyscy opuściliśmy mieszkanie i w piątkę zapakowaliśmy się do samochodu Bartka.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, wysiedliśmy z samochodu i każdy poszedł w swoją stronę, ja do gabinetu pana Marka, a chłopaki na salę. Dostałam bardzo dużo roboty, no ale nie ma się co dziwić, tyle dni mnie nie było. Uporałam się ze wszystkim do 18.00 i zmęczona poczłapałam na halę, gdzie siatkarze odpoczywali po drugim treningu. Usiadłam obok Bartka i pocałowałam go delikatnie w usta. Odwzajemnił pocałunek i objął mnie ramieniem.

- Czeeeść, mała! - po chwili nade mną zjawili się Winiar i Igła.

- Hej - uśmiechnęłam się.

- Mamy coś dla ciebie - Igła wyciągnął zza pleców pluszaczka - różowego hipopotamka z serduszkiem między łapkami.

- Z jakiej okazji? - uśmiechnęłam się od ucha do ucha i wyjęłam zabawkę z rąk libero.

- Z okazji, że nic ci się nie stało - przytulił mnie, a po nim Ziomek i wszyscy po kolei. Podziękowałam.

- Powinnaś go nazwać Manfred - oznajmił Pit, wyjmując mi różowe zwierzątko z rąk.

- Manfred? Dlaczego Manfred? - zapytał Igła.

- Nie wiem. Tak mi jakoś wygląda na Manfreda - Piter zaczął oglądać hipopotama ze wszystkich stron.

- Może być i Manfred - zaśmiałam się.

Zebraliśmy się i wróciliśmy do mieszkania. Tylko ja i Bartek, bo reszta została na miejscu. Usiedliśmy na kanapie i włączyliśmy jakiś serial w telewizji. Po chwili ktoś zadzwonił do drzwi.

- O to pewnie pizza! - Bartek zerwał się i poszedł otwierać, a po chwili wrócił z ogromny pudłem.

- Zamówiłeś pizze?

- Ostatnio mówiłaś, że nie lubisz wykwintnych kolacji, więc proszę bardzo - Bartek postawił pudełko na stoliku i poszedł do kuchni po coś do picia. Po chwili wrócił z  butelką i dwoma kieliszkami. Usiadł obok mnie i dostał buziaka w policzek. Nalał czerwonego płynu do obu naczyń i z szerokim uśmiechem, podał mi jeden z nich. - To jak, jemy? - zatarł ręce.

- Jasne! - krzyknęłam i złapałam za jeden z kawałków pizzy. Po kilku minutach pochłonęliśmy całą. No w sumie to Bartek pochłonął, bo ja zjadłam tylko dwa kawałki.

Bartek oparł się o tył kanapy i upił łyk wina. Przytuliłam się do niego i pocałowałam go w usta.

- Gdzie są chłopaki? - zapytałam, zerkając na zegarek.

- W Spale - uśmiechnął się.

- W Spale? Dlaczego?

- Będą tam dzisiaj nocować. Poprosiłem ich o to żebyśmy mogli dzisiaj spędzić wspólnie czas - musnął ustami moje wargi.

- Zgodzili się?

- Nie mieli wyboru.

- To jak chcesz spędzać ten czas? - zapytałam, wpatrując się w niego.

Bartek, wcześniej odstawiając wino na stolik, położył mi dłonie na lędźwiach i mocno do siebie przyciągnął, tak, że teraz znajdowałam się na nim, a następnie zachłannie wpił się w moje usta.

- Tak może być? - szepnął mi do ucha.

- Jasne, że tak - uśmiechnęłam się szeroko i odwzajemniłam pocałunek. Delikatnie uchyliłam usta i po chwili poczułam język Bartka w swojej buzi. Jego dłonie wędrowały po moich plecach, a ja wsunęłam mu rękę we włosy.

W tym momencie rozległ się dźwięk mojego telefonu. Uwolniłam się z uścisku siatkarza i sięgnęłam po telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer Dariusza.

- Tak?

- Madziu, to ty? - usłyszałam w telefonie głos Marzeny

- Tak, to ja - potwierdziłam i poczułam jak Bartek muska ustami moją szyję. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Odepchnęłam go od siebie.

- Jak dobrze cię słyszeć. Dzwonie do ciebie, żeby się zapytać, czy wszystko u ciebie w porządku? Jak się trzymasz? Niczego nie potrzebujesz? Ten siatkarz o ciebie dba?

- Czuję się świetnie i niczego nie potrzebuję. A Bartek? Bartek dba o mnie nadzwyczaj dobrze.

- Pamiętaj, że zawsze, jak będziesz czegoś potrzebować, to dzwoń, przychodź, czy co tam jeszcze. Zawsze jesteś u nas mile widziana.

- Wiem. A co tam u was? - Bartek niestety nie dawał za wygraną i teraz całował mnie po karku.

- Ogólnie to dobrze. Tylko teraz mamy taki problem mały, ale to nic ważnego... - wiedziałam, że chce mi o tym powiedzieć.

- No mów - Kurek objął mnie od tyłu.

- To nic wielkiego. Po prostu razem z Dariuszem wyjeżdżamy w weekend do Warszawy i nie mamy co zrobić z Tomkiem. Niania niestety nie może przyjść, ale się jej nie dziwię bo soboty i niedziele miała mieć wolne.

- Ja się z chęcią nim zaopiekuję - powiedziałam.

- Naprawdę? Jesteś cudowna. Przywieziemy ci go w sobotę z samego rana, dobrze?

- Okej - wiedziałam, że ta rozmowa tylko do tego prowadziła.

Pożegnałam się i rozłączyłam się.

- Nie możesz chwilę zaczekać? Nawet nie można z ciotką porozmawiać - zaśmiałam się.

- Niestety już dłużej nie wytrzymam - uśmiechnął się, po czym przyciągnął mnie do siebie i zaczął namiętnie całować...

