czwartek, 31 stycznia 2013

Rozdział 27.

- Kubiak, gdzie ona do cholery jest?!

- Wyluzuj Piter. Jest dorosła, robi co chce.

- Czy ty wiesz w jakim psychicznym stanie ona jest? Nie wiadomo co mogło strzelić jej do głowy. Bartek zostawił ją pod twoją opieką. Ta okolica nie jest zbyt bezpieczna. Lepiej ją tu przyprowadź, jak nie wróci na noc, będziesz miał ostro prze...

- Dotarło. Idź stąd już - Michał wygonił przyjaciela z pokoju i zamknął drzwi. Spojrzał na zegarek - 23.17.

Sięgnął po telefon, wybrał numer Magdy i zadzwonił. Nie odebrała. Za drugim razem też nic, za trzecim, czwartym i siódmym także. - No odbierz do cholery - warknął sam do siebie.
Nie zastanawiając się długo, chwycił bluzę i wyszedł na zewnątrz. Po kilku minutach stanął przed klubem, w którym dziewczyna miała rzekomo dzisiaj imprezować.  Narzucił kaptur na głowę, nie chciał żeby zaraz napadło go stado napalonych fanów i wszedł do środka. Rozejrzał się dookoła, ale nigdzie nie dostrzegł zielonookiej. Podszedł do barmana i wypytał o dziewczynę. Dowiedział się, że brunetka opuściła lokal około 15 minut temu.

- Jest pan pewien, że to ta sama?

- Długie brązowe włosy, zielone oczy i przyszła z koleżanką blondynką i zdaje mi się, że jeszcze z jakimś dziwnym typem?

- Dziwnym typem?

- No tak. Takim zakapturzonym, trochę jak pan - barman uśmiechnął się krzywo. - Wyszedł zaraz po niej, nie kończąc swojego browaru i poszedł w tę samą stronę. No to chyba byli razem, nie?

Czy ona zawsze się musi w coś wpakować? - pomyślał. Miał dziwne przeczucia, co do tego. Podziękował i zostawił barmanowi napiwek, pytając się jeszcze, w którą stronę się udali.

***

Miał ochotę zabić tego skurwiela. Wykastrować go na miejscu. Rzucił nim o ziemię i usiadł na nim okrakiem. Z ogromną satysfakcją okładał go pięściami, a każdy jęk bólu wychodzący z ust tego gada, sprawiał mu radość. W końcu przypomniał sobie o Magdzie. Podniósł się i splunął na niego, a następnie podbiegł do dziewczyny. Z jej głowy i buzi spływała krew. Miała na sobie tylko bieliznę. Ukląkł przy niej, zdjął z siebie bluzę i ostrożnie nałożył ją na nagie ciało brunetki. Na szczęście oddychała. Wybrał numer pogotowia i zadzwonił. Podał wszystkie potrzebne informację i rozłączył się. Dowiedział się, że nie może pozwolić, aby dziewczyna się wykrwawiła. Ściągnął z siebie koszulkę i ignorując przeszywający chłód, przyłożył ją do rany na głowie. Ręce strasznie mu się trzęsły. Modlił się w myślach, żeby karetka jak najszybciej się zjawiła. Magda traciła co raz więcej krwi...

***

Otworzyłam oczy. Cały obraz miałam zamazany. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieję, gdzie jestem i dlaczego mam taką ciężką głowę... Spanikowana przeniosłam się na pozycję siedzącą, lecz od razu poczułam przeszywający ból z tyłu czaszki. Czułam również jak coś napiera na moją klatkę piersiową i zmusza do ponownego położenia się. Słyszałam jakieś głosy. Za bardzo jednak szumiało mi w uszach, żeby rozumieć pojedyncze słowa. W końcu jednak szumienie ustało.

- To nie była moja wina!

- Tak jasne. Dlaczego wypuściłeś ją do tego klubu?

- To nie jest mała dziewczynka, tylko dorosła kobieta, a ty nie obwiniaj wszystkich dookoła, bo ciebie to tutaj w ogóle nie było! Gdyby nie ja, to...

- Nie kończ. Proszę cię, nie kończ... Magda, jak się czujesz?

Mrugnęłam kilka razy i obraz trochę się wyostrzył. Widziałam nad sobą twarz Bartka, a za nim z założonymi rękami opartego o ścianę Michała.

- Co... co się stało? - wychrypiałam, podnosząc się na łokciach.

- Nic nie pamiętasz? - zapytał z troską.

Pamiętałam jedynie wypad do klubu, alkohol, ciemną uliczkę, okropny ból.

- Jak przez mgłę - odparłam rozglądając się po pokoju. Byłam w sypialni Bartka i Pita. - Dlaczego mam bandaż na głowie? - zapytałam, dotykając ręką szorstkiego materiału, a następnie sycząc z bólu.

- Na prawdę tak mało pamiętasz?

Kiwnęłam ostrożnie głową.

- No zostałaś napadnięta...

Coś zaczęło mi świtać.

- Przez jakiegoś gwałciciela, prawda?

- To nie był jakiś tam gwałciciel! - wtrącił się Michał. - On był chory psychicznie... Szkoda, że tak delikatnie go potraktowałem.

- Delikatnie? Michał, on leży nieprzytomny w szpitalu pewnie z tysiącem szwów! - oznajmił Bartek.

- Należało się gnojowi - prychnął Kubiak.

- Co prawda, to prawda... Magda masz leżeć i odpoczywać. I tak masz szczęście, że pozwolili mi się zabrać do domu. Lekarz jednak kazał ci się w ogóle nie ruszać i leżeć, leżeć, leżeć. Zrozumiano?

Skinęłam głową.

- Ile tak w ogóle byłam nie przytomna?

- Wczorajszy cały dzień i dzisiaj rano. Powiesz mi jak to się w ogóle stało?

- Może nie teraz. Głowa mnie boli. Pójdę spać - wymigałam się.

- No dobra, jak chcesz - pocałował mnie w czoło. - My idziemy, a ty odpoczywaj.

Wyszli, a ja położyłam głową z powrotem na poduszce. Po chwili już spałam. Po kilku godzinach obudziłam się i spojrzałam na łóżko Pita. Siedział na nim Kubiak z laptopem na kolanach.

- Co ty tu robisz? - wychrypiałam.

- Bartek kazał mi nie spuszczać cię z oka - uśmiechnął się.

- Ale aż do tego stopnia?

- Obwinia mnie za twój wypadek...

- Dlaczego niby? To nie była twoja wina... Bo co? Bo wypuściłeś mnie z domu?

- Najwidoczniej - Michał wzruszył ramionami. - Chcesz coś do picia? - zapytał podnosząc się z łóżka.

- Herbaty jak można.

- Już się robi - zniknął za drzwiami, by po kilku minutach wrócić z dwoma kubkami.

Usiadłam, opierając się o wezgłowie łóżka.

- Chodź tu, musimy pogadać - powiedziałam wskazują na miejsce obok mnie.

- Okej - odparł i usiadł na wyznaczonym miejscu. - O czym chcesz gadać?

- To, ty mnie uratowałeś? - zapytałam, upijając łyk gorącego płynu.

- A czy to ważne? Ważne, że żyjesz - uśmiechnął się.

- Ale to nie zmienia faktu, że dzięki tobie...

- No dobra, nie będę się sprzeczał z chorą i to w dodatku na głowę - zaśmiał się.

- Bardzo śmieszne Misiek.

Michał popatrzył na mnie zdziwiony.

- No co?

- Nic. Po prostu jeszcze nigdy mnie tak nie nazwałaś.

Uśmiechnęłam się. Nawet tego nie zauważyłam...

- Co to był w ogóle za gościu?

- Nie wiem - wzruszyłam ramionami. - Widziałam go w klubie, ale nawet ze sobą nie gadaliśmy...

- Znasz go?

- Nie. A co?

- Nic. Po prostu jakbym go jeszcze raz spotkał, to nie ręczyłbym za siebie po prostu... Ogólnie nie toleruje przemocy, ale wobec kobiet, to ja już po prostu nie mogę znieść...

Popatrzyłam na niego z szczerym uśmiechem i przytuliłam go.

- Ej, ej za co to?

- Za uratowanie mi życia - uśmiechnęłam się jeszcze bardziej i mocniej się w niego wtuliłam. Ostatnio zdecydowanie za często to robiłam...

________________________________________________________________________________
Aaaaa weno, weno wróć do mnie kochana!

Kurde mam ferie, a w ogóle nie wypoczywam... masakra jakaś, to rodzina przyjeżdża, to jakieś wyjazdy, to robienie projektów, to wypracowania, no nie wyrabiam...

Jutro rozdział się niestety nie pojawi, bo jadę na mecz Sovii. Jeah! Przynajmniej trochę rozrywki ;)



wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 26.

Nigdy nie rozumiałam jaki sens jest w ubieraniu się na czarno i w ogóle żałoby po zmarłym. No okej to niby dla uczczenia tej osoby, no ale jest tyle sposobów, żeby to robić, dlaczego akurat tak? Z tatą nigdy nie obchodziliśmy żałoby i po jego śmierci też nie miałam takiego zamiaru. Wiem, że on by chciał, żebym nadal była szczęśliwa i korzystała z życia. No to korzystam.

- Schodź już, bo zaraz wejdę tam i wyciągnę cię siłą - usłyszałam głos w domofonie.

- Za pięć minut będę na dole - oznajmiłam i pognałam do pokoju, w którym mieszkał Michał.

- Ja wychodzę. Nie wiem o której wrócę. Nie czekajcie na mnie. Wzięłam Bartka klucze jak coś - powiedziałam jednym tchem.

- A gdzie idziesz? - zapytał odkładając laptop na bok.

- Nie twój interes.

- Wolałbym jednak wiedzieć.

Prychnęłam tylko i skierowałam się w stronę wyjścia. Drzwi jednak zastawił mi Kubiak.

- Powiesz mi gdzie wychodzisz, albo cię nie wypuszczę.

Przewróciłam oczami.

- A jak ci powiem, to nie będziesz się sprzeciwiał i wypuścisz mnie?

- Okej.

- Idę do Cadillac Club, na imprezę. A teraz przepuść mnie, bo Natalia czeka.

- Kurasiowi się raczej to nie będzie podobać.

- Nie musi o niczym wiedzieć, prawda?

- Ale miałem być za ciebie odpowiedzialny...

- Powiedz, że sama wyszłam bez słowa. Jak coś to dzwoń. A teraz przesuń się - odepchnęłam go i wybiegłam przed blok.

- No ile można na ciebie czekać?!

Popatrzyłam na przyjaciółkę przepraszająco.

- No to jak? Do którego sklepu idziemy?

- Prowadź - powiedziałam i podreptałam za Natalią.

- Hmm... nie, tutaj za drogo. Tu to jakaś tandeta. Tutaj nie lubię obsługi. O, ten będzie w sam raz - weszliśmy do sklepu i Natalia od razu rzuciła się na ciuchy. - Przymierz to, to, to, to i jeszcze może to - gapiłam się na nią, jak na kosmitę. - No co tak patrzysz? Do przymierzalni, już - wepchnęła mnie siłą do małego pomieszczenia. Zaczęłam przymierzać wszystko po kolei i pokazywać się w każdej kreacji przyjaciółce. Niestety nic się jej nie podobało. Pobiegła więc po nową ''porcję''. Na pierwszy rzut poszła krótka, ledwo zakrywająca pośladki, czarna sukienka. Wyszłam i obróciłam się dookoła przed przyjaciółką Natalia pokręciła głową. Następnie założyłam luźną białą bluzkę z różowym napisem, odkrywającą jedno ramię, a do tego czarne szorty. Znowu pokazałam się blondynce. - Jest pięknie - Natalia klasnęła w dłonie. - Akurat na dyskotekę. Kupujemy.

Skinęłam głową i przebrałam się z powrotem w swoje stare ubrania. Zapłaciłyśmy i wyszłyśmy ze sklepu. W związku z tym, że mieliśmy jeszcze dużo czasu, poszłyśmy do domu Natalii. Obejrzałyśmy trochę telewizję i zabrałyśmy się za przygotowywanie. Zajęło nam to około godzinę. Równo o 21.30 zjawiłyśmy się przed klubem. Kiedy weszłyśmy do środka, od razu skierowałyśmy się w stronę baru. Usiadłyśmy na stołkach, a ja zamówiłam sobie drinka.

- Idziesz potańczyć? - zapytała Natalia.

- Na razie nie chce. Może później.

- Ja tam lecę. Wyczaiłam jakiegoś ładnego gościa - zachichotała i pobiegła na parkiet.

Wywróciłam oczami. Jakoś nie miałam ochoty tańczyć. Mieszałam słomką płyn w szklance, cały czas obserwując przyjaciółkę, której najwidoczniej udało się poderwać blondyna. W pewnym momencie obok mnie usiadł jakiś gościu i zamówił sobie piwo. Obczaiłam go wzrokiem. Miał na sobie luźną, szarą bluzę i czarne dresy. Na kilometr czuć było od niego fajki. Po chwili on też odwrócił się w moją stronę i z krzywym uśmiechem zmierzył mnie spojrzeniem, perfidnie zatrzymując się na moim biuście. Prychnęłam i wstałam z krzesła, zarzucając włosy na plecy. Posłałam w jego stronę pełne pogardy spojrzenie i udałam się w stronę parkietu. Po godzinie tańca, znowu wróciłam na swoje miejsce, ze zdziwieniem stwierdzając, że chłopak nadal siedzi w tym samym miejscu. Zamówiłam sobie następny trunek i zanurzyłam usta w płynie. Cały czas kątem oka widziałam, jak typek ciągle się mi przygląda.

Już dawno zgubiłam gdzieś Natalię i nie miałam najmniejszego pojęcia, gdzie ona teraz jest. Pewnie ulotniła się gdzieś z tym swoim blondasem. Nie miałam ochoty dłużej tu się sama zabawiać. Rzuciłam banknot na barek i czując na sobie spojrzenie kolesia w bluzie, opuściłam lokal. Od razu omiotło mnie chłodne powietrze, a w uszach zaczęło świszczeć od głośnej muzyki. Szłam powoli, przyglądając się gwiazdom na niebie. Chcąc jak najszybciej wrócić do mieszkania, ponieważ chłód nocy dawał się we znaki, skręciłam w wąską ciemną uliczkę, taki jakby skrót, prowadzący prosto do bloku chłopaków. Po chwili stwierdziłam jednak, że było to zły pomysł. W ciszy, dało się słyszeć szybki kroki dochodzące gdzieś z tyłu. Odwróciłam się i ujrzałam za sobą zarysy ciemnej postaci. Przyspieszyłam kroku. Ten ktoś jednak uczynił to samo. Po chwili poczułam kogoś rękę na ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą chłopaka z klubu. Na oko wyglądał na lekko po dwudziestce.