***
Rano obudził mnie dzwonek do drzwi. Ocknęłam się i zobaczyłam obok siebie słodko śpiącego Bartka. Uśmiechnęłam i zrzuciłam z siebie jego ogromną rękę.

- Już idę - krzyknęłam.

- Spoko. Nam się nie spieszy - usłyszałam zza drzwi.

Szybko nałożyłam bieliznę i narzuciłam na siebie koszulkę Bartka. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. W wejściu stali Zibi, Pit i Misiek. 

- Jest jakieś śniadanko? - zapytał Pit, wchodząc do środka.

- Jak zrobisz - uśmiechnęłam się.

- Zawsze ja - westchnął Piotrek i skierował się do kuchni. Zibi poszedł za nim. Kubiak natomiast stanął przede mną i zmierzył mnie wzrokiem. Następnie popatrzył mi w oczy, prychnął i odszedł w tę samą stronę.

Zamknęłam drzwi i także ruszyłam za nimi. Bartek właśnie podnosił się z łóżka. Kiedy weszłam do kuchni, Pit już złapał za patelnie i starał się coś na niej usmażyć. Ja wyjęłam sok z lodówki i nalałam sobie do szklanki.

- I jak tam? - zapytał Zibi.

- Ale co?

- Ty już dobrze wiesz - poruszał znacząco brwiami. - Mam nadzieję, że Kuraś się postarał. 

- A jak - zaśmiałam się, a w tym momencie Bartek wszedł do pomieszczenia. Podszedł do mnie i namiętnie mnie pocałował. 

- Widzicie jeszcze im mało - westchnął Pit. - Ja do Spały nie wracam.

- Ja tak samo - oznajmił Zibi.

Wszyscy zaczęliśmy się śmiać, tylko Michał wstał z impetem od stołu i wyszedł z pomieszczenia...

______________________________________________________________________________
Dobra w końcu się wzięłam i napisałam coś. Początek drugiego semestru, a ja jestem cała zawalona nauką. Przepraszam jeżeli ten rozdział nie sprostał waszym oczekiwaniom, ale niestety nic innego z siebie nie wycisnę. Na pocieszenie jednak dodam, że już zaczęłam pisać w zeszycie nowego bloga i jakoś mam o wiele więcej weny na niego niż na przygody Magdy. W sumie nie wiem czy to dobrze, czy nie, no ale co poradzić.

Wszyscy co czytają mojego bloga niech zlajkują, to na prawdę zajmie wam 5 sekund :) -----> http://www.facebook.com/pages/Fakty-i-mity-o-siatkarzach-z-elity/451256334922218

niedziela, 3 lutego 2013

Rozdział 28.

Rozległ się dźwięk telefonu Michała.

- Misiek?

- Hmm?

- Telefon - powiedziałam, starając się wyswobodzić z jego objęć. Nic to jednak nie poskutkowało. Ehh te umięśnione ręce siatkarzy.

- Kubiak! Puszczaj mnie!

- Po co? - uśmiechnął się.

- Puszczaj no i odbierz ten telefon! - wydarłam się, ale to nadal nie wzbudził w nim żadnej reakcji. 

Telefon w końcu przestał dzwonić, a ja nadal tkwiłam w ramionach Miśka.

- Puść mnie, bo zacznę się drzeć i sąsiedzi pomyślą, że mnie torturujesz - oznajmiłam, kiedy już nie miałam więcej sił, aby się wyrywać. Michał rozluźnił ramiona w ułamku sekundy. - Debil jesteś - dźgnęłam go palcem w żebra. 

Kubiak uśmiechnął się szeroko i sięgnął po telefon, po czym przyłożył go do ucha.

- Co chciałeś?... Tak, wstała... Tak, pamiętam... Tak, wiem... Tak, oczywiście zaraz ją wiozę... Kurek skończ już, nie jestem debilem i o wszystkim pamiętam! - zakończył, po czym rozłączył się.

- No widzisz, wszyscy uważają, że jesteś debilem - wyszczerzyłam się.

- Ty się tu nie śmiej, tylko wstawaj i się ubieraj - rozkazał i przeniósł się na łóżko Pita. 

- Po co?

- Muszę cię zawieść do szpitala na badania jakieś tam.

- Nie musisz. Sama się zawiozę. Ja nie mam 5 lat.

- Nie dyskutuj tylko się zbieraj.

- Michał...

- Nie możesz w takim stanie prowadzić. Ubieraj się i bez marudzenia.

- No dobrze - przewróciłam oczami i ostrożnie podniosłam się z łóżka. Zakręciło mi się w głowie i Michał musiał do mnie podbiec, żebym się nie przewróciła.

- I ty chciałaś prowadzić. Błagam cię...

Pokazałam mu język i ustałam już o własnych siłach, a Kubiak wrócił na swoje miejsce.

- Może byś stąd łaskawie wyszedł - powiedziałam, stojąc z ubraniami w ręku.

- Nie trzeba. Dobrze mi tu - wyszczerzył się.

- Misiek, wynocha!

- A jeżeli znowu się przewrócisz? Jeżeli coś ci się stanie? Chcesz, żeby Bartek mnie zabił? - powiedział, udając śmiertelnie poważnego.

- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że chcesz to siedzieć i mnie oglądać? Zboczeniec z ciebie.

- Chyba będę zmuszony - poruszał znacząco brwiami.

- Marzenie... - prychnęłam i wyszłam z pokoju.

- A żebyś wiedziała - usłyszałam zza drzwi.

Zignorowałam to i weszłam do łazienki. Po 15 minutach wyszłam w pełni gotowa. Za drzwiami, oparty o ścianę stał Kubiak.

- Idziemy?

- Idziemy - potwierdziłam i po chwili wyszliśmy z mieszkania. Wsiedliśmy do samochodu Michała i ruszyliśmy w stronę szpitala.

- Michał?

- Hmm?

- Co z tym gościem, co wiesz...

- W więzieniu - Michał od razu zmienił wyraz twarzy. - Okazało się, że nie byłaś jego jedyną ofiarą.

Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu. W szpitalu pielęgniarka zaprowadziła mnie do jakiegoś pomieszczenia i nakazała poczekać chwilę na lekarza. Usiadłam na krześle i po 5 minutach zjawiła się pani doktor. Zapytała jak się czuję, czy nic innego mnie nie boli. Następnie zmieniła mi opatrunek i powiedziała, że mam koniecznie brać te leki, które dała Bartkowi.

- Bartosz Kurek to na prawdę pani chłopak? - zapytała uśmiechnięta.

Pokiwałam twierdząco głową.

- Szczęściara z pani, ja nigdy wcześniej nawet nie widziałam siatkarza na żywo. Zawsze w telewizji. Moja córka jest zapaloną fanką wie pani? Jej ulubionym klubem jest Jastrzębski Węgiel - uśmiechnęła się promiennie.

W tym momencie coś mi zaświtało w głowie.

- Niech pani zaczeka, za chwilę wrócę - rzuciłam i po chwili znajdowałam się już przed budynkiem.

Podeszłam do samochodu i zapukałam w szybkę od strony kierowcy.

- Kubiak, wysiadaj. Musisz iść ze mną - powiedziałam, kiedy szyba się uchyliła.

- Po jaką cholerę?

- Zobaczysz. No chodź. Proooszę - zrobiłam oczy kota ze Shreka.

- No idę, idę - wygramolił się z samochodu i poszedł za mną.

Weszliśmy do szpitala, a następnie do sali, gdzie byłam badana. Kiedy przeszliśmy przez drzwi, lekarkę zamurowało.

- Dzień dobry, oto Michał Kubiak, znany jako Dziku. Z przyjemnością da pani córce autograf, a nawet pozwoli się sfotografować - uśmiechnęłam się.

- Ale... - nie dokończył, bo dostał ode mnie łokciem w brzuch. - Tak, oczywiście. Z wielką przyjemnością. popatrzył na mnie z wyrzutem.

Pani doktor wydała z siebie pisk zachwytu i wyciągnęła zeszyt w stronę Michała. Podpisał się, a następnie za pozował do kilku zdjęć telefonem. Podziękowała nam serdecznie i opuściliśmy budynek.

- Jakbym wiedział, to bym z tobą nie poszedł - oznajmił.

- Nie lubisz uszczęśliwiać fanów?

- Czasami to się robi męczące...

- Taka cena sławy - wzruszyłam ramionami.

Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę powrotną. Po chwili siedzieliśmy już na kanapie, popijając orzeźwiający sok i oglądając telewizję. Widziałam, że Kubiak nad czymś intensywnie myśli, bo wpatrywał się w ekran niewidzącym wzrokiem. Przypatrywałam mu się przez chwilę, ale postanowiłam to przerwać i szturchnęłam go w bok.

- Co? Co jest? - przeniósł wzrok z telewizora na mnie.

- O czym tak myślisz? - zapytałam, zatapiając usta w zimnej cieczy.

- A o niczym - machnął ręką. - Dlaczego oglądamy nożną?! - złapał za pilot i zaczął skakać po kanałach.

- Nie lubisz?

- Nie przepadam. O, patrz! ''Madagaskar''! Kocham tę bajkę.

Zaśmiałam się i wlepiłam wzrok w ekran. Po chwili przerwano i zaczęły lecieć reklamy.

- Magda. Wiesz co? Jednak chcę ci coś powiedzieć...

- Tak? -

- Ja... ja chciałem cię przeprosić, ale tak na serio - wbił we mnie te swoje zielone tęczówki.

- Za co?

Odetchnął głęboko.

- Za wszystko. Za cały nasz początek znajomości. Przepraszam... jestem zwykłym durniem i wiem, że nawaliłem - spuścił wzrok. - Nie chciałem, żeby tak wyszło...

- Już dawno ci wybaczyłam - uśmiechnęłam się. - Liczy się to, co jest teraz. Dobrze się nam rozmawia. Nie kłócimy się. Jest super. Nie masz za co przepraszać - poklepałam go po plecach. - To co? Zapominamy i zostajemy przyjaciółmi?

- Tak... przyjaciółmi... - uniósł lekko kąciki ust, ale wzrok nadal miał smutny.

W końcu reklamy się skończyły i znowu na ekranie pojawiły się zabawne zwierzątka. Uśmialiśmy się do łez. Po chwili do mieszkania wparowała reszta mieszkańców.

- A wy co? Bajki animowane oglądacie? - Zibi usiadł w fotelu i położył nogi na stolik. - Dzieciarnia...

- I kto to mówi? - zadrwiłam, wyciągając mu z ręki Redbula i upijając łyka.

- I jak się czujesz? - do pomieszczenia wszedł Bartek i pocałował mnie w policzek.

- Świetnie - uśmiechnęłam się.

- ''Magadaskar''?! Uwielbiam! - Pit wbiegł i usiadł Zibiemu na kolana.

- Po pierwsze to ''Madagaskar'', a po drugie zabieraj tą spasłą dupę z moich kolan! - Bartman zepchnął Cichego na podłogę.

- Co ty chcesz od mojego zadka? Jest szczuplutki - Piter zerwał się i podjął próbę obejrzenia się z tyłu. - Nie jedna by oddała wszystko, żeby mieć go dla siebie!

- Taa... a ja jestem Merlin Monroe - zadrwił Bartman.

- W sumie to nie wiele ci do niej brakuję - zaśmiał się Misiek. - Tylko włosy przefarbuj, zapuść i nie do poznania!

- Sugerujesz, że mam kobiecą sylwetkę?! - oburzył się Bartman.