- Czego chcesz? - warknęłam.

- Ciebie, kochaniutka - zaśmiał się i przycisnął mnie do ściany. Zauważyłam, że był bardzo silny. - Jesteś całkiem pociągająca - jego ręce znalazły się na moich pośladkach. Zaczęłam się wyrywać, ale nie dałam rady. Czułam jak serce zaczyna mi mocniej bić. - Oddasz mi się po dobroci, czy mam użyć siły?

- Spieprzaj - wycedziłam i splunęłam mu na policzek. Z jego twarzy jednak nie znikał ten wnerwiający uśmieszek.

- Zadziorna. Właśnie takie lubię - zaśmiał się i perfidnie wsadził mi rękę pod bluzkę. Mój oddech zaczął przyspieszać. Magda nie panikuj  Wymierzyłam mu z kolana między nogi. Skulił się, ale nadal trzymał mnie w żelaznym uścisku. - Tak chcesz się bawić? - skrzywił się i uderzył mnie pięścią w twarz. Zabolało. Złapałam się ręką za policzek, czując w ustach smak krwi. - Już nie tak przyjemnie, prawda? - chwycił za moją koszulkę i zdarł ją ze mnie z impetem. Następnie pozbył się swojej bluzy. - A mogło być tak pięknie - zadrwił i dobrał się do paska u moich szortów.

Kiedy miał obie ręce zajęte, odepchnęłam go z całej siły od siebie i zaczęłam biec, rozpaczliwie wzywając pomocy. Po chwili poczułam, jak łapie mnie za włosy i z całej siły uderza głową o ścianę. Straciłam przez chwilę obraz przed oczami i poczułam jak zsuwam się na podłoże. Po chwili jednak odzyskałam widoczność, ale i tak czułam nieziemski ból w czaszce. Znowu chwycił mnie za włosy i podciągnął do góry. Moją głową wstrząsnął przeszywający ból.

- Będziesz tego żałował - wychrypiałam.

- Mylisz się - szepnął i wymierzył mi z całej siły w brzuch.

Głośno jęknęłam i skuliłam się. Zaczął całować mnie po szyi i schodzić co raz niżej. Ból totalnie mnie sparaliżował. Nie mogłam poruszyć żadną częścią ciała, a na plecach czułam tylko strumyczek ciepłej krwi. Złapał mnie za rękę i zaczął wodzić nią po swoim nagim torsie, zjeżdżając nią w dół. Myślałam, że głowa zaraz mi eksploduje. Ból był nie do wytrzymania.

Pragnęłam tylko, żeby to się już skończyło. Żeby tylko ten ból się już skończył. Nie miałam najmniejszego pojęcia co się dzieje wokół mnie. Czułam tylko, że nadal trzyma mnie za włosy i wodzi dłonią po wewnętrznej stronie moich ud. Następnie złapał za dół od mojej bielizny. I wtedy poczułam, jak z impetem się ode mnie odrywa, a ja upadam na chłodną ziemię. Przed oczami miałam tylko pustkę...

_____________________________________________________________________________
Taa... ja i ta moja chora wyobraźnia... Czasami sama siebie przerażam.

Chciałam was powiadomić, że założyłam blogowe gadu: 34832973 :) Możecie śmiało do mnie pisać, jak chcecie się czegoś dowiedzieć, lub po prostu sobie pogadać :) Zapraszam także do zadawania pytań ----> klik

A teraz KOMENTUJCIE :))


 



poniedziałek, 28 stycznia 2013

Rozdział 25.

Obudził mnie jakiś głośny dźwięk. Jakby coś upadło. Otworzyłam oczy i na początku w żaden sposób nie potrafiłam zlokalizować, gdzie się znajduję. Dopiero kiedy do pomieszczenia wszedł zaspany Bartman, przecierając oczy i głośno ziewając, przypomniałam sobie, że jestem w mieszkaniu chłopaków.

- Co to było? - spytał Zibi, kierując się do kuchni. - Piter!

- Nic, nic. Patelnia mi z wyleciała z rąk - odpowiedział Piotrek, wynurzając się z kuchni z naczyniem w ręku. -Sorry.

Zbyszek wywrócił oczami i walnął się ręką w czoło. Przeciągnęłam się i głośno ziewnęłam.

- O cześć - przywitał się Zibi. - Ten palant też cię obudził?

Pokiwałam twierdząco głową.

- Tylko nie palant - usłyszałam głos Piotrka.

Zaśmiałam się i wygramoliłam z łóżka.

- Gdzie Bartek? - zapytałam.

- Wyszedł. Wziął twojego psa - oznajmił Michał, wchodząc do salonu również zaspany.

- Spoko.

Wszyscy troje powlekliśmy się do kuchni i zajęliśmy miejsca przy stole.

- Włala - powiedział Piter, stawiając nam ogromny talerz jajecznicy na środku stołu.

Siatkarze rzucili się na jedzenie, jakby nie jedli co najmniej tydzień.

- Co z was za dżentelmeni? - w drzwiach zjawił się Bartek. - Dziewczyny chyba mają pierwszeństwo.

Wszyscy odskoczyli jak poparzeni. Zaśmiałam się i nałożyłam sobie potrawę na swój talerz.

- Ty pierwszy próbujesz - powiedział Zibi do Dzika, nakładając sobie ostatnią porcję.

- Ja próbowałem ostatnio! Teraz Kurek.

- Ej, nie. Teraz kolej Bartmana!

Popatrzyłam na niech zdezorientowana.

- O co wam chodzi? - zapytałam.

- No, wiesz, Piotrek nie jest jakimś geniuszem kulinarnym, więc zawsze ktoś pierwszy próbuje i mówi, czy da się zjeść - wyjaśnił Kubiak.

- No to ja spróbuje - oznajmiłam, a wszyscy popatrzyli na mnie jakbym była z innej planety, tylko Pit spojrzał na mnie z wdzięcznością.

Wzięłam kęs do ust i powoli przeżułam.

- Przydałoby się więcej soli, ale tak to jest całkiem niezłe - uśmiechnęłam się.

Wszyscy skinęli głową i zabrali się za jedzenie.

- Dobrze, że teraz z nami pomieszkasz - odezwał się Zibi. - Będziesz nam musiała w zamian gotować. W szczególności te twoje naleśniki.

- Zgoda - zaśmiałam się.

Po skończonym posiłku, pierwsza zajęłam łazienkę. Wykąpałam się i ubrałam w to co mi pozostało. Na szczęście miałam czarne spodnie i czarną bluzkę. Dzisiaj bowiem miał być pogrzeb taty. Postanowiłam, że za pieniądze z odszkodowania wybiorę się na jakieś większe zakupy. Opuściłam łazienkę i na moje miejsce wszedł Bartek. Kiedy wyszedł zauważyłam, że ma na sobie czarny garnitur.

- Dlaczego się tak ubrałeś? - zapytałam.

- Ponieważ idę z tobą na pogrzeb - odpowiedział i zaczął dobierać krawat.

- O nie, nie. Nie ma takiej opcji. Masz dzisiaj trening. Ja dostałam wolne, więc mogę sobie iść, ale ty nie. Nie i koniec.

- Już dzwoniłem do trenera i się zgodził, więc nie ma problemu.

- Nie możesz przeze mnie opuszczać treningów. Już ci to mówiłam.

- Magda, daj spokój i tak pojadę.

Poddałam się.

- Ten będzie najlepszy - wskazałam na stalowoszary krawat, który Bartek trzymał w ręku.

-  Też tak myślałem - uśmiechnął się i pocałował mnie delikatnie w usta.

O 13.00 wyjechaliśmy sprzed bloku. Po drodze odebraliśmy zamówioną wiązankę i po kilkunastu minutach stanęliśmy przed kościołem. Od razu napadła mnie grupa mojej rodziny. Składali mi kondolencje, pytali jak się czuję i czy nie potrzebuję jakiejś pomocy. Grzecznie podziękowałam i przedstawiłam wszystkim Bartka.

- Wolałabym w innych okolicznościach poznać kawalera mojej Madzi, no ale cóż - powiedziała ciotka Barbara i podała rękę Bartkowi. - Jakiś taki wyrośnięty - oznajmiła, mierząc go od stóp do głów. - Pamiętaj tylko, żeby opiekować się moją bratanicą - rzuciła i odeszła w stronę kościoła.

W dużej męskiej części mojej rodziny, Bartek zrobił nie małą furorę. Szybko usunęliśmy się do wnętrza budynku, aby uniknąć ich natrętnych pytań i proszenia o autografy. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg, w ramiona rzucił mi się mały Tomek.

- Cześć ciociu - pocałował mnie w policzek. - Nie przywiozłem ci tego lizaka od jeti, którego tak chciałaś. Przepraszam, ale jakoś nie mogliśmy go z tatą spotkać - zrobił smutną minkę.

- Nic się nie stało - poczochrałam mu włosy. - A teraz leć już do mamy - postawiłam go na ziemi, a ten poleciał w stronę Marzeny.

- Fajny dzieciak - oznajmił Bartek. - Widać, że cię lubi.

Uśmiechnęłam się i podeszłam do ołtarza, przy którym leżało ciało. Włożyłam do środka trumny mały bukiecik i pomodliłam się. Zajęliśmy miejsce w pierwszej ławce.

W pewnej chwili w nawie wybuchło jakieś poruszenie. Odwróciliśmy się i spojrzeliśmy w stronę wejścia. Do kościoła weszło ponad dwadzieścia osób. Siatkarze oraz ludzie ze sztabu.

- A ci co tutaj robią? - szepnęłam do Bartka.

Kurek wzruszył ramionami. Kiedy wszyscy pozajmowali miejsca, rozpoczęła się msza. Starałam się w ogóle nie płakać, chociaż do oczu cisnęły mi się łzy. Ocierałam je szybko rękawem i starałam się niczego po sobie nie okazać. Niestety taka byłam. Nienawidziłam okazywać słabości i do dziś wstydzę się tych wszystkich wybuchów przy chłopakach. Cały pogrzeb skończył się około 15.00. Rodzina zamówiła jeszcze obiad w jakiejś restauracji, ale ja nie miałam najmniejszej ochoty tam iść. Kiedy pożegnałam się już z całą familią i ponownie przyjęłam ich dobijające mnie coraz bardziej kondolencje, podeszłam do chłopaków.

- Po co przyszliście? - zapytałam.

Wszyscy popatrzyli po sobie.

- To był jego pomysł - Igła wskazał na Kubiaka.

Michał wywrócił oczami.

- Naprawdę? - pokiwał twierdząco głową.- Dziękuję - powiedziałam i przytuliłam go. - Wszystkim wam dziękuję - zaczęłam ściskać wszystkich po kolei. Nawet Andrea dostał swoją porcję czułości.

Wróciliśmy do domu, a chłopcy pojechali z powrotem na trening, który AA, ze względu na pogrzeb, zgodził się przełożyć na późniejsze godziny. W pewnej chwili zadzwonił do mnie telefon. Jakiś nieznany numer. Odebrałam i dowiedziałam się, że pieniądze z odszkodowania są już na moim koncie. Podziękowałam i rozłączyłam się. Położyłam się na kanapie i wzięłam do ręki zdjęcie, które postawiłam sobie na szafce. Te zdjęcie, które przedstawiało mnie i moich rodziców. Puściłam sobie spokojną muzykę w słuchawkach i wpatrywałam się w fotografie.

- Tak bardzo bym chciała, żebyście tu byli - powiedziałam, wznosząc wzrok ku górze. - Tak bardzo mi was brakuję - z oczu popłynęły mi łzy.

Po chwili znowu rozległ się dźwięk mojego telefonu. Dzwoniła Natalia.

- Tak? - odebrałam, starając się uspokoić głos.

- Magda. Miałaś rację. Ja nie wiem, jak cię przeprosić. Jestem taka głupia. W sumie nie wiem po co do ciebie dzwonię. Chyba nie mam komu się wyżalić... Magda, tak bardzo cię przepraszam, że cię nie słuchałam...

- Spokojnie. Powiedz co się stało.

- Magda.. Adam, on mnie wykorzystał - załkała.

- Jak to?

- No wczoraj mnie upił i po chamsku wykorzystał, a dzisiaj zostawił jak jakąś starą szmatę! A ja mu głupia zaufałam i dałam drugą szansę...

- Nie płacz, już ci mówiłam, że to nic nie da...

- Mam teraz ochotę się upić i o wszystkim zapomnieć...

- I komu ty to mówisz...

- Wiesz co?

- Tak?

- Dzisiaj znowu ma być jakaś super impreza Cadillac Club. Pójdziesz ze mną? - Natalia wydawała się podekscytowana.

- O której?

- 21.00.

- Zgoda. Przyjedź po mnie - oznajmiłam, po czym się rozłączyłam.


________________________________________________________________________________
Dobra ten rozdział jest trochę nudny, no ale niestety musiałam to opisać :) Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Serdecznie was zapraszam do pytania mnie, o tutaj ----> klik

niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 24.

Kiedy weszłam do mieszkania, od razu rzuciły mi się w oczy osmalone ściany. Wszystko wyglądało jak z najgorszych koszmarów. Z okien zwisały strzępki firanek, meble zostały albo doszczętnie spalone, albo nie nadawały się kompletnie do użytku. Bałam się że w każdej chwili coś się może na mnie zawalić. Stawiałam ostrożnie nogi, starając się omijać niebezpieczne fragmenty. Modliłam się w duszy, żeby był to jeden z tych głupich telewizyjnych reality show. Żeby za chwilę zza ściany wyskoczyli ludzie z kamerami, znajomi oraz mój tata oznajmiając, że byłam tylko przez ten cały czas nabierana i odgrywałam główną rolę w ich durnym programie. W sumie to nie wiem, czy zaczęła bym się śmiać, czy rzuciłabym się na nich z wrzaskiem, czy może po prostu odetchnęłabym z ulgą. Jednak to wszystko było prawdziwe. Strażacy krzątający się w tą i z powrotem, strach w oczach sąsiadów, spalone mieszkanie. To wszystko była prawda.
Przez jedną dobę straciłam wszystko. Nie miałam ojca, nie miałam mieszkania. Byłam sama. Nie wiedziałam, gdzie mam się teraz podziać. Nie wiedziałam nic.