- Ja nic nie powiedziałem - Michał podniósł ręce w geście poddania.

- Ale zasugerowałeś! Już nie żyjesz, Kubiak!- krzyknął i rzucił się na Dzika, zwalając go z kanapy.

- Ja wcale nie mam spasłej pupy! - Piter zaczął przeglądać się w lustrze. - Prawda, Magda? Ty się znasz na tych sprawach.

Wywróciłam oczami i przytuliłam się do Bartka, który niewzruszenie wpatrywał się w telewizor, śledząc poczynania animowanych zwierzątek.

- No jak dzieci - westchnęłam i mocniej wtuliłam się w tors siatkarza.

_______________________________________________________________________________
Niestety od dzisiaj rozdziały będą pojawiać się na pewno nie częściej niż co dwa dni... Ale chyba lepiej, żebym pisała coś sensownego, niż coś takiego wymuszonego na siłę, nie? I jeszcze dochodzi ta szkoła... W drugim semestrze trzeba się niestety wziąć w garść :)
















czwartek, 31 stycznia 2013

Rozdział 27.

- Kubiak, gdzie ona do cholery jest?!

- Wyluzuj Piter. Jest dorosła, robi co chce.

- Czy ty wiesz w jakim psychicznym stanie ona jest? Nie wiadomo co mogło strzelić jej do głowy. Bartek zostawił ją pod twoją opieką. Ta okolica nie jest zbyt bezpieczna. Lepiej ją tu przyprowadź, jak nie wróci na noc, będziesz miał ostro prze...

- Dotarło. Idź stąd już - Michał wygonił przyjaciela z pokoju i zamknął drzwi. Spojrzał na zegarek - 23.17.

Sięgnął po telefon, wybrał numer Magdy i zadzwonił. Nie odebrała. Za drugim razem też nic, za trzecim, czwartym i siódmym także. - No odbierz do cholery - warknął sam do siebie.
Nie zastanawiając się długo, chwycił bluzę i wyszedł na zewnątrz. Po kilku minutach stanął przed klubem, w którym dziewczyna miała rzekomo dzisiaj imprezować.  Narzucił kaptur na głowę, nie chciał żeby zaraz napadło go stado napalonych fanów i wszedł do środka. Rozejrzał się dookoła, ale nigdzie nie dostrzegł zielonookiej. Podszedł do barmana i wypytał o dziewczynę. Dowiedział się, że brunetka opuściła lokal około 15 minut temu.

- Jest pan pewien, że to ta sama?

- Długie brązowe włosy, zielone oczy i przyszła z koleżanką blondynką i zdaje mi się, że jeszcze z jakimś dziwnym typem?

- Dziwnym typem?

- No tak. Takim zakapturzonym, trochę jak pan - barman uśmiechnął się krzywo. - Wyszedł zaraz po niej, nie kończąc swojego browaru i poszedł w tę samą stronę. No to chyba byli razem, nie?

Czy ona zawsze się musi w coś wpakować? - pomyślał. Miał dziwne przeczucia, co do tego. Podziękował i zostawił barmanowi napiwek, pytając się jeszcze, w którą stronę się udali.

***

Miał ochotę zabić tego skurwiela. Wykastrować go na miejscu. Rzucił nim o ziemię i usiadł na nim okrakiem. Z ogromną satysfakcją okładał go pięściami, a każdy jęk bólu wychodzący z ust tego gada, sprawiał mu radość. W końcu przypomniał sobie o Magdzie. Podniósł się i splunął na niego, a następnie podbiegł do dziewczyny. Z jej głowy i buzi spływała krew. Miała na sobie tylko bieliznę. Ukląkł przy niej, zdjął z siebie bluzę i ostrożnie nałożył ją na nagie ciało brunetki. Na szczęście oddychała. Wybrał numer pogotowia i zadzwonił. Podał wszystkie potrzebne informację i rozłączył się. Dowiedział się, że nie może pozwolić, aby dziewczyna się wykrwawiła. Ściągnął z siebie koszulkę i ignorując przeszywający chłód, przyłożył ją do rany na głowie. Ręce strasznie mu się trzęsły. Modlił się w myślach, żeby karetka jak najszybciej się zjawiła. Magda traciła co raz więcej krwi...

***

Otworzyłam oczy. Cały obraz miałam zamazany. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieję, gdzie jestem i dlaczego mam taką ciężką głowę... Spanikowana przeniosłam się na pozycję siedzącą, lecz od razu poczułam przeszywający ból z tyłu czaszki. Czułam również jak coś napiera na moją klatkę piersiową i zmusza do ponownego położenia się. Słyszałam jakieś głosy. Za bardzo jednak szumiało mi w uszach, żeby rozumieć pojedyncze słowa. W końcu jednak szumienie ustało.

- To nie była moja wina!

- Tak jasne. Dlaczego wypuściłeś ją do tego klubu?

- To nie jest mała dziewczynka, tylko dorosła kobieta, a ty nie obwiniaj wszystkich dookoła, bo ciebie to tutaj w ogóle nie było! Gdyby nie ja, to...

- Nie kończ. Proszę cię, nie kończ... Magda, jak się czujesz?

Mrugnęłam kilka razy i obraz trochę się wyostrzył. Widziałam nad sobą twarz Bartka, a za nim z założonymi rękami opartego o ścianę Michała.

- Co... co się stało? - wychrypiałam, podnosząc się na łokciach.

- Nic nie pamiętasz? - zapytał z troską.

Pamiętałam jedynie wypad do klubu, alkohol, ciemną uliczkę, okropny ból.

- Jak przez mgłę - odparłam rozglądając się po pokoju. Byłam w sypialni Bartka i Pita. - Dlaczego mam bandaż na głowie? - zapytałam, dotykając ręką szorstkiego materiału, a następnie sycząc z bólu.

- Na prawdę tak mało pamiętasz?

Kiwnęłam ostrożnie głową.

- No zostałaś napadnięta...

Coś zaczęło mi świtać.

- Przez jakiegoś gwałciciela, prawda?

- To nie był jakiś tam gwałciciel! - wtrącił się Michał. - On był chory psychicznie... Szkoda, że tak delikatnie go potraktowałem.

- Delikatnie? Michał, on leży nieprzytomny w szpitalu pewnie z tysiącem szwów! - oznajmił Bartek.

- Należało się gnojowi - prychnął Kubiak.

- Co prawda, to prawda... Magda masz leżeć i odpoczywać. I tak masz szczęście, że pozwolili mi się zabrać do domu. Lekarz jednak kazał ci się w ogóle nie ruszać i leżeć, leżeć, leżeć. Zrozumiano?

Skinęłam głową.

- Ile tak w ogóle byłam nie przytomna?

- Wczorajszy cały dzień i dzisiaj rano. Powiesz mi jak to się w ogóle stało?

- Może nie teraz. Głowa mnie boli. Pójdę spać - wymigałam się.

- No dobra, jak chcesz - pocałował mnie w czoło. - My idziemy, a ty odpoczywaj.

Wyszli, a ja położyłam głową z powrotem na poduszce. Po chwili już spałam. Po kilku godzinach obudziłam się i spojrzałam na łóżko Pita. Siedział na nim Kubiak z laptopem na kolanach.

- Co ty tu robisz? - wychrypiałam.

- Bartek kazał mi nie spuszczać cię z oka - uśmiechnął się.

- Ale aż do tego stopnia?

- Obwinia mnie za twój wypadek...

- Dlaczego niby? To nie była twoja wina... Bo co? Bo wypuściłeś mnie z domu?

- Najwidoczniej - Michał wzruszył ramionami. - Chcesz coś do picia? - zapytał podnosząc się z łóżka.

- Herbaty jak można.

- Już się robi - zniknął za drzwiami, by po kilku minutach wrócić z dwoma kubkami.

Usiadłam, opierając się o wezgłowie łóżka.

- Chodź tu, musimy pogadać - powiedziałam wskazują na miejsce obok mnie.

- Okej - odparł i usiadł na wyznaczonym miejscu. - O czym chcesz gadać?

- To, ty mnie uratowałeś? - zapytałam, upijając łyk gorącego płynu.

- A czy to ważne? Ważne, że żyjesz - uśmiechnął się.

- Ale to nie zmienia faktu, że dzięki tobie...

- No dobra, nie będę się sprzeczał z chorą i to w dodatku na głowę - zaśmiał się.

- Bardzo śmieszne Misiek.

Michał popatrzył na mnie zdziwiony.

- No co?

- Nic. Po prostu jeszcze nigdy mnie tak nie nazwałaś.

Uśmiechnęłam się. Nawet tego nie zauważyłam...

- Co to był w ogóle za gościu?

- Nie wiem - wzruszyłam ramionami. - Widziałam go w klubie, ale nawet ze sobą nie gadaliśmy...

- Znasz go?

- Nie. A co?

- Nic. Po prostu jakbym go jeszcze raz spotkał, to nie ręczyłbym za siebie po prostu... Ogólnie nie toleruje przemocy, ale wobec kobiet, to ja już po prostu nie mogę znieść...

Popatrzyłam na niego z szczerym uśmiechem i przytuliłam go.

- Ej, ej za co to?

- Za uratowanie mi życia - uśmiechnęłam się jeszcze bardziej i mocniej się w niego wtuliłam. Ostatnio zdecydowanie za często to robiłam...

________________________________________________________________________________
Aaaaa weno, weno wróć do mnie kochana!

Kurde mam ferie, a w ogóle nie wypoczywam... masakra jakaś, to rodzina przyjeżdża, to jakieś wyjazdy, to robienie projektów, to wypracowania, no nie wyrabiam...

Jutro rozdział się niestety nie pojawi, bo jadę na mecz Sovii. Jeah! Przynajmniej trochę rozrywki ;)



wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 26.

Nigdy nie rozumiałam jaki sens jest w ubieraniu się na czarno i w ogóle żałoby po zmarłym. No okej to niby dla uczczenia tej osoby, no ale jest tyle sposobów, żeby to robić, dlaczego akurat tak? Z tatą nigdy nie obchodziliśmy żałoby i po jego śmierci też nie miałam takiego zamiaru. Wiem, że on by chciał, żebym nadal była szczęśliwa i korzystała z życia. No to korzystam.

- Schodź już, bo zaraz wejdę tam i wyciągnę cię siłą - usłyszałam głos w domofonie.

- Za pięć minut będę na dole - oznajmiłam i pognałam do pokoju, w którym mieszkał Michał.

- Ja wychodzę. Nie wiem o której wrócę. Nie czekajcie na mnie. Wzięłam Bartka klucze jak coś - powiedziałam jednym tchem.

- A gdzie idziesz? - zapytał odkładając laptop na bok.

- Nie twój interes.

- Wolałbym jednak wiedzieć.

Prychnęłam tylko i skierowałam się w stronę wyjścia. Drzwi jednak zastawił mi Kubiak.

- Powiesz mi gdzie wychodzisz, albo cię nie wypuszczę.

Przewróciłam oczami.

- A jak ci powiem, to nie będziesz się sprzeciwiał i wypuścisz mnie?

- Okej.

- Idę do Cadillac Club, na imprezę. A teraz przepuść mnie, bo Natalia czeka.

- Kurasiowi się raczej to nie będzie podobać.

- Nie musi o niczym wiedzieć, prawda?

- Ale miałem być za ciebie odpowiedzialny...

- Powiedz, że sama wyszłam bez słowa. Jak coś to dzwoń. A teraz przesuń się - odepchnęłam go i wybiegłam przed blok.

- No ile można na ciebie czekać?!