- Przepraszam, czy pani jest właścicielką tego mieszkania? - odwróciłam się, przede mną stał jakiś strażak, trzymając w rękach duże pudło.

- Tak - potwierdziłam.

- To wszystko, co udało nam się uratować. Reszta niestety została spalona - powiedział, wręczając mi karton.

Podziękowałam, przyjęłam kondolencje od mężczyzny i wróciłam do obchodu mieszkania. Nie znalazłam już nic więcej, co nadawałoby się do użytku, więc wróciłam na podwórko. Omówiłam jeszcze sprawy odszkodowania z panem Jarosławem. Pieniędzy, w porównaniu z takimi stratami, miałam dostać naprawdę niewiele. Po chwili dostałam esemesa:

''Czekaj na mnie, zaraz będę'' - przeczytałam.

Usiadłam więc na ławce, przy której przywiązałam Maksa. Po kilku minutach zobaczyłam nadbiegającą Natalie. Wszyscy się już rozeszli, więc byłyśmy tylko same. Przytuliła się do mnie i nic nie mówiła.

- Skąd się dowiedziałaś? - odezwałam się pierwsza.

- Pół miasta o tym trąbi - oznajmiła i jeszcze mocniej się do mnie przytuliła. - Ja nawet nie wiem, jak cię pocieszyć...

- Nie musisz. Nic mnie chyba nie pocieszy - w tym momencie na plac, z prędkością światła wjechały jakieś dwa samochody.

Oderwałyśmy się od siebie i wtedy rozpoznałam auto Bartka.

- A ten co tu robi? - zapytałam tak jakby sama siebie.

- Powiedziałam mu - oznajmiła przyjaciółka.

- Po co?

- Spanikowałam. Myślałam, że najlepiej jak go poinformuje. To w końcu twój chłopak, nie?

Bartek wyskoczył z samochodu, a z drugiego wyszedł Michał. A tego kto tu zapraszał? Oboje do mnie podeszli.

- Co wy tu robicie? - zapytałam.

- Magda, jak sobie pomyślę, że pozwoliłbym ci wczoraj wrócić do domu... - zaczął Bartek i mocno mnie przytulił. - Nie wybaczyłbym sobie tego nigdy...

- No, ale po co tu przyjechałeś?

- No żeby cię zabrać do domu. Nie będziesz przecież spała na ulicy - oznajmił i popatrzył na mnie z troską.

- Nie Bartek. Nie mogę... - oderwałam się od niego.- Znajdę sobie coś. Nie będę ci przecież zabierała łóżka. Muszę sama sobie poradzić...

- Mamy bardzo wygodną kanapę - uśmiechnął się.

Po chwili zastanowienia, powiedziałam:

- No dobra, ale pod warunkiem, że to ja będę spać na kanapie i tylko do czasu aż sobie coś znajdę.

Bartek zgodził się.

- A po co zabrałeś Kubiaka? - spytałam szeptem.

- Niestety muszę jechać na trening. Miśkowi znowu dała się we znaki ostatnia kontuzja, więc ma wolne. Zaoferował odwieźć cię do mieszkania. Na początku się nie zgadzałem, ale w końcu dałem za wygraną.

- I dobrze. Nie możesz opuszczać przeze mnie treningów - powiedziałam i pocałowałam go w policzek.

Po pożegnaniu z Natalią, wsiedliśmy do samochodów. Ja z Kubiakiem to jednego, a Bartek do drugiego. Cała podróż minęła nam w milczeniu. Kiedy wyszłam z auta, trochę trudno mi było nieść pudło i zarazem trzymać smycz Maksa.

- Daj, pomogę ci - powiedział Michał i zabrał ode mnie karton.

Podziękowałam i uśmiechnęłam się do niego, a po chwili weszliśmy do mieszkania. Wzięłam pudło i udałam się do salonu. Usiadłam na kanapie i postawiłam go przed sobą. Musiałam zobaczyć, co takiego mi jeszcze pozostało. Na wierzchu znajdowały się ubrania. Trzy koszulki, para spodni, trochę bielizny, bluza oraz kilka rzeczy mojego taty. Dalej kosmetyczka z kosmetykami w środku, oraz moja skarbonka, w której znajdowało się ok. 200 zł. Następnie wyciągnęłam moją lustrzankę - odetchnęłam na jej widok, oraz dwa albumy ze zdjęciami. Moimi zdjęciami. Nie takimi, na których znajdowałam się ja, lecz takimi, które sama zrobiłam. Nie oglądałam ich już od wielu miesięcy. Już dawno odstawiłam fotografie na bok. Kiedy otworzyłam pierwszy album, do pomieszczenia wszedł Michał.

- Co tam robisz? - zapytał, siadając obok mnie. Trochę się zdziwiłam, ale odpowiedziałam:

- Przeglądam rzeczy ocalałe z mieszkania.

- A co tam trzymasz?

- To? To nic takiego...

- No pokaż - zabrał mi album i zaczął go przeglądać. - Sama je robiłaś? - spojrzał na mnie.

Pokiwałam twierdząco głową.

- Są dobre - powiedział. - Są naprawdę dobre. Dużo masz takich albumów?

- Miałam pięć. Zostały tylko dwa - oznajmiłam smutno. - Ale na komputerze miałam tysiące takich zdjęć.

Dobrze pamiętałam ile czasu poświęciłam na zrobienie ich wszystkich i późniejsze wybieranie najlepszych.

- Masz talent - uśmiechnął się. - To jest świetne - powiedział, wskazując na fotografie, które przedstawiało dziewczynkę puszczającą bańki i kotka, starającego się te bańki złapać.

- Moje ulubione. To jest kuzynka Natalii i jej kotek - uśmiechnęłam się. - Te jeszcze lubię - oznajmiłam, przewracając kartki i wskazując na zdjęcie, które przedstawiało zakochaną parę, bawiącą się na placu zabaw.

Michał uśmiechnął się i popatrzył mi w oczy. Długo nie mogłam oderwać spojrzenia od jego zielonych tęczówek. W końcu jednak spuściłam wzrok.

- Nie patrz tak na mnie - powiedziałam speszona.

- Ale jak? - zapytał, uśmiechając się.

- No tak - rzekłam, ale po chwili zakłopotana zabrałam mu album i odłożyłam z powrotem do pudła.

- To aż dziwne, że potrafimy ze sobą rozmawiać, tak normalnie - powiedział po pewnej chwili.

- Dlaczego dziwne? Ja nigdy nie miałam podstaw, żeby się z tobą kłócić i już od dawna nie zamierzam.

- Wiem. To chyba ja powinienem przeprosić...

- Nie przepraszaj - powiedziałam i zabrałam się za dalsze rozpakowywanie. Po chwili natknęłam się na jakieś zdjęcie w ramce. Wyjęłam je i od razu w oczach stanęły mi łzy.

- Co jest? - zapytał Michał i spojrzał na fotografie. Przedstawiała ona mnie jako około dwuletnie dziecko w rękach mojej mamy oraz mojego tatę. Chciałabym, żeby tak było nadal... Z oczu popłynęły mi łzy.

- Proszę nie płacz - szepnął Michał. - Wiem, że to już nigdy nie wróci... i wiem, że lepiej byłoby cofnąć czas, albo po prostu nie czuć nic, nie czuć smutku po tej stracie, ale tak się nie da. Tak się najnormalniej w świecie nie da... - popatrzył w moje mokre oczy i otarł mi łzę z policzka. - Tak po prostu musiało być...

Popatrzyłam na niego ze smutkiem w oczach, a po chwili przytuliłam się do niego. Czułam, że się lekko spiął.

- Dziękuję - wyszeptałam.

- Nie ma za co - odpowiedział i po chwili poczułam, jak on też mnie obejmuję.

_________________________________________________________________________________
Chcieliście Dzika no to proszę bardzo :D Mam nadzieję, że zadowoleni :)
Ostatnio zauważyłam, że napisałam w ''o mnie'', że możecie mnie pytać w stronie pt. Pytania?, ale ja głupia nie zrobiłam tej strony xD Tak, tak te moje ogarnięcie. Także postanowiłam założyć blogowego aska, więc możecie mnie już męczyć :)
A teraz mam pytanie: Kogo wolicie, tak w realu, Kurka czy Kubiaka? Piszcie w komentarzach ;)

sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 23.

Zaczekałam aż na zegarze pojawi się 7.00. Następnie wstałam i udałam się do łazienki. Przebrałam się w swoje wczorajsze ciuchy i wypłukałam sobie usta płynem. Później skierowałam swoje kroki do kuchni. Przechodząc przez salon, na kanapie ujrzałam słodko śpiącego Bartka. Po cichu do niego podeszłam i okryłam go kocem. Uśmiechnęłam się do siebie, po czym przeszłam do kuchni. Wyciągnęłam z lodówki potrzebne składniki i zabrałam się do robienia naleśników. Chciałam się jakoś wszystkim odwdzięczyć za gościnność. Po pół godzinie były już gotowe. Kiedy polewałam potrawę jagodami, do pomieszczenia wszedł Pit i Bartek.

- A ty co tak wcześnie? I co tak ładnie pachnie? - spytał pierwszy, nalewając sobie soku do szklanki.

- Spałaś ty dzisiaj w ogóle? - zapytał drugi, obejmując mnie od tyłu.

- Nie mogłam zasnąć - wychrypiałam. Nawet nie wiedziałam, że tak bardzo zaschło mi w gardle. Złapałam za szklankę Piotrka i upiłam z niej spory łyk. - Siadajcie. Zaraz podam - poleciłam i zabrałam się do robienia pięciu kaw.

Chłopcy usiedli przy stole, a zaraz dołączył do nich Michał i Zbyszek.

- Czy wy nie możecie gadać ciszej? Nawet ósmej nie ma - zaczął narzekać Kubiak.

- Już nie przesadzaj. Boże wyglądasz strasznie! - wrzasnął na mój widok Zibi, kiedy stawiałam mu śniadanie przed nosem. Następnie dostał z łokcia od Piotrka.

- Dzięki... - wywróciłam oczami. - Wiesz, jak pochlebić dziewczynie.

- Przepraszam, no ale taka prawda. Wyglądasz jak zmora, duch, czy coś takiego.

- Po prostu nie najlepiej spałam. Jedz, bo ci wystygnie - nakazałam i zajęłam miejsce obok Piotrka.

- Patrz, Piter, tak się robi naleśniki - powiedział Bartek z pełnymi ustami.

- Co wy chcecie od moich naleśników? - wzburzył się Cichy.

- Może to, że kiedy jem twoje, to skorupki jajek trzeszczą mi w zębach.

- Cieszcie się, że w ogóle wam coś gotuję! Jak jesteście tacy mądrzy, to sami zróbcie lepsze. Kubiaka to w ogóle nie można do garów dopuścić, bo albo podpali chałupę, albo nas wszystkich pozatruwa!

Michał wywrócił oczami, a ja się cicho zaśmiałam.

- O widzę, że ci humor wrócił - zauważył Zibi.

- Smutno mi, to prawda, ale wiem, że mój tata nie chciałby, żebym rozpaczała.

- A dlaczego tak sądzisz? - zapytał.

- Powiedział mi to kiedyś, jak byłam mała. Wrócił ze służby zraniony, a ja myślałam, że to coś bardzo poważnego. Powiedziałam mu, że się o niego boję, a on wtedy pogłaskał mnie po głowie i powiedział, ze gdyby coś mu się stało, mam szybko wziąć się w garść i nie płakać, bo on wtedy znajdzie się tylko w innym, lepszym świecie, ale zawsze będzie nade mną czuwał - głos mi lekko zadrżał.

- To... to piękne - wyszeptał Piter.

Wymusiłam z siebie delikatny uśmiech.

- Dobra, to ja już się zbieram - oznajmiłam, wstając i zbierając talerze ze stołu.

- Zostań jeszcze - Michał złapał mnie za rękę.

Popatrzyłam na niego zdziwionym spojrzeniem.

- Nie mogę - powiedziałam, zabierając dłoń. - Nie mam ubrań, kosmetyków i wielu innych potrzebnych rzeczy.

- Odwiozę cię - Bartek zerwał się z miejsca.

- Nie, nie trzeba. Przejdę się - oznajmiłam, wkładając naczynia do zmywarki. - Maks potrzebuje spaceru i ja też go potrzebuje.

- No okej, uparciuchu - Bartek puścił do mnie oczko.

Uśmiechnęłam się i żegnając, opuściłam pomieszczenie. Zabrałam Maksa i wyszłam z mieszkania. Szłam
powoli opuszczonymi ulicami, od czasu do czasu omijając kałuże pozostałe po nocnej ulewie.Wracałam... wracałam do domu... jedynie mojego domu... Nie wyobrażałam sobie teraz mieszkania samej.

- Przynajmniej mam ciebie - szepnęłam do psa, a ten jakby wszystko rozumiał, odwrócił się i zaczął merdać ogonkiem. Zaśmiałam się pod nosem.

Kiedy skręciłam w uliczkę prowadzącą na osiedle, zobaczyłam na placu wóz strażacki, policję oraz karetkę. Wokół wszystkiego tłoczyli się chyba wszyscy mieszkańcy bloku. Zdezorientowana podeszłam do sąsiadki, pani Celiny. Kiedy mnie zobaczyła, rzuciła się na mnie z płaczem.

- Madziu, kochanie - załkała. - Moje ty biedactwo. Dobra, a tej o co chodzi?

- Co się stało? - zapytałam, odrywając się od szlochającej kobiety. Ta jednak milczała. - Proszę pani, niech pani odpowie - podniosłam głos, widząc, że sąsiadka nie może tego z siebie wyrzucić.

Kobieta jednak tylko pokręciła głową i wskazała na policjanta. Chwiejnym krokiem podeszłam do mężczyzny, który okazał się nikim innym jak panem Jarosławem.

- Boże, dziecko tak ci współczuję... - zaczął.

- Czy może mi ktoś w końcu powiedzieć, co tu się do cholery dzieje?! - wykrzyczałam. - Co tu robi ten wóz strażacki? Co pan tu robi? Dlaczego wszystkim jest mnie żal? No chyba nie sądzę, żeby to było z powodu mojego ojca, prawda?

- Już ci wszystko wyjaśniam. Bo wiesz... twoje mieszkanie... ono... spłonęło - spuścił głowę.

Popatrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami.

- To żart, prawda? To tylko pieprzony żart.

- Niestety nie - funkcjonariusz pokręcił głową.

- Mogę tam wejść? - zapytałam.

- Musisz jeszcze chwilę poczekać. Nie wiemy, czy tam jest na pewno bezpiecznie.

- A jaka w ogóle była tego przyczyna?

- Nie jesteśmy w 100 % pewni, ale najprawdopodobniej była to butla z gazem.

- Ale co butla z gazem? - zapytałam głupio.

- No... wybuchła - odpowiedział, patrząc na mnie litościwie.

- Powie mi pan, kiedy będę mogła tam już wejść? - głos któryś raz z rzędu zaczął mi drżeć.

 Mężczyzna pokiwał twierdząco głową, a ja odeszłam i usiadłam na pobliskiej ławce, chowając twarz w dłoniach. Tym razem nie płakałam. Chyba nie miałam już czym. Po pewnym czasie, usłyszałam głos pana Jarka, oznajmiający, że wszystko zostało sprawdzone. Przywiązałam psa do ogrodzenia i udałam się w stronę swojej klatki, czując na sobie spojrzenia wszystkich pozostałych na zewnątrz...

________________________________________________________________________________
No się troszeczkę namieszało , ale nie może być tak pięknie :P
I jak tam wasze wrażenia po dzisiejszych meczach? Zadowoleni z finalistów?
Ja osobiście na miejsce Zaksy wstawiłaby JSW, no ale trzeba przyznać, że Kędzierzynianie grali bardzo dobrze, więc gratuluję ;)
Proszę was WSZYSTKICH o komentarze, bo jak tam patrzę na ilość wyświetleń i liczbę komentarzy, to różnica jest ogromna, a chciałabym poznać opinię was wszystkich :)

piątek, 25 stycznia 2013

Rozdział 22.

- Tak? 

- Czy mam przyjemność z panną Magdą Lipińską? - zapytał mężczyzna.

- Owszem - odpowiedziałam, zastanawiając się nad tożsamością rozmówcy. - Kim pan jest? O co chodzi?

- Myślę, że to nie jest rozmowa na telefon. Mogłaby pani zjawić się za chwilę pod adresem (tu podał nazwę ulicy i numer)

Wiedziałam już o co chodzi, ale jakoś nie potrafiłam przyjąć tego do świadomości. 

- Postaram się tam być jak najszybciej - zakończyłam i trzęsącymi dłońmi schowałam komórkę z powrotem do kieszeni.

- Kto to był? - zapytał Bartek.

Opowiedziałam mu wszystko drżącym głosem.

- Zawiozę cię tam, to nie daleko - oznajmił, po czym skręcił w prawo.

Moje obawy stawały się większe z każdą minutą. Uświadomiłam sobie, że ten adres, to adres Szkoły Muzycznej. Kiedy Bartek zatrzymał samochód, wypadłam z niego jak poparzona i ze łzami w oczach podbiegłam do pierwszego, lepszego funkcjonariusza. Znałam go, był to pan Jarosław. Czasami wpadał do Roberta w odwiedziny.

- Gdzie on jest? - zapytałam, mimowolnie zaciskając pięści.

- Magda, tak mi przykro...

- Gdzie on jest?! - powtórzyłam, krzycząc.

Jarek wskazał palcem. Pobiegłam w to miejsce i ujrzałam tam ciało, owinięte już czarną folią, które ledwo dałam radę wypatrzeć w panującym mroku. Upadłam na kolana i przytuliłam się do umarłego ojca. Rozpłakałam się na dobre. Nie byłam w stanie powstrzymać morza łez, wylewających się z moich oczu. To musiał być sen, to musiał być tylko jeden z tych głupich koszmarów, po którym obudzę się i wszystko wróci do normalności. Chciałabym, żeby tak było, ale to niestety była rzeczywistość... Rzeczywistość, która tak okrutnie zabierała nam to, co kochamy...

- Dlaczego? Dlaczego? - powtarzałam, kołysząc się nad ciałem.

Po chwili poczułam, jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu.

- Zostaw mnie! - wykrzyczałam przez łzy. - Zostawcie mnie wszyscy w spokoju!

Jednak ten ktoś złapał mnie za dłoń, podciągnął do góry i mocno przytulił. Po zapachu perfum poznałam Bartka.

- Puść mnie! - krzyczałam, wyrywając się i bijąc siatkarza pięściami w klatkę piersiową. - 
Chce zostać sama! Chcę umrzeć, jak on!

- Nie wiesz co mówisz - powiedział spokojnie, gładząc moje włosy.

- Dobrze wiem! On był dla mnie wszystkim! Teraz nie mam już nikogo, rozumiesz? Nikogo! - szlochałam mu w koszulkę. 

- Masz Natalie, masz Kamila, wszystkich siatkarzy, masz... mnie - wyszeptał i mocniej mnie przytulił.

Potem już nic nie mówił. Pozwalał abym wszystko z siebie wyrzuciła. Po chwili zaczął padać deszcz. Bartek zdjął z siebie bluzę i zarzucił ją na mnie, po czym siłą zaciągnął do samochodu. Wyrywałam mu się, ale on był o wiele silniejszy. Zaczęła mnie strasznie boleć głowa, ale w żaden sposób nie potrafiłam przestać płakać. Jeszcze nigdy chyba nie czułam się tak podle, jak wtedy. 

- Gdzie ty jedziesz? To nie w tą stronę - wychrypiałam, widząc bliżej mi nieokreślone budynki.

- Myślisz, że pozwolę ci w takim stanie, siedzieć samej w domu? - popatrzył na mnie.

- To w taki razie, gdzie mnie wieziesz? - spytałam, czując łzy na nowo cisnące mi się do oczu.

- Do mnie.

- Chłopaki nie będą mieli nic przeciwko?

- Nie będą. A jeśli tak, to mam to gdzieś - odpowiedział i dodał gazu.

Po chwili byliśmy już na miejscu. Wzięłam Maksa na ręce, Bartek objął mnie ramieniem i weszliśmy do budynku, a następnie do mieszkania.

- Cześć Magda, a co ty tu robisz o tak późnej porze? - zapytał Piotrek, wyglądając z pokoju.

- Zostaje u nas na noc - oznajmił Bartek. - Później ci wyjaśnię - dodał, widząc pytające spojrzenie przyjaciela.

Zaprowadził mnie pod jakieś drzwi.

- Tu mamy łazienkę. Jak chcesz możesz się odświeżyć - powiedział, po czym prawie siłą wepchnął mnie do środka i zamknął drzwi.

- Bartek?

- Tak?

- Po pierwsze, to nie mam się w co przebrać, a po drugie, nie będę się kąpać z psem.

- Poczekaj chwilę - rzucił, po czym usłyszałam jak odchodzi.

Po chwili otworzył drzwi, zabrał ode mnie Maksa i podał mi koszulkę. Kiedy wyszedł, spojrzałam w lustro. Moje oczy były całe spuchnięte. Obmyłam twarz wodą i wzięłam szybki prysznic. Następnie narzuciłam na siebie T-shirt Bartka, który sięgał mi do połowy ud - zapewne był na niego za mały, i wyszłam z łazienki. Przez chwilę stałam zdezorientowana, nie wiedząc, gdzie się udać. Potem jakoś udało mi się namierzyć salon, dzięki głośnej rozmowie. W pomieszczeniu znajdowali się wszyscy, czterej współmieszkańcy.

- Magda... - zaczął Piotrek. - Tak... tak bardzo nam przykro... - podszedł i mnie przytulił. - Tak strasznie ci współczujemy...  

Wymusiłam z siebie niepewny uśmiech. Następnie podszedł do mnie Zbyszek, a potem... Michał. Kiedy mnie przytulił, poczułam się jakoś dziwnie... tak jakoś... dobrze? Szybko się od niego oderwałam.
Popatrzył na mnie ze smutkiem.

- Jeżeli chcesz się już położyć, to tak jest mój pokój - powiedział Bartek, wskazując na drzwi na przeciwko salonu.

Skinęłam głową i udałam się w wyznaczone miejsce, wcześniej zabierając Maksa z kolan Zibiego. Położyłam się do łóżka, przesiąkniętego zapachem Bartka. Długo patrzyłam w przestrzeń, nie mogąc zmrużyć oka. Kiedy tylko zamykałam powieki, przed oczami stawał mi obraz z przed niespełna godziny - ciało ojca, całkowicie owinięte czarnym materiałem. Szlochałam w poduszkę, nie chcąc, aby ktokolwiek to słyszał. Po pewnym czasie usłyszałam, jak ktoś cicho wchodzi do pokoju i kładzie się na łóżku po drugiej stronie pomieszczenia. Bartek zapewne dzielił pokój z Pitem. Przycisnęłam psa do piersi, ale nadal nie mogłam zasnąć, a ciężkie krople deszczu uderzające o parapet i odgłosy burzy, wcale mi w tym nie pomagały. Przewracałam się z boku na bok, co powodowało ciche protesty Maksa. Nawet nie zauważyłam, kiedy na zegarku wybiła 5.00.

_______________________________________________________________________
Tak, tak wiem, że jestem zła i w ogóle, bo zabiłam ojca Magdy, i nie dodawałam rozdziałów. Ja to doskonale wiem... Dlaczego uśmierciłam Roberta? Nie wiem. Na prawdę nie mam najmniejszego pojęcia. Szczerze, to poprzedni rozdział napisałam, nie mając kompletnie pomysłu na następny. Chodziłam i główkowałam, co z tym zrobić, no i postanowiłam właśnie to. Mam nadzieję, że się na mnie za bardzo nie wkurzycie.  Dlaczego nie dodawałam rozdziałów? No cóż mój Cyfrowy Polsat (internet) kompletnie nie chce ze mną współpracować i co jakiś czas ma te swoje humorki.
 


wtorek, 22 stycznia 2013

Rozdział 21.


Rano obudził mnie Maks, najwidoczniej domagający się wyjść na dwór. Zaspana wylazłam z łóżka i poczłapałam do łazienki. Przemyłam twarz zimną wodą i ubrałam się w dresy i bluzę. Założyłam pieskowi smycz i wyszłam przed blok. Po 20 minutowym spacerze wróciłam do domu. Wzięłam prysznic i przebrałam się. W drodze do kuchni sprawdziłam sms-a od Natalii.

''Spoko. Może o 18.00 w parku? :)''

''Okej. To do 18.00 :*''

''Do 18.00 :* Mam dla ciebie newsa.''

Zablokowałam telefon i schowałam go do kieszeni. Zrobiłam sobie kanapki z dżemem i kakao. Pochłonęłam to w szybkim tempie, cały czas zastanawiając się, co takiego ma mi do przekazania Natalia. O 9.30 założyłam buty i opuściłam mieszkanie. Wsiadłam do samochodu i powoli ruszyłam w stronę Spały. Kiedy dotarłam na miejsce, miałam jeszcze trochę czasu do rozpoczęcia pracy, usiadłam więc na ławce i z zamkniętymi oczami napawałam się pięknym, słonecznym dniem. Po chwili poczułam, jak ktoś obejmuje mnie ramieniem. Zaskoczona uniosłam powieki i spojrzałam się w bok. Był to Kurek.

- Siema, piękna - delikatnie pocałował mnie w usta.

- Hej, przystojniaku - zaśmiałam się.

- On przystojny? Błagam cię. - koło nas znalazł się Zibi. - Ja nadal nie wiem, co ty w nim widzisz.

- Spieprzaj Bartman - powiedział Bartek. - Jestem najprzystojniejszym siatkarzem pod słońcem.

- Na jakiej planecie? Spójrz na mnie. Tak wygląda prawdziwy przystojniak - Zbyszek dumnie wypiął pierś.

- Śmieszne, bardzo śmieszne.

Mało brakowało, a spadłabym z ławki. Nie mogłam opanować śmiechu i widziałam, że troszkę dalej inni siatkarze też śmieją się jak dzicy.

- Nie spóźnisz się przypadkiem? - zapytał Bartek.

Spojrzałam na zegarek 10.12.

- O cholera. Już jestem spóźniona! - krzyknęłam i pędem wbiegłam do budynku.

Po chwili wpadłam, zdyszana do gabinetu pana Marka. Na szczęście nie dostało mi się za spóźnienie. O 16.00 skończyłam pracę i wróciłam do domu. Ojca jeszcze nie było - pewnie miał wieczorną zmianę. Na obiad zamówiłam sobie pizze. Po pół godzinie dostarczyli mi ją do drzwi. Usiadłam z pudłem na kanapie i włączyłam sobie transmisję Igrzysk. Razem z Maksem, który strasznie domagał się posiłku, pochłonęliśmy pizze w 15 minut. O 17.50 złapałam za torbę, założyłam Maksiowi smycz i skierowałam się do pobliskiego parku. Natalia już na mnie czekała.

- O matko, to ten słodziak od Bartka? Jaki śliczny - Nat podbiegła do Maksa i wzięła go na ręce. - Jak się wabi?

- Maks.

- Jest taki słodki. Kto jest piękny? No kto jest taki piękny? Ty jesteś, wiesz? Najsłodszy piesiuniek na świecie - Nat zaczęła do niego gadać.

- Dobra, starczy już - zaśmiałam się i zabrałam psa z rąk przyjaciółki. - To co masz dla mnie za wiadomość?

- Może się przejdziemy? - Natalia się lekko zmieszała.

- Okej - zgodziłam się.

Po krótkim spacerze, przysiadłyśmy na ławce.

- Nat?

- Hmm?

- Powiesz mi w końcu czy nie?!

- No okej. Tylko obiecaj, że nie będziesz zła.

- Zobaczymy...

- Obiecaj - powiedziała stanowczo.

- No dobra. Obiecuję - przewróciłam oczami.

- Bo wiesz... ja... ja postanowiłam dać Adamowi jeszcze jedną szansę.

- Co?! - wykrzyknęłam na cały park. - Zgłupiałaś do reszty?!