Popatrzyłam na przyjaciółkę przepraszająco.

- No to jak? Do którego sklepu idziemy?

- Prowadź - powiedziałam i podreptałam za Natalią.

- Hmm... nie, tutaj za drogo. Tu to jakaś tandeta. Tutaj nie lubię obsługi. O, ten będzie w sam raz - weszliśmy do sklepu i Natalia od razu rzuciła się na ciuchy. - Przymierz to, to, to, to i jeszcze może to - gapiłam się na nią, jak na kosmitę. - No co tak patrzysz? Do przymierzalni, już - wepchnęła mnie siłą do małego pomieszczenia. Zaczęłam przymierzać wszystko po kolei i pokazywać się w każdej kreacji przyjaciółce. Niestety nic się jej nie podobało. Pobiegła więc po nową ''porcję''. Na pierwszy rzut poszła krótka, ledwo zakrywająca pośladki, czarna sukienka. Wyszłam i obróciłam się dookoła przed przyjaciółką Natalia pokręciła głową. Następnie założyłam luźną białą bluzkę z różowym napisem, odkrywającą jedno ramię, a do tego czarne szorty. Znowu pokazałam się blondynce. - Jest pięknie - Natalia klasnęła w dłonie. - Akurat na dyskotekę. Kupujemy.

Skinęłam głową i przebrałam się z powrotem w swoje stare ubrania. Zapłaciłyśmy i wyszłyśmy ze sklepu. W związku z tym, że mieliśmy jeszcze dużo czasu, poszłyśmy do domu Natalii. Obejrzałyśmy trochę telewizję i zabrałyśmy się za przygotowywanie. Zajęło nam to około godzinę. Równo o 21.30 zjawiłyśmy się przed klubem. Kiedy weszłyśmy do środka, od razu skierowałyśmy się w stronę baru. Usiadłyśmy na stołkach, a ja zamówiłam sobie drinka.

- Idziesz potańczyć? - zapytała Natalia.

- Na razie nie chce. Może później.

- Ja tam lecę. Wyczaiłam jakiegoś ładnego gościa - zachichotała i pobiegła na parkiet.

Wywróciłam oczami. Jakoś nie miałam ochoty tańczyć. Mieszałam słomką płyn w szklance, cały czas obserwując przyjaciółkę, której najwidoczniej udało się poderwać blondyna. W pewnym momencie obok mnie usiadł jakiś gościu i zamówił sobie piwo. Obczaiłam go wzrokiem. Miał na sobie luźną, szarą bluzę i czarne dresy. Na kilometr czuć było od niego fajki. Po chwili on też odwrócił się w moją stronę i z krzywym uśmiechem zmierzył mnie spojrzeniem, perfidnie zatrzymując się na moim biuście. Prychnęłam i wstałam z krzesła, zarzucając włosy na plecy. Posłałam w jego stronę pełne pogardy spojrzenie i udałam się w stronę parkietu. Po godzinie tańca, znowu wróciłam na swoje miejsce, ze zdziwieniem stwierdzając, że chłopak nadal siedzi w tym samym miejscu. Zamówiłam sobie następny trunek i zanurzyłam usta w płynie. Cały czas kątem oka widziałam, jak typek ciągle się mi przygląda.

Już dawno zgubiłam gdzieś Natalię i nie miałam najmniejszego pojęcia, gdzie ona teraz jest. Pewnie ulotniła się gdzieś z tym swoim blondasem. Nie miałam ochoty dłużej tu się sama zabawiać. Rzuciłam banknot na barek i czując na sobie spojrzenie kolesia w bluzie, opuściłam lokal. Od razu omiotło mnie chłodne powietrze, a w uszach zaczęło świszczeć od głośnej muzyki. Szłam powoli, przyglądając się gwiazdom na niebie. Chcąc jak najszybciej wrócić do mieszkania, ponieważ chłód nocy dawał się we znaki, skręciłam w wąską ciemną uliczkę, taki jakby skrót, prowadzący prosto do bloku chłopaków. Po chwili stwierdziłam jednak, że było to zły pomysł. W ciszy, dało się słyszeć szybki kroki dochodzące gdzieś z tyłu. Odwróciłam się i ujrzałam za sobą zarysy ciemnej postaci. Przyspieszyłam kroku. Ten ktoś jednak uczynił to samo. Po chwili poczułam kogoś rękę na ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą chłopaka z klubu. Na oko wyglądał na lekko po dwudziestce.

- Czego chcesz? - warknęłam.

- Ciebie, kochaniutka - zaśmiał się i przycisnął mnie do ściany. Zauważyłam, że był bardzo silny. - Jesteś całkiem pociągająca - jego ręce znalazły się na moich pośladkach. Zaczęłam się wyrywać, ale nie dałam rady. Czułam jak serce zaczyna mi mocniej bić. - Oddasz mi się po dobroci, czy mam użyć siły?

- Spieprzaj - wycedziłam i splunęłam mu na policzek. Z jego twarzy jednak nie znikał ten wnerwiający uśmieszek.

- Zadziorna. Właśnie takie lubię - zaśmiał się i perfidnie wsadził mi rękę pod bluzkę. Mój oddech zaczął przyspieszać. Magda nie panikuj  Wymierzyłam mu z kolana między nogi. Skulił się, ale nadal trzymał mnie w żelaznym uścisku. - Tak chcesz się bawić? - skrzywił się i uderzył mnie pięścią w twarz. Zabolało. Złapałam się ręką za policzek, czując w ustach smak krwi. - Już nie tak przyjemnie, prawda? - chwycił za moją koszulkę i zdarł ją ze mnie z impetem. Następnie pozbył się swojej bluzy. - A mogło być tak pięknie - zadrwił i dobrał się do paska u moich szortów.