- Oj no bo on powiedział, że się zmienił i że przeprasza mnie bardzo, i że nie może beze mnie żyć...

- Nat on cię zdradził. Zdradził cię.

- Obiecałaś, że nie będziesz zła...

- Jak mogę nie być zła, jak moja przyjaciółka robi najgłupszą recz w świecie? On zranił cię raz, to zrobi to znowu...

- Ludzie się zmieniają...

- Przemyśl to jeszcze, błagam, przemyśl...

- Tu nie ma już nad czym myśleć. Już się zgodziłam i znowu jesteśmy razem.

- Obyś się tylko nie myliła, bo jeżeli ci coś zrobi, to pożałuje.

- Muszę już iść -  spojrzała na zegarek. - Prosze cię nie bądź zła...

- Postaram się, tylko uważaj na niego. To do zobaczenia - przytuliłyśmy się i Natalia poszła w swoją stronę.

Nie miałam ochoty wracać do domu. Wyciągnęłam więc telefon i wybrałam numer do Bartka.

- Spotkamy się? - zapytałam, wcześniej się witając.

- Okej. Gdzie jesteś, to przyjadę po ciebie?

- Zaczekam pod moim blokiem.

- Spoko. Za 10 minut będę - rozłączył się.

Powoli poczłapałam, z Maksem u boku, na swoje osiedle. Po chwili ujrzałam kurkowy samochód. Wsadziłam psa na tylne siedzenie, a sama zajęłam miejsce pasażera. Pocałowałam Bartka na powitanie.

- To gdzie masz ochotę pojechać? - zapytał.

- Mam ochotę na ogromną porcję lodów - uśmiechnęłam się.

- Już się robi - odpalił silnik i ruszyliśmy w stronę lodziarni.

Weszliśmy do małego budynku i zajeliśmy miejsce w rogu. Zamówiliśmy sobie ogromne pucharki i czekaliśmy na zrealizowanie zamówienia.

- Pamiętasz nasz pierwszy wypad na lody? - zapytał Bartek, łapiąc mnie za rękę.

- Doskonale pamiętam. Mokro wtedy było - zaśmiałam się.

- Noo. To było po tym jak dostałaś od Zbyszka.

Roześmiałam się.

- Staare dobre czasy...

- Jakie stare? Nawet miesiąc nie minął. A po za tym, o wilku mowa - powiedział, wskazując palcem na drzwi.

W wejściu stali Bartman i Kubiak.

- No pięknie - westchnęłam bezgłośnie.

- Chłopaki. Dawajcie tutaj - Bartek machnął na nich ręką.

- Nie będziemy wam przeszkadzać, zakochańce? - zapytał Zibi, siadając obok mnie.

- No, co ty - uśmiechnęłam się. - Miło was widzieć - specjalnie zaakcentowałam słowo ''was'' i popatrzyłam na Kubiaka.

Ten też w tym czasie podniósł wzrok i nasze spojrzenia się skrzyżowały. Szybko spuściłam głowę, czując ogromną gulę w gardle i wypieki na twarzy. Po chwili przynieśli nasze wszystkie zamówienia.

- A co tam ciekawego u Moniki, Misiek? - zapytał Bartek. - Dawno już jej nie widziałem.

- Nie wiem co u niej, bo już nie jesteśmy razem - odparł jakby nigdy nic i znowu się na mnie spojrzał.

- Stary, dlaczego? Nie wiedziałem. Przepraszam.

- Nic się nie stało. Nie chce o tym gadać.

- Spoko. Nie ma sprawy - razem z Kurkiem spojrzeliśmy po sobie.

Reszta posiłku minęła nam w miłej atmosferze. Około 20.30 pożegnaliśmy się i razem z Bartkiem, wróciliśmy do samochodu. Spojrzałam na tylne siedzenia - Maks spał sobie spokojnie. Wyjechaliśmy z parkingu. Włączyłam radio.

Przerywamy program, aby nadać najświeższe wiadomości - usłyszałam.

Pogłośniłam urządzenie.

Dwie godziny temu, zamaskowani osobnicy, wtargnęli na teren Szkoły Muzycznej i wzięli na zakładniczkę córkę prezydenta naszego miasta. Zdezorientowane nauczycielki od razu zadzwoniły na policję. Funkcjonariusze znaleźli się na miejscu po niecałych 10 minutach. Nie wiedzieli jednak, że napastnicy są uzbrojeni. Niestety nie mamy potwierdzonych informacji, co do przebiegu zdarzeń, ale wszystko opiszemy jutro w porannych wiadomościach. Wiemy tylko jedno -  w strzelaninie, która wybuchła na miejscu, zginęło dwóch funkcjonariuszy oraz jeden napastnik...

W tym momencie rozległ się dźwięk mojego dzwonka. Wyjęłam telefon z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz - jakiś nieznany numer. Zdezorientowana popatrzyłam na Bartka, następnie wcisnęłam zieloną słuchawkę i podniosłam urządzenie do ucha...

_______________________________________________________________________________
Mimo grymasów bloggera, udało mi się dodać rozdział - hura!
Tak, więc będę bardzo wdzięczna jeżeli WSZYSCY co czytają moje wypociny, skomentują to... Uwierzcie, że na prawdę lepiej się pisze znając opinie innych :)
A tak na marginesie, ma ktoś może już ferie? :)

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Rozdział 20.


- Marian - wysyczałam przez zęby.

- Magda. Jak miło cię widzieć - odparł z udawanym uśmiechem na twarzy.

Prychnęłam.

- Co ty tu robisz? Nie powinieneś przypadkiem siedzieć w pace? - zapytałam oschle.

- Przyjechałem pokibicować naszym. Jestem już wolny, słodziutka - uśmiechnął się drwiąco.

- Powinieneś tam zdechnąć, psie - warknęłam. - Raczej się tą wolnością nie nacieszysz. Kogo tym razem sobie upatrzyłeś?

- Jak śmiesz? Ty mała, bezczelna szmato!

- Coś jeszcze? - nagle przy Marianie znalazł się Pit, mierząc go wściekłym wzrokiem. - Przeproś ją, albo...

- Albo co?

- Albo dostaniesz w ten swój pedalski ryj - warknął Piotrek. Był od niego o wiele wyższy, co dawało mu przewagę.

- Pit daj spokój. Sama sobie poradzę.

- Nie sądzę - odepchnął mnie ręką. - Na co czekasz? Przepraszaj ją, nędzny psie!

- Chyba śnisz - prychnął Marian.

- Ach tak? - Piter zamierzył się na niego. Złapałam go za rękę.

- Daj spokój. Chodźmy - powiedziałam ciągnąc go w stronę chłopaków.

- Co to za jeden? Z chęcią bym mu przywalił.

- Nie ważne. Później ci powiem.

Piotrek tylko skinął głową.

Po zwiedzeniu już wszystkich miejsc, wróciliśmy do hotelu, aby się spakować. Jak zawsze w moim przypadku bywa, jakimś dziwnym trafem, ubrań staje się więcej niż tyle, co wzięłam ze sobą. Oczywiście walizka nie chciała się zamknąć, chociaż było w niej tyle samo, co przed wyjazdem. Przełożyłam do torby parę ciuchów, ale dalej nic. Poszłam do pokoju Bartka i weszłam bez pukania.

- Bartek, Barteczku, Bartusiu...

- Co jest?

- Walizka. Proszę, pomóż - jęknęłam.

- Jeezu. Jakie problemy - podniósł się z łóżka i poszedł do mojego pokoju, a ja za nim. - Właź na nią - rozkazał, a ja wykonałam polecenie i usadowiłam się na bagażu.

Po wielu próbach, suwak nadal nie był do końca zasunięty.

- Idę po chłopaków. Zaczekaj - polecił zmachany, po czym wyszedł z pokoju. Po chwili wrócił wraz z Zibim i Pitem.

Ja z Cichym usiedliśmy na walizce, a Zbyszek i Bartek siłowali się z zamkiem. W końcu udało nam się dopiąć swego.

- Boże dziewczyno, jakim sposobem ty to tutaj przywiozłaś? - zapytał Bartman.

- Nie wiem no. Ale dzięki.

- To jest to wynagrodzenie, za zwolnienie mnie z treningu - Zibi puścił do mnie oczko.

- Aha! Wiedziałem, że to było udawane! - odezwał się Pit i popatrzył na mnie z wyrzutem

Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.

- Gotowi? - w drzwiach znalazł się Igła.

- Gotowi! - odparliśmy chórem.

Bartek chwycił za moją walizkę, ja wzięłam swoją torbę i podreptaliśmy przed hotel. Upał dzisiaj był nie do zniesienia.

- Jeżeli coś się stało z klimatyzacją, to ja chyba wykituję! - oznajmił Igła.

Po przeliczeniu wszystkich, wsiedliśmy do autokaru. Oczywiście nie odbyło się bez przeszkód, bo Ruciak i Igła postanowili sobie zrobić wyścig, przez co wywaliłam się na schodach, zdzierając sobie kolano do krwi.

- Idioci! - krzyknęłam za nimi i z grymasem bólu na ustach, zajęłam wolne miejsce.

- Mogę się przysiąść? - po chwili przy mnie zjawił się Piter.

- Siadaj - poklepałam miejsce obok siebie.

Piotrek usiadł i przez chwilę patrzył się przed siebie. Ja wyjęłam słuchawki i założyłam je. Oparłam głowę o szybę i zamknęłam oczy, wsłuchując się w słowa piosenki. Kiedy właśnie miał zacząć się mój ulubiony moment, poczułam jak ktoś ściąga mi słuchawki z uszu.

- Ej! - krzyknęłam. - Właśnie słuchałam, jakbyś nie wiedział!

- Spokojnie - odparł Pit. - Chce tylko pogadać.

- To sobie moment znalazłeś...

- Powiedz mi, co to był za gościu ten pod London Eye?

- A po co ci to wiedzieć?

- Po prostu chcę. Żeby wiedzieć, jeżeli go spotkam jeszcze raz...

- No dobra - zgodziłam się. - Nie wiem czy wiesz, ale moja mama nie żyje...

- Wiem... Bartek nam mówił.

- No właśnie. Zginęła w wypadku i to przez tego gościa - zauważyłam, że głos zaczyna mi drżeć.

- Jak to? Powiesz mi, jak to się stało? No chyba, że nie chcesz o tym mówić.

- Nie, spoko, powiem. Moja mama była lekarzem i wtedy właśnie jechała karetką do pacjenta, który miał zawał... Była noc. Jechali na sygnale, bardzo szybko. W pewnym momencie z przeciwnej strony, pod prąd jechała ciężarówka. Kierowca karetki, a za razem najlepszy przyjaciel mojej mamy, nie zdążył zareagować i zderzyli się. Tą ciężarówkę prowadził właśnie Marian. Był pod wpływem alkoholu. On przeżył, ale moja mama oraz jej dwóch współpracowników nie miało tyle szczęścia. Trafił więc do więzienia. Nawet nie pamiętam na ile lat... - po policzku poleciała mi łza, którą szybko wytarłam. Spojrzałam na Pita, siedział i znowu wpatrywał się w przestrzeń z zaciśniętymi szczękami. - Kiedy odsiedział już swoje, wyszedł i nie zdążyło minąć nawet 3 miesięcy, znowu spowodował wypadek. Zginęła 15- letnia dziewczyna, a jej ojciec został ciężko ranny. Nigdy mu tego nie wybaczę, rozumiesz? Nawet nas nie przeprosił. Z jego gadzich ust nie wypłynęło nawet pieprzone: przepraszam! Nienawidzę go! Nienawidzę! - teraz rozpłakałam się na dobre.

- Już spokojnie - Piter przytulił mnie do siebie i zaczął gładzić po włosach.

- Dziękuję - wychrypiałam.

- Za co?

- Za wszystko. Nie zauważyłeś, że jesteś ze mną zawsze wtedy kiedy kogoś potrzebuję? A ja ci się tylko wyżalam - powiedziałam i spuściłam głowę. - Przepraszam.

- Nie ma za co przepraszać - uśmiechnął się. - Od czego są przyjaciele?

- Jesteś super - znowu się do niego przytuliłam. - Wiesz gdzie Bartek?

- Wygoniłem go do Igły. A co chcesz, żebym się z nim zamienił?

- Nie trzeba - oznajmiłam i znowu założyłam słuchawki.

Jednak po chwili Piter znowu mi je ściągnął.

- Co tym razem? - zapytałam.

- Chciałem ci tylko oznajmić, żebyś się niczym nie przejmowała i, że zawsze możesz mi wszystko powiedzieć - uśmiechnął się i poczochrał mi włosy.

- Spoko - ucięłam i znowu powróciłam do słuchania muzyki.

- Klima nie działa! - usłyszałam rozdzierający krzyk Igły. No i znowu ktoś mi przerywa!

- Wykrakałeś, debilu - tym razem był to Bartek

- Panie kierowco, niech pan coś zrobi!

- Nie da się. Wysiadło.

- Nieee. Daleko jeszcze?

- Jeszcze trochę musicie wytrzymać. Straszne korki.

- Bożee! Nie!

Zrezygnowałam ze słuchania muzyki. Po chwili mi też zrobił się strasznie gorąco. Przez całą drogę na lotnisko Igła bez przerwy jęczał. Wszyscy też nie byli zachwyceni brakiem klimy, ale ten to już przesadzał. Wydałam z siebie ciche: ''nareszcie'', kiedy zatrzymaliśmy autokar na parkingu. Wyskoczyłam z niego, jak poparzona i wbiegłam do chłodnego budynku. Bartek zapewne zajął się moi bagażem, więc podeszłam do kawiarni i zamówiłam sobie truskawkowego szejka. Usiadłam na krzesełkach i zadowolona popijałam napój.

- Sprytnie, młoda - usłyszałam nad sobą głos Zibiego.

Uśmiechnęłam się szeroko.

- Gdzie wytrzasnęłaś taką oto wspaniałą rzecz, jaką jest orzeźwiający szejk? - Igła popatrzył na mój kubek świecącymi oczyma.

Wskazałam palcem na kawiarnie, a libero pobiegł tam jak burza.

Po godzinie siedzieliśmy już w samolocie. Trochę miałam stracha, ale podróż przebiegła o wiele sprawniej niż poprzednia. Pogoda nam sprzyjała, więc obyło się bez większych problemów. Tym razem siedziałam pomiędzy Zibim, a Bartkiem. No w sumie to tylko obok Bartmana, bo Kurek prawie cały lot przesiedział w toalecie. W końcu mogłam odpłynął w świat muzyki, bo tym razem nikt mi nie przeszkadzał. No może oprócz sztucznie miłych stewardes, które starały mi się wcisnąć jakiegoś drinka, czy słodycz. W Polsce po przybyciu, już czekał na nas drugi autokar, którym ruszyliśmy w stronę Spały.

- Trochę szkoda, że wracamy wcześniej, ale już się zdążyłem stęsknić za tymi polskimi drogami - zaśmiał się Zibi.

Podróż pod COS upłynęła mi szybko, może dlatego, że całą przespałam. Potem już tylko krótka trasa samochodem i byłam pod swoim blokiem. Wciągnęłam walizkę po schodach i otworzyłam drzwi kluczem. Tata już spał, więc tylko przywitałam się z Maksem i po cichu weszłam do pokoju. Wysłałam Natalii sms-a: Jestem już w Polsce. Spotkamy się jutro?, po czym zablokowałam telefon. Przebrałam się w piżamy i położyłam do łóżka. Po 10 minutach odpłynęłam do krainy Morfeusza.

________________________________________________________________________________
No i jest piękne okrąglutkie 20 :)

Wybiera się ktoś może na mecz Resovii do Wawy 1 lutego? Bo ja owszem ^.^

piątek, 18 stycznia 2013

Rozdział 19.


Wbiegłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko szlochając w poduszkę. Nie mogłam pogodzić się z faktem, że nie jaki Kubiak jest we mnie zakochany. Przeze mnie zapewne nie jest już ze swoją dziewczyną. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Nie mogłam go tak po prostu odrzucić, bo ten był uparty jak osioł i na dodatek, mieliśmy się przynajmniej do końca wakacji widywać praktycznie codziennie. Nie chciałam także, by jego przyjaźń z Bartkiem się rozpadła. Byli w jednej drużynie. To mogłoby źle wpłynąć na ich grę i wyniki w meczach.

Usłyszałam pukanie.

- Mogę? - zapytał przybysz.

- Nie - odparłam nie przestając płakać.

Wstydziłam się tej swojej słabości. Wstydziłam się płaczu. Jednak mimo mojego zakazu, poczułam, że ktoś siada obok mnie na łóżku i kładzie mi rękę na plecach.

- Wiem o wszystkim - usłyszałam głos Piotrka. - Michał mi wszystko powiedział.

- I co z tego? Co to zmieni?

- Raczej nic, ale chce być twoim przyjacielem i nie pozwolę ci cierpieć z takiego powodu. Chce żebyś była szczęśliwa. Z Bartkiem - wyszeptał, podnosząc mnie do pozycji siedzącej i przytulając mnie. - Nie płacz.

Opanowałam się, ale dalej trwałam w objęciach Pita.

- Wszyscy się martwią. Bartek załamuję się, że to przez niego, chociaż nie może dojść co takiego zrobił.
Martwi się najbardziej. Może wrócisz i ich uspokoisz?

Pokiwałam twierdząco głową. Wstaliśmy i udaliśmy się z powrotem do pokoju.

- Magda! Co jest? - Bartek od razu się przy mnie znalazł i mocno przytulił.

- Nic takiego. Po prostu się źle poczułam - skłamałam. - Może ja lepiej wrócę do siebie i się położę.

- Okej. Pójść z tobą?

Zgodziłam się. Wróciliśmy do mojego pokoju.

- Idę się wykąpać - oznajmiłam i zniknęłam za drzwiami łazienki.

Rozebrałam się i wskoczyłam do kabiny. Po 10 minutowym prysznicu, wyszłam, owinęłam włosy ręcznikiem i przebrałam się w piżamy. Odświeżona wyszłam z pomieszczenia i położyłam się na łóżku, obok Bartka, wcześniej przykrywając poduszkę ręcznikiem, aby nie przemokła od włosów.

- Możesz mi powiedzieć, co się ostatnio z tobą dzieje? - zapytał, obracając się w moją stronę.

- Nic się ze mną dzieje. Wszystko jest ok.

- Pitowi mówisz, a mi już nie. Ukrywasz coś przede mną?

- Nic przed tobą nie ukrywam, głuptasie - powiedziałam i delikatnie pocałowałam go w usta.

- Ufam ci - szepnął i odwzajemnił pocałunek.

Potem zaczął całować mnie po szyi i obojczykach. Wsunęłam dłoń w jego włosy i przysunęłam go do siebie jeszcze bardziej, Następnie objęłam go nogami w pasie, nie przestając całować.

- Kocham cię - szepnął.

- Ja ciebie też - oznajmiłam i kontynuowałam pocałunek.


Polska w sobotę wygrała z Wielką Brytanią 3:0, ale za to w poniedziałek przegrała z Australią 1:3. Chłopcy byli załamani. Dzisiaj miał się odbyć mecz z Rosją. Wszyscy w ośrodku cały dzień chodzili nerwowi i zdenerwowani. Nawet Bartman zaczął odrzucać zaloty blondynki, która teraz nie dawała jemu spokoju, rezygnując z Bartka.

- Wiecie, że jak dzisiaj przegramy to jutro wracamy do domu? - odezwał się przy kolacji Guma.

- Żadne przegramy. Wygramy, jasne? Musimy wygrać! - krzyknął Igła, ale jakoś chyba sam nie był tym za bardzo przekonany.

- Głowy do góry, chłopaki. Nawet jeżeli przegracie, przecież to nie koniec świata! - powiedziałam.

- Ale zawiedziemy miliony ludzi, kibiców, Polaków, tych, którzy na nas liczyli! - Winiar spuścił głowę.

- I tak są z was dumni  jak nigdy dotąd. Przywieźliście już złoto, prawda? To więcej niż nam się śniło! - krzyknęłam, starając się ich podnieść na duchu. - A po za tym wygracie...

O ustalonej godzinie wszyscy zapakowaliśmy się do autobusu i ruszyliśmy w stronę hali. Witani okrzykami kibiców, weszliśmy do budynku i każdy udał się w swoją stronę. Ja jak zwykle usiadłam na ławeczce przy boisku i z niecierpliwością czekałam na rozpoczęcie meczu. Nerwy były ogromne. Pierwszy set dawał wiele do życzenia - przegraliśmy go 17:25. W drugim chłopaki zaczęli się jakoś wybijać, ale i tak po chwili stracili prowadzenie i set zakończył się wynikiem 23:25 dla Rosji. Myślałam, że Andrea zemrze z tych nerwów. Cały aż chodził. Krzyczał na chłopaków, starał im przemówić jakoś do rozumu, wpłynąć na psychikę, ale oni już chyba pogodzili się z myślą o przegranej i mecz zakończył się wynikiem 0:3. Ze spuszczoną głową poczłapali do szatni, by po 10 minutach z niej wyjść i udać się do autokaru. Nie rozdali nawet jednego autografu.

- Chłopaki, no. Mówiłam wam, że świat się nie skończył. Jeszcze tyle przed wami. Zdołacie odnieść jeszcze
tyle zwycięstw - powiedziałam, starając się ich pocieszyć.

- Ty nic nie rozumiesz - odezwał się Bartman. - Zawieliśmy tylu ludzi. Pogrzebaliśmy swoją szansę na
zdobycie złotego medalu. Ja nie wiem co się z nami stało...

- Stało się. Trudno... czasu nie cofniesz. Teraz tylko trzeba ruszyć dupę, podnieść się z dołka i żyć dalej.

- Dziewczyna dobrze gada - wtrącił Marcin.

Po krótkim czasie byliśmy już w hotelu. Wszyscy poszli do swoich pokoi, chcąc w jakiś sposób to wszystko odreagować. Ja z Bartkiem zawitaliśmy do mojego pokoju i po chwili leżeliśmy już w łóżku, wykończeni całym dniem.

- No to jutro do Polski - westchnął Kurek. - Szkoda. Wielka szkoda.

- Jeszcze nie miałam okazji zwiedzić Londynu - oznajmiłam smutno.

- Mamy jeszcze cały ranek i przedpołudnie - Bartek pocałował mnie w czoło.

- Racja - powiedziałam i wtuliłam się w jego nagi tors, po czym zasnęłam.


Następnego dnia, od razu po śniadaniu opuściliśmy hotel i ruszyliśmy na ''podbój'' Londynu. Autokarem dotarliśmy pod Big Ben i obejrzeliśmy go z zewnątrz. Następnie udaliśmy się na London Eye. Oczywiście nie obyło się bez problemów, bo przez przypadek zostawiliśmy w poprzednim miejscu Ziomka i Jarosza, którzy najprawdopodobniej udali się na lody. Musieliśmy więc po nich wrócić. Kiedy w końcu udało nam się dotrzeć na miejsce, przeliczyliśmy się i skierowaliśmy się do wejścia. Tłum był ogromny. Przepychaliśmy się, próbując się przedrzeć. W pewnym momencie dostałam od kogoś z łokcia w brzuch. Ten ktoś odwrócił się i  popatrzył w moją stronę. Była to osoba, którą bardzo dobrze znałam...

________________________________________________________________________________
Przepraszam, że tak późno, ale byłam na urodzinach i nie miałam czasu kiedy tego napisać, ale jest, chociaż może trochę krótkie.
Nie wiem, czy w weekend dodam jakiś rozdział, bo wyjeżdżam, ale postaram się, a jak coś. to mam nadzieję, że uda mi się nadrobić w resztę ferii.
Tak więc zostawiam wam do oceny i mówię: Dobranoc :)


czwartek, 17 stycznia 2013

Rozdział 18.


- Misiek, możesz mi do cholerny jasnej wyjaśnić, o co w tym wszystkim chodzi? - Piter z impetem wpadł do pokoju Dzika.

- Nie wiem o czym mówisz - oznajmił spokojnie Michał.

- Och doskonale wiesz o czym mówię. O Magdzie. O Magdzie, ty tępaku - Piter szalał ze złości. - Coś ty jej do cholery zrobił?

- Ja jej nic nie zrobiłam.

- To dlaczego siedzi teraz w pokoju i płaczę i to przez ciebie? Widziałem jak wychodzisz z jej pokoju. Jeszcze raz się pytam: co ty jej zrobiłeś?

Michał milczał.

- No mów! Mów do cholery!

- No już dobra, dobra - Kubiak poddał się. - Wszystko ci powiem. Tylko, jak komuś wygadasz, to...

- Nie wygadam. Spokojnie. A więc?

Michał wszystko mu opowiedział, a Piter słuchał z szeroko otwartymi oczami i buzią.

- Posrało cię do reszty? - wykrzyczał, kiedy przyjaciel zakończył swoje wyznanie.

- Jeżeli masz zamiar mi tu wyrzucać, to lepiej wyjdź - warknął Kubiak.

- Ale jak? Przecież... przecież wy skakaliście sobie do gardeł! Bartek to twój przyjaciel! Jak możesz mu to robić?!

- To jest niezależne od mnie. Próbowałem ją od siebie odepchnął, ale to był bezsensowny pomysł. Nie mogę przestać o niej myśleć, rozumiesz? Zerwałem z
Moniką, bo nie potrafię tak dłużej... nie mogłem jej dłużej okłamywać.

- Musisz to w jakiś sposób zakończyć - powiedział stanowczo Piter.

- Ale jak?

- Coś wymyślimy, stary. Damy radę - oznajmił Piotrek, klepiąc przyjaciela po plecach. - Mam taką nadzieję - dodał cicho.

*** 

Szłam powolnym krokiem w stronę stołówki, starając się jak najbardziej opóźnić moje przyjście. Wiedziałam jednak, że jest to nieuchronne i muszę się w końcu zobaczyć z chłopakami i z.... Kubiakiem. Wzięłam głęboki wdech i wkroczyłam do pomieszczenia. Wszyscy z mojego stolika od razu spojrzeli w moją stronę, a Bartek wstał, podbiegł do mnie i mocno przytulił.

- Co się stało? Dlaczego nie chciałaś ze mną wczoraj porozmawiać? Tak się martwiłem. Nigdy, przenigdy mi tak więcej nie rób - powiedział wtulając twarz w moje włosy.

- Nic mi nie jest - rzekłam i wyswobodziłam się z jego uścisku. - Musiałam pobyć trochę sama.

Usiedliśmy przy stoliku i od razu zaczęły się pytania o wczorajszy wieczór.

- Dajcie jej spokój - odezwał się Piter. - Jak nie chce, to niech nie mówi.

Popatrzyłam na niego z wdzięcznością.

- Dlaczego nic nie jesz? - zapytał Bartek.

- Nie jestem głodna - burknęłam i spojrzałam w stronę Michała. Patrzył się w przestrzeń i grzebał widelcem w talerzu.

- Musisz coś zjeść - rzucił Kurek i odszedł od stołu, by po chwili wrócić z talerzem pełnym kanapek. - Bez dyskusji - podsunął mi półmisek pod nos.

- Przecież to porcja, jak dla zapaśnika sumo - jęknęłam i chwyciłam jedną z kanapek z serem.

- Nie marudź tylko jedz - powiedział stanowczo i zajął swoje miejsce.

Po śniadaniu, rozpoczął się trening. Jak zwylke zajęłam swoje miejsce i obserwowałam chłopaków. Tym razem nikt nic sobie nie zrobił, więc nie musiałam interweniować. O 13.00 zebrałam swoje rzeczy i udałam się na obiad. Nałożyłam sobie zupę pomidorową i sałatkę. Kiedy usiadłam do stołu, chłopcy wbiegli do stołówki i rzucili się na potrawy. Następnie zajęli swoje miejsca i jak zwykle rozpoczęły się żarciki Igły i śmiechy pozostałych zawodników. Po chwili ujrzałam pamiętną pokojówkę, zbliżającą się do naszego stolika. A ta czego tutaj chce?

- Może dolać kompociku? - zapytała przesłodzonym głosem i uśmiechnęła się zalotnie w stronę Bartka.

- Nie, dzięki - fuknęłam, lustrując ją wzrokiem od góry do dołu.

- Na pewno? - ten głos zaczynał działać mi na nerwy.

- Na pewno - oznajmiłam i skupiłam wzrok na swoim talerzu. Spokojnie Magda, spokojnie.