Kiedy miał obie ręce zajęte, odepchnęłam go z całej siły od siebie i zaczęłam biec, rozpaczliwie wzywając pomocy. Po chwili poczułam, jak łapie mnie za włosy i z całej siły uderza głową o ścianę. Straciłam przez chwilę obraz przed oczami i poczułam jak zsuwam się na podłoże. Po chwili jednak odzyskałam widoczność, ale i tak czułam nieziemski ból w czaszce. Znowu chwycił mnie za włosy i podciągnął do góry. Moją głową wstrząsnął przeszywający ból.

- Będziesz tego żałował - wychrypiałam.

- Mylisz się - szepnął i wymierzył mi z całej siły w brzuch.

Głośno jęknęłam i skuliłam się. Zaczął całować mnie po szyi i schodzić co raz niżej. Ból totalnie mnie sparaliżował. Nie mogłam poruszyć żadną częścią ciała, a na plecach czułam tylko strumyczek ciepłej krwi. Złapał mnie za rękę i zaczął wodzić nią po swoim nagim torsie, zjeżdżając nią w dół. Myślałam, że głowa zaraz mi eksploduje. Ból był nie do wytrzymania.

Pragnęłam tylko, żeby to się już skończyło. Żeby tylko ten ból się już skończył. Nie miałam najmniejszego pojęcia co się dzieje wokół mnie. Czułam tylko, że nadal trzyma mnie za włosy i wodzi dłonią po wewnętrznej stronie moich ud. Następnie złapał za dół od mojej bielizny. I wtedy poczułam, jak z impetem się ode mnie odrywa, a ja upadam na chłodną ziemię. Przed oczami miałam tylko pustkę...

_____________________________________________________________________________
Taa... ja i ta moja chora wyobraźnia... Czasami sama siebie przerażam.

Chciałam was powiadomić, że założyłam blogowe gadu: 34832973 :) Możecie śmiało do mnie pisać, jak chcecie się czegoś dowiedzieć, lub po prostu sobie pogadać :) Zapraszam także do zadawania pytań ----> klik

A teraz KOMENTUJCIE :))


 



poniedziałek, 28 stycznia 2013

Rozdział 25.

Obudził mnie jakiś głośny dźwięk. Jakby coś upadło. Otworzyłam oczy i na początku w żaden sposób nie potrafiłam zlokalizować, gdzie się znajduję. Dopiero kiedy do pomieszczenia wszedł zaspany Bartman, przecierając oczy i głośno ziewając, przypomniałam sobie, że jestem w mieszkaniu chłopaków.

- Co to było? - spytał Zibi, kierując się do kuchni. - Piter!

- Nic, nic. Patelnia mi z wyleciała z rąk - odpowiedział Piotrek, wynurzając się z kuchni z naczyniem w ręku. -Sorry.

Zbyszek wywrócił oczami i walnął się ręką w czoło. Przeciągnęłam się i głośno ziewnęłam.

- O cześć - przywitał się Zibi. - Ten palant też cię obudził?

Pokiwałam twierdząco głową.

- Tylko nie palant - usłyszałam głos Piotrka.

Zaśmiałam się i wygramoliłam z łóżka.

- Gdzie Bartek? - zapytałam.

- Wyszedł. Wziął twojego psa - oznajmił Michał, wchodząc do salonu również zaspany.

- Spoko.

Wszyscy troje powlekliśmy się do kuchni i zajęliśmy miejsca przy stole.

- Włala - powiedział Piter, stawiając nam ogromny talerz jajecznicy na środku stołu.

Siatkarze rzucili się na jedzenie, jakby nie jedli co najmniej tydzień.

- Co z was za dżentelmeni? - w drzwiach zjawił się Bartek. - Dziewczyny chyba mają pierwszeństwo.

Wszyscy odskoczyli jak poparzeni. Zaśmiałam się i nałożyłam sobie potrawę na swój talerz.

- Ty pierwszy próbujesz - powiedział Zibi do Dzika, nakładając sobie ostatnią porcję.

- Ja próbowałem ostatnio! Teraz Kurek.

- Ej, nie. Teraz kolej Bartmana!

Popatrzyłam na niech zdezorientowana.

- O co wam chodzi? - zapytałam.

- No, wiesz, Piotrek nie jest jakimś geniuszem kulinarnym, więc zawsze ktoś pierwszy próbuje i mówi, czy da się zjeść - wyjaśnił Kubiak.

- No to ja spróbuje - oznajmiłam, a wszyscy popatrzyli na mnie jakbym była z innej planety, tylko Pit spojrzał na mnie z wdzięcznością.

Wzięłam kęs do ust i powoli przeżułam.

- Przydałoby się więcej soli, ale tak to jest całkiem niezłe - uśmiechnęłam się.

Wszyscy skinęli głową i zabrali się za jedzenie.

- Dobrze, że teraz z nami pomieszkasz - odezwał się Zibi. - Będziesz nam musiała w zamian gotować. W szczególności te twoje naleśniki.

- Zgoda - zaśmiałam się.

Po skończonym posiłku, pierwsza zajęłam łazienkę. Wykąpałam się i ubrałam w to co mi pozostało. Na szczęście miałam czarne spodnie i czarną bluzkę. Dzisiaj bowiem miał być pogrzeb taty. Postanowiłam, że za pieniądze z odszkodowania wybiorę się na jakieś większe zakupy. Opuściłam łazienkę i na moje miejsce wszedł Bartek. Kiedy wyszedł zauważyłam, że ma na sobie czarny garnitur.

- Dlaczego się tak ubrałeś? - zapytałam.

- Ponieważ idę z tobą na pogrzeb - odpowiedział i zaczął dobierać krawat.

- O nie, nie. Nie ma takiej opcji. Masz dzisiaj trening. Ja dostałam wolne, więc mogę sobie iść, ale ty nie. Nie i koniec.

- Już dzwoniłem do trenera i się zgodził, więc nie ma problemu.

- Nie możesz przeze mnie opuszczać treningów. Już ci to mówiłam.