- A może chcecie czegoś innego?

- Ciebie, kotku - Zbyszek puścił oczko w stronę blondwłosej i wyszczerzył się, a ja wybuchłam niepohamowanym śmiechem.

Dziewczyna spaliła buraka i odeszła, a ja nadal nie mogłam powstrzymać śmiechu, a z racji, że był on zaraźliwy, wszyscy po chwili zaczęli się śmiać.

- Niezły podryw, Bartman - wydusiłam, ledwo łapiąc oddech.

- Na takie wystarczy - zaśmiał się. - Już jest moja.

Igła poklepał Zbyszka po plecach:

- Szkoda, że tego nie nagrałem - powiedział. - To byłby hit internetu.

Po jakże zabawnym posiłku, chłopcy poszli na siłownie, a ja udałam się do pokoju. Odpaliłam laptopa Bartka i wyciągnęłam z torby pen-drive od Igły. Libero zgrał mi na niego te zdjęcia, które się mu najbardziej podobały. Wsunęłam go do USB i kliknęłam na ikonkę. Przejrzałam wszystkie fotki i wybrałam trzy, które moim zdaniem były najlepsze. Pierwsze ukazywało mnie i Krzyśka, jedzących lody i śmiejących się z niewiadomo czego, a drugie nas wszystkich, czyli mnie, Bartka i Piotrka (Igła robił zdjęcie), robiących dzióbek  Na trzecim byłam ja sama, siedząca na trawie przy stawie. Wrzuciłam wszystkie na Facebooka i ustawiłam te trzecie na profilowe, po czym wyłączyłam komputer.

Po półtorej godziny znowu go odpaliłam i włączyłam Facebooka  Po każdym zdjęciem miałam prawie 200 łapek i po 70 komentarzy. Chyba się robię sławna - zaśmiałam się.

Resztę swojego wolnego czasu spędziłam na sprzątaniu i czytaniu książki. W końcu do pokoju wpadł Bartek, oznajmiając, że już za 5 minut ruszamy. Dzisiaj graliśmy mecz z Bułgarią. Wzięłam wszystkie potrzebne rzeczy i udałam się do autokaru. Pod halą powitały nas tłumy kibiców. Chłopcy jak zwykle poszli rozdawać autografy, a ja skierowałam się na boisko i zajęłam swoje miejsce. Po upływie pół godziny mecz się rozpoczął. Pierwszy set niestety nie wypadł najlepiej i przegraliśmy 22:25, drugi tak samo tylko, że wynikiem 27:29. Andrea chodził zdenerwowany wzdłuż naszej połowy i przeklinał pod nosem. Ja też bardzo się denerwowałam. Chłopcy w ogóle nie byli ze sobą zgrani. Grali bez ładu i składu. Na szczęście kolejny set udało nam się wygrać i zaświeciła się we mnie maleńka iskierka nadziei  Niestety mecz ogólnie przegraliśmy 1:3. Chłopcy ze spuszczonymi głowami powędrowali do szatni, a ja udałam się już do autokaru. Kiedy wszyscy się już zapakowali, bez słowa wróciliśmy do hotelu.




Dwa dni później graliśmy mecz z Argentyną. Pewni siebie zawitaliśmy na boisku i wygraliśmy 3:0. Zadowoleni wróciliśmy do tymczasowego miejsca naszego pobytu. Chłopcy zarządzili, że gramy w butelkę u Igły i Ziomka. Guma przyniósł pustą butelkę i zaczęliśmy zabawę. Na początku wypadło na Zbyszka.

- Pytanie, czy wyzwanie? - Igła poruszał brwiami.

- Wyzwanie, a co mi tam.

- No to... pocałuj... emm... Winiara! - krzyknął uśmiechnięty.

- Coo?! - wrzasnął Michał. - Ja mam żonę.

- Oj tam. To tylko zabawa - oznajmił libero.

- Gorzko! Gorzko! - wszyscy zaczęli krzyczeć.

Bartman z zamkniętymi oczami wykonał polecenie i wrócił na swoje miejsce.

- Chorzy jesteście! - krzyknął, zawzięcie wycierając rękawem usta.

Wszyscy wybuchli śmiechem. Zbyszek zakręcił butelką i wypadło na Bartka. Wybrał wyzwanie i musiał wypić z zawiązanymi oczami, to co mu przygotowali chłopaki.

- Przez tydzień nie będę się z tobą całować - oznajmiłam.

Kurek jednak z łatwością pochłonął zawartość kubka i wróciliśmy do gry. Teraz wypadło na Jarosza.

- Patrząc na to, jakie macie chore pomysły, wybieram pytanie.

- No dobra, to powiedz nam, co sądzisz o Igle?

- Że jest małym, wpieprzającym się wszędzie, czasami doprowadzającym do szału, ale i tak kochanym i wspaniałym przyjacielem - zaśmiał się Kuba.

- Bo się rozkleję - libero teatralnie otarł łzę.

Jarosz zakręcił butelką i korek wskazał Kubiaka.

- Pytanie! - uprzedził Michał.

- No to jak jesteśmy już przy tym, to co sądzisz hmm... o Magdzie? - wytrzeszczyłam oczy.

- Wyzwanie wybieram! - odparł szybko Misiek.

- No to wyzwanie jest takie, że masz odpowiedzieć na pytanie - uśmiechnął się Jarosz.

Wstrzymałam oddech czekając na odpowiedź. Co on teraz może powiedzieć? Wyśmiać mnie? Oznajmić wszystkim, że mnie kocha? A może uświadomić mi na oczach wszystkich, ze robił sobie ze mnie jaja?

- A więc... - zaczął. - Sądzę, że Magda jest na prawdę cudowną osobą - spojrzał mi w oczy. - Miłą, uśmiechniętą, pogodną panią doktor, która nie za bardzo wie czego chcę... Jesteś szczęściarzem Bartek, że masz tak wspaniałą dziewczynę - skończył i nadal głęboko patrzył mi w oczy.

Spuściłam wzrok, błądząc spojrzeniem po podłodze  Czułam na sobie wzrok wszystkich. Wiedziałam, że to jest dla nich nie małe zaskoczenie, bo każdy wiedział, że stosunki między nami nie są, a raczej nie były najlepsze. Podniosłam się z ziemi, popatrzyłam na niego i z bez słowa opuściłam pokój, głośno trzaskając drzwiami.

________________________________________________________________________________
Już nie mam kompletnie pomysłów na ten Londyn, a chłopcy muszą zagrać jeszcze tyle meczy... przyspieszę chyba trochę, bo się już nudno robi.
Tak więc zostawiam was z tym rozdziałem i: chemio! nadchodzę!


http://www.facebook.com/pages/Fakty-i-mity-o-siatkarzach-z-elity/451256334922218   - lajk :)



środa, 16 stycznia 2013

Rozdział 17.

Obudził mnie głośny klakson jakiegoś durnego samochodu. Usiadłam i rozejrzałam się dookoła. W każdym możliwym miejscu w pokoju znajdowali się śpiący siatkarze. Obok mnie, na łóżku leżał Bartek. Pod łóżkiem, po mojej stronie spał Winiar i przytulony do niego Igła. Na środku znajdował się Łukasz, z głową na torsie Kubiaka, a obok nich drzemał Ruciak. Pod drzwiami spał Bartman z Pitem. Reszcie najwidoczniej udało się wrócić do swoich pokoi. Chociaż w sumie jest jeszcze łazienka i korytarz... Miejmy nadzieję, że ich tam nie ma.

Poczułam nastające pieczenie i suchość w gardle. Szybko wyskoczyłam z łóżka. Kiedy ustałam, moją głową wstrząsnął przeszywający ból. Kac - wróg numer jeden. Omijając rozwalonych we wszystkie strony siatkarzy, podeszłam do zgrzewki z butelkami wody mineralnej. Chwała Igle, że wpadł na tak cudowny pomysł! Wyciągnęłam jedną i od razu pochłonęłam całą jej zawartość. Następnie wyjęłam z torby tabletki przeciwbólowe i połknęłam jedną. Ostrożnie podeszłam do szafki nocnej i chwyciłam za telefon.

Wyświetlacz wskazywał 9:40.

- Chłopaki! - krzyknęłam na całe gardło.

- Co? Co się dzieję? - Kurek od razu skoczył na równe nogi i złapał się za głowę, najwidoczniej ból też mu doskwierał.

- O której macie trening? - zapytałam, łapiąc w locie koszulkę i szorty.

- O 10.00.

- No to macie 20 minut. Wstaaaawaaać! - wydarłam się, kopiąc każdego po kolei.

- O boże, Andrea nas zajebie, jak się dowie - powiedział Winiar, zrywając się i wyciągając butelkę ze zgrzewki.

- No to ruszcie te dupy, weźcie prysznic, ogarnijcie się i tam na szafce macie tabletki przeciwbólowe - rzuciłam i zniknęłam za drzwiami łazienki.

Wskoczyłam szybko pod prysznic, po minucie wyszłam, ubrałam się, umyłam zęby i rozczesałam włosy. W locie chwyciłam za paluszki, jeszcze z podróży, i pobiegłam na trening. Chłopcy byli już na miejscu.
Prezentowali się nad wyraz dobrze. Zajęłam miejsce i zabrałam się za swoje śniadanie.

- Prze Pani Doktor! - usłyszałam głos Igły. - Wypadek mały!

Złapałam za apteczkę i podbiegłam do zranionego Bartmana.

- Co jest? - zapytałam, patrząc na leżącego siatkarza.

- Coś mnie zabolało. O tu, tutaj - powiedział, wskazując na biodro. - Może nie powinienem już trenować?

- Muszę to obejrzeć - oznajmiłam i pochyliłam się nad nim.

- Mała, błagam cię, ja nie wyrobię. Powiedz, że to nic poważnego, ale nie mogę już ćwiczyć - popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem.

- Czy wielki Zbigniew Bartman wymięka? - zaśmiałam się cicho.

- No, proszę.

- A co będę za to miała?

- Nie wiem. Wymyślimy coś później. Proooszę.

- No dobra. Złaź z boiska - powiedziałam, wskazując na ławkę.

- Dzięki, dzięki, dzięki - Zbyszek podniósł się i z udawanym grymasem na ustach, skierował się w stronę siedzeń.

- Ej mnie chyba też coś zabolało! - krzyknął Bartek, widząc siadającego Bartmana.

Prychnęłam.

- Ćwiczyć! Trzeba być twardym nie miękkim - krzyknęłam i zajęłam miejsce obok Zibiego.

Kurek popatrzył na mnie z wyrzutem i kontynuował trening.

Te trzy godziny ciągnęły się w nieskończoność. Chociaż całkiem często musiałam biegać i rozmasowywać komuś mięsień, czy opatrywać delikatne rany. Chłopaki w ogóle nie uważali na siebie i wszystko robili ''na odwal''. W końcu udaliśmy się na stołówkę. Chłopaki rzucili się na jedzenie, jak stado wygłodniałych goryli. W sumie, to się im nie dziwiłam.

- Kurde Dziku, jak ty to robisz? - zapytał przy stole Igła.

- Ale co?

- No, że jesteś taki no świeży. Jakbyś w ogóle kaca nie miał.

- Bo on to ma kurde stalowy łeb! - wtrącił Bartman.

Dopiero teraz spojrzałam na Michała. Rzeczywiście wyróżniał się spośród innych. Nie narzekał na ból głowy, czy na suchość w gardle.

Kiedy w ekspresowym tempie wszystko zostało pochłonięte, wróciliśmy do pokoi. Wszyscy poszli się położyć. Dobrze, że Andrea dał im wolne do końca dnia. Możliwe, że coś podejrzewał...
Ja także poszłam do swojego pokoju. Sięgnęłam po książkę i usadowiłam się w fotelu. Po godzinie zamknęłam książkę i odłożyłam ją na szafkę. W tym momencie ktoś zapukał do drzwi. To ktoś tu w ogóle potrafi pukać? - zdziwiłam się i krzyknęłam ''proszę''.

W wejściu moim oczom ukazał się Kubiak. A tego co tu przywiało? - wytrzeszczyłam oczy i podniosłam się z fotela.

- Czego chcesz? - zapytałam gorzko.

- Pogadać - odparł cicho i zamknął drzwi.

- A o czym niby miałabym z tobą gadać? Jeżeli szukasz rozrywki i przyszedłeś się tu ze mną kłócić to drzwi są tam - powiedziałam, wskazując ręką na wyjście.

- Nie chce się z tobą kłócić. Chcę, żebyś mnie wysłuchała.

- Wysłuchała? No dobra, proszę bardzo - zgodziłam się, ciekawa co ma mi do powiedzenia.

- Tylko mi nie przerywaj - nakazał.

- Postaram się - bąknęłam, zakładając ręce na piersi.

- Magda... no, bo... ja... ja chciałbym ci to wszystko wytłumaczyć - zaczął. - Chciałbym ci wytłumaczyć ponieważ ja tak nie umiem... Ja nie potrafię tego dusić w sobie... Nie mogę ukrywać tego, że... że mi się podobasz - wyszeptał i wbił we mnie wzrok.

Wmurowało mnie. Co? Że jak?

- To żart? - zapytałam, mimowolnie zaciskając pięści. - Żart, prawda? - krzyknęłam.

- To nie żart - powiedział cicho. - Kiedy przyszłaś wtedy na trening, i pierwszy raz cię zobaczyłem to... to może nie była miłość od pierwszego wejrzenia, to raczej było zauroczenie, tak, zauroczenie. Lecz później, zacząłem sobie uświadamiać, że mi się cholernie podobasz - urwał i spuścił wzrok. - Ale ja mam dziewczynę... Monikę. Nie mogłem pozwolić, żeby nasz związek nagle się rozpadł, przeze mnie, a raczej przez ciebie - znowu przeszył mnie spojrzeniem. - Zacząłem być dla ciebie niemiły, wredny, chamski, żeby nabrać do ciebie dystansu. Wtedy myślałem, że to najlepsze rozwiązanie, ale to nic nie zmieniło. Ten pocałunek w klubie może i był pod wpływem alkoholu, ale ja chciałem tego, tak cholernie tego chciałem. Potem mój związek z Moniką zaczął się rozpadać... Odsunęliśmy się od siebie. Myślę, że ona ma innego... - zrobił pauzę, ale po chwili znowu kontynuował i co raz bardziej się do mnie zbliżał. - Ja nie potrafię patrzeć, jak jesteś z Bartkiem, to mój przyjaciel i wiem o tym, że nie powinienem tego robić... Ale ja tak nie umiem, rozumiesz? To zżera mnie od środka... - powiedział.

Przyparł mnie do ściany. Teraz dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów, a ja nadal nie potrafiłam niczego sensownego z siebie wydusić. Przysunął swoją twarz do mojej.

- Odsuń się - powiedziałam. - Nie rób tego. Będziesz potem żałował.

- Wiem to - wyszeptał i delikatnie dotknął ustami moich warg.
Nie mogłam się poruszyć, bo z całej siły trzymał mnie za nadgarstki. Potem zaczął całować coraz bardziej namiętnie i nie zważał uwagi na to, że nie odwzajemniałam pocałunku. Po chwili się odsunął.

- Nie mam zamiaru się poddać - wyszeptał, po czym opuścił pokój.

Schowałam twarz w dłonie i osunęłam się po ścianie. Zadawałam sobie pytanie - dlaczego? Po chwili rozpłakałam się, jak małe dziecko.

***

Piotrek wysunął głowę na korytarz, poruszony głośną rozmową z pokoju na przeciwko. Zobaczył Dzika wychodzącego z pokoju Magdy i szybko znikającego za drzwiami swojego pokoju. 
- Kubiak i Magda w jednym miejscu, nie wróży niczemu dobremu - pomyślał, po czym skierował się do pokoju numer 166. 

***

Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, ale nie byłam w stanie się poruszyć. Chciałam tylko, aby teraz wszyscy zostawili mnie w spokoju. Po chwili poczułam, jak ktoś mnie obejmuję i podciąga do góry.

- Ej, mała, co jest? - usłyszałam głos Pita.

Nie odpowiedziałam, tylko mocno się do niego przytuliłam i teraz płakałam w jego koszulkę.

- Kubiak? - zapytał, gładząc mnie po głowię.

Pokiwałam twierdząco głową i rozpłakałam się jeszcze bardziej. 

- Już wszystko dobrze. Spokojnie...

- Nic nie jest dobrze. Jest źle... teraz wszystko się pójdzie jebać... - powiedziałam przez łzy.

- Nie płacz już, bo cię głowa rozboli.

Postarałam się uspokoić.

- Przepraszam - powiedziałam, widząc wielką mokrą plamę na koszulce Pita.

- Nic się nie stało. A teraz powiesz mi o co chodzi?

Pokiwałam przecząco głową. 

- Nie chce o tym gadać. Dzięki za wsparcie, ale powinieneś już chyba iść.

- Na pewno? - zapytał, patrząc na mnie z troską.

- Na pewno.

- Tylko nie rób nic głupiego - rzucił i wyszedł.

Zamknęłam drzwi na klucz i położyłam się na łóżku. Do końca dnia nie wychodziłam z pokoju. Słyszałam dobijających się siatkarzy i zarazem wściekłego, jak i zrozpaczonego Kurka. Krzyknęłam im tylko, że żyję, a potem starałam się ich ignorować. Około 4 nad ranem udało mi się zapaść w niespokojny sen.

_______________________________________________________________________________
Przepraszam, że wczoraj nie dodałam, ale coś mi się z internetem stało i nie mogłam się z nim połączyć, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie, bo naprawdę namęczyłam się nad tym rozdziałem. W połowie pisania komputer mi wysiadł i wszystko poszło w pizdu, więc musiałam pisać od początku i nie jestem pewna, czy wyszedł mi tak, jak miał wyjść, ale to już pozostawiam waszej ocenie :)









poniedziałek, 14 stycznia 2013

Rozdział 16.


Budzik zadzwonił o 7.30. Niewyspana, macałam ręką po stoliku próbując namierzyć irytujące użądzenie. Tej melodii miałam już zupełnie dosyć, ale przecież jej nie zmienię, bo boję się, że mogłabym tak samo znienawidzić inną piosenkę. W końcu udało mi się wziąć do ręki telefon. Wyłączyłam budzik i przewróciłam się na drugą stronę. Miejsce obok mnie było puste, ale w łazience słychać było szum wody, czyli brał teraz kąpiel. Uśmiechnęłam się sama do siebie.

Po chwili udało mi się zwlec z łóżka i podejść do szafy. W tym momencie z łazienki wynurzył się Bartek. Podszedł do mnie i objął od tyłu.

- Cześć śpioszku - pocałował mnie w tył głowy.

- Śpioszku? Jest dopiero lekko po 7.30.

- Ja już jestem po rozruchu. A ty nawet się jeszcze nie ubrałaś.

- Zaraz będę gotowa - powiedziałam.

Chwyciłam za pierwszą z brzega koszulkę i spodnie i zniknęłam za drzwiami łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, włosy rozczesałam i rozpuściłam. Zamalowałam cienie pod oczami i pociągnęłam usta brzoskwiniowym błyszczykiem.

Równo o 8.00 opuściliśmy z Bartkiem pokój i powolnym krokiem udaliśmy się na śniadanie. Nałożyłam sobie na talerz surówki, zrobiłam sobie rozpuszczalną kawę z mlekiem i zajęłam 'swoje' miejsce.

- O której dzisiaj trening? - zapytałam, przełykając pierwszy kęs potrawy.

- Dzisiaj o 9.00 - odpowiedział, z pełną buzią, Igła. - A po treningu, zdjęcia - uśmiechnął się. - Znalazłem nawet takie wypasione miejsce.

- Idziecie na zdjęcia? - zapytał z entuzjazmem Piter. - Też idę.

- A niech idzie, kto tylko chce - rzekłam i zabrałam się do picia zbawiennej kawy.

- Chyba się dzisiaj nie wyspaliście, prawda, misiaki? - Winiar popatrzył na nas znacząco.

Zgromiłam go wzrokiem.

- Spało się całkiem nieźle - Kurek wydawał się nie zbity z tropu.

Wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem.


Trochę po 9.00 stawiłam się na sali treningowej chłopców. Nie musiałam interweniować ani razu, więc nudziłam się jak mops. W tym czasie zadzwoniłam do taty oraz do Natalii. Po treningu miałam iść do Bieleckiego i zdać mu tak jakby 'relację' z mojej pracy. Kiedy wyszłam od niego, miałam jeszcze godzinę do obiadu. Postanowiłam pochodzić trochę po hotelu i obeznać się, czy nie ma tu czegoś ciekawego. Nic jednak nie zwróciło mojej uwagi, więc wróciłam do pokoju. To dziwne bo był otwarty. Kiedy weszłam do niego zobaczyłam sprzątaczkę, co wyjaśniało otwartę drzwi. Była wysoką, utlenioną blondynką. Nie wiem co taka dziewczyna, robiła w takim miejscu. Nie zwracając na nią najmniejszej uwagi, rozsiadłam się w fotelu i chwyciłam książkę. Po chwili do pokoju wpadli siatkarze. Wpadli, bo przecież nie raczą zapukać. Popatrzyłam na nich krzywym wzrokiem.

- Magda, chodź szybciej zjemy obiad, to szybciej pójdziemy, co wpłynie na to, że szybciej wrócimy - Igła, jak zwykle mówił szybko i konkretnie.

Piter i Bartman nie mogli oderwać wzroku od pokojówki. Zaśmiałam się cicho. Blondynka w tym czasie skierowała się do wyjścia i machając tyłkiem, opuściła pomieszczenie. Dałabym głowę, że przed wyjściem uśmiechnęła się i puściła oczko do Bartka. Oby mi się wydawało, bo nogi z dupy jej powyrywam! Na obiad zjadłam zapiekankę z szynką oraz sernik z truskawkami, na deser. Pobiegłam jeszcze szybko do pokoju i przebrałam się w swoje najlepsze ciuchy. Chwyciłam telefon i zbiegłam po schodach do głównego holu. Chłopcy już na mnie czekali. Wzięłam Bartka za rękę i wyszliśmy prowadzeni przez Igłę.

- Daleko jeszcze? - zapytał zniecierpliwiony Pit.
- A co? Chcesz wrócić i po podrywać pokojówkę? - zaśmiał się Krzysiek.

- Bartman już mnie pewnie wyprzedził.

- To smutne - Igła znowu się roześmiał.

Po dwudziestu minutach byliśmy już na miejscu. Przed nami rozciągał się staw, po którym pływały kaczki i łabędzie. Dookoła rosły wielkie drzewa, pod którymi stały ławeczki. Było zielono i pięknie.

- Fajnie nie? - zapytał z entuzjazmem libero.

- Fajnie, fajnie - odparłam.

Przez następne dwadzieścia minut Igła robił nam sesję zdjęciową. Później postanowiliśmy przejść się na miasto. Po półtorej godziny wróciliśmy do hotelu. Chłopcy udali się na następny trening, a ja wróciłam do lektury. I tak upłynęła mi reszta wieczoru.



Następnego dnia atmosfera była lekko napięta, ponieważ mieliśmy o 20.00 grać mecz z Włochami.

- Nic się nie przejmujcie, dacie radę - powiedziałam przy kolacji, która wyjątkowo została wydana wcześniej. - Na pewno wygracie.

- Wiemy, że wygramy - uśmiechnął się Igła.

- Właśnie chłopaki. Noł stres. Pójdziemy, zagramy, wygramy i tyle - powiedział entuzjastycznie Winiar.

O 19.00 wszyscy biało-czerwoni, wsiedliśmy do autokaru. Sprawdziliśmy czy wszyscy są i czy niczego nie zapomnieliśmy i ruszyliśmy w stronę hali. Po chwili byliśmy już na miejscu. Chłopcy przeszli do szatni, a ja usiadłam na ławce przy boisku. Nie kryje, że byłam nieco zdenerwowana. Rozejrzałam sie dookoła. Na trybunach było na prawdę dużo Polskich kibiców.

W końcu mecz się rozpoczął. Pierwszy set był pełen napięcia i zdenerwowania. Andrea często wzywał chłopaków. Niestety przegraliśmy 25:21. W przerwie między setami, podbiegłam do chłopaków.

- Nie przejmować się. Wygracie, jeszcze nic straconego. To dopiero pierwszy set - powiedziałąm na jednym wdechu, widząc ich strapione twarze.

- Mała dobrze gada. Bierzemy się w garść chłopaki! - zawtórował mi Winiar.

Wrócili na boisko w nieco lepszych nastrojach. Następny set wygrali, kolejny też i czwarty także! W ostatnim ojechali Włochów do 14. Szalałam z radości. Bartek podbiegł do mnie i nie zwracając uwagi na rozwrzeszczane fanki, zaciągnął mnie na korytarz przy szatni. Przycisnął mnie do ściany i zaczął namiętnie całować. Jego ręce znajdowały się na moich pośladkach.

- Kurek, chcesz ją udusić? - usłyszałam głos Zibiego.

Bartek szybko się od mnie odsunął.

- Aż tak źle? - zapytał.

- No fiołkami to ty nie pachniesz - zaśmiałam się.

- Sorry. Poczekaj na mnie, zaraz wracam - rzucił i zniknął za drzwiami szatni.

Po 5 minutach znowu się przy mnie zjawił. Wzięliśmy się za ręce i ruszyliśmy do autokaru. Na szczęście udało nam się spotkać tylko dwóch fanów. Bartek grzecznie pozował do zdjęć i podpisywał piłki, po czym wsiedliśmy do pojazdu.

Po pewnym czasie siedziałam już w swoim pokoju. Nagle drzwi otworzyły się z impetem. Nie no, od jutra to ja zamykam je od środka - pomyślałam.

W wejściu pokazali się chyba wszyscy siatkarze, jacy przebywali w Londynie. Nieśli zgrzewki piwa.

- A to co? - zapytałam.

- Impreza po wygranej - odparł radośnie Krzysiek. - Możemy nie?

- Jasne - zgodziłam się. Przyda mi się trochę rozrywki. - A Andrea wie?

- Noo... tak jakby...

- Czyli nie?

- No nie.

- No to nie będzie wesoło jak nas nakryje.

- Nie ma go w budynku. Gdzieś wyszedł - Igła uśmiechnął się szeroko.

Wszyscy usadowili się na jakimś skrawku podłogi, lub jakiegoś mebla. Cud, że dla wszystkich starczyło miejsca i było w miarę luźno. Ja wsunęłam się między Kurka i Kubiaka.

- To co, jaki film? - zapytał Piter, wnosząc do pokoju stertę płyt.

- Jestem za American Pie!

- A ja za Kac Vegas!

- Ja za Projekt X!

- Nie możemy obejrzeć jakiegoś filmu bez podtekstu erotycznego? - zapytałam.

- Nie - odpowiedzieli wszyscy chórem.

- No to bierzemy American Pie. Czwarta część może być? - Winiar wkładał płytę do odtwarzacza.

- Spoko.

Czułam się trochę niezręcznie, trochę ze względu, że byłam jedyną dziewczyną, ale najbardziej z tego powodu, że siedziałam obok Michała. Zawzięcie unikał mojego wzroku, chyba nie za bardzo podobało mu się, że znajduję się tak blisko. Po pewnym czasie, chłopakom zaczynał uderzać alkohol do głowy, mi zresztą też.

- Ej widzieliście tą pokojówkę? - zapytał Piter. - Seksowna.

- Przeleciał bym - wybełkotał Bartman.

- Ale ona chyba ma już kogoś na oku - powiedział Piter.

- Tak? Kogo? - zapytałam, pijąc kolejną puszkę Żubra.

- Jak to kogo? Bartka.

Zachłysnęłam się piciem. CO?! BARTKA?!

- Musisz uważać, bo ci go sprzątnie sprzed nosa - zaśmiał się Zibi, czkając.

- Mi się ona nie podoba - wybełkotał Bartek. - Magda, to już co innego - uśmiechnął się i pocałował mnie.

Odetchnęłam z ulgą.

________________________________________________________________________________
Aaaa! Totalny zanik weny! Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Zastanawiam się nad dodawaniem postów co dwa dni... no chyba, że udawałoby mi się coś sensownego napisać w jeden dzień. Ale jeszcze się zastanawiam, więc nic postanowionego.
A teraz proszę komentujcie! :)

Ps Zapraszam was do polubienia tej stronki:

http://www.facebook.com/pages/Fakty-i-mity-o-siatkarzach-z-elity/451256334922218