- Magda, daj spokój i tak pojadę.

Poddałam się.

- Ten będzie najlepszy - wskazałam na stalowoszary krawat, który Bartek trzymał w ręku.

-  Też tak myślałem - uśmiechnął się i pocałował mnie delikatnie w usta.

O 13.00 wyjechaliśmy sprzed bloku. Po drodze odebraliśmy zamówioną wiązankę i po kilkunastu minutach stanęliśmy przed kościołem. Od razu napadła mnie grupa mojej rodziny. Składali mi kondolencje, pytali jak się czuję i czy nie potrzebuję jakiejś pomocy. Grzecznie podziękowałam i przedstawiłam wszystkim Bartka.

- Wolałabym w innych okolicznościach poznać kawalera mojej Madzi, no ale cóż - powiedziała ciotka Barbara i podała rękę Bartkowi. - Jakiś taki wyrośnięty - oznajmiła, mierząc go od stóp do głów. - Pamiętaj tylko, żeby opiekować się moją bratanicą - rzuciła i odeszła w stronę kościoła.

W dużej męskiej części mojej rodziny, Bartek zrobił nie małą furorę. Szybko usunęliśmy się do wnętrza budynku, aby uniknąć ich natrętnych pytań i proszenia o autografy. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg, w ramiona rzucił mi się mały Tomek.

- Cześć ciociu - pocałował mnie w policzek. - Nie przywiozłem ci tego lizaka od jeti, którego tak chciałaś. Przepraszam, ale jakoś nie mogliśmy go z tatą spotkać - zrobił smutną minkę.

- Nic się nie stało - poczochrałam mu włosy. - A teraz leć już do mamy - postawiłam go na ziemi, a ten poleciał w stronę Marzeny.

- Fajny dzieciak - oznajmił Bartek. - Widać, że cię lubi.

Uśmiechnęłam się i podeszłam do ołtarza, przy którym leżało ciało. Włożyłam do środka trumny mały bukiecik i pomodliłam się. Zajęliśmy miejsce w pierwszej ławce.

W pewnej chwili w nawie wybuchło jakieś poruszenie. Odwróciliśmy się i spojrzeliśmy w stronę wejścia. Do kościoła weszło ponad dwadzieścia osób. Siatkarze oraz ludzie ze sztabu.

- A ci co tutaj robią? - szepnęłam do Bartka.

Kurek wzruszył ramionami. Kiedy wszyscy pozajmowali miejsca, rozpoczęła się msza. Starałam się w ogóle nie płakać, chociaż do oczu cisnęły mi się łzy. Ocierałam je szybko rękawem i starałam się niczego po sobie nie okazać. Niestety taka byłam. Nienawidziłam okazywać słabości i do dziś wstydzę się tych wszystkich wybuchów przy chłopakach. Cały pogrzeb skończył się około 15.00. Rodzina zamówiła jeszcze obiad w jakiejś restauracji, ale ja nie miałam najmniejszej ochoty tam iść. Kiedy pożegnałam się już z całą familią i ponownie przyjęłam ich dobijające mnie coraz bardziej kondolencje, podeszłam do chłopaków.

- Po co przyszliście? - zapytałam.

Wszyscy popatrzyli po sobie.

- To był jego pomysł - Igła wskazał na Kubiaka.

Michał wywrócił oczami.

- Naprawdę? - pokiwał twierdząco głową.- Dziękuję - powiedziałam i przytuliłam go. - Wszystkim wam dziękuję - zaczęłam ściskać wszystkich po kolei. Nawet Andrea dostał swoją porcję czułości.

Wróciliśmy do domu, a chłopcy pojechali z powrotem na trening, który AA, ze względu na pogrzeb, zgodził się przełożyć na późniejsze godziny. W pewnej chwili zadzwonił do mnie telefon. Jakiś nieznany numer. Odebrałam i dowiedziałam się, że pieniądze z odszkodowania są już na moim koncie. Podziękowałam i rozłączyłam się. Położyłam się na kanapie i wzięłam do ręki zdjęcie, które postawiłam sobie na szafce. Te zdjęcie, które przedstawiało mnie i moich rodziców. Puściłam sobie spokojną muzykę w słuchawkach i wpatrywałam się w fotografie.

- Tak bardzo bym chciała, żebyście tu byli - powiedziałam, wznosząc wzrok ku górze. - Tak bardzo mi was brakuję - z oczu popłynęły mi łzy.

Po chwili znowu rozległ się dźwięk mojego telefonu. Dzwoniła Natalia.

- Tak? - odebrałam, starając się uspokoić głos.

- Magda. Miałaś rację. Ja nie wiem, jak cię przeprosić. Jestem taka głupia. W sumie nie wiem po co do ciebie dzwonię. Chyba nie mam komu się wyżalić... Magda, tak bardzo cię przepraszam, że cię nie słuchałam...

- Spokojnie. Powiedz co się stało.

- Magda.. Adam, on mnie wykorzystał - załkała.

- Jak to?

- No wczoraj mnie upił i po chamsku wykorzystał, a dzisiaj zostawił jak jakąś starą szmatę! A ja mu głupia zaufałam i dałam drugą szansę...

- Nie płacz, już ci mówiłam, że to nic nie da...

- Mam teraz ochotę się upić i o wszystkim zapomnieć...

- I komu ty to mówisz...

- Wiesz co?

- Tak?

- Dzisiaj znowu ma być jakaś super impreza Cadillac Club. Pójdziesz ze mną? - Natalia wydawała się podekscytowana.

- O której?

- 21.00.

- Zgoda. Przyjedź po mnie - oznajmiłam, po czym się rozłączyłam.


________________________________________________________________________________
Dobra ten rozdział jest trochę nudny, no ale niestety musiałam to opisać :) Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Serdecznie was zapraszam do pytania mnie, o tutaj ----> klik