Lato. Godzina 16.30. Upał nie do zniesienia. Wtedy właśnie wracałam na rowerze z pracy. Pragnęłam jak najszybciej wrócić do domu, więc gnałam jak szalona. Miałam okropny dzień. Obecnie pracowałam w sklepie zoologicznym, ale tylko na okres wakacji. Szef w pracy był dzisiaj w nie najlepszym nastroju i wyładowywał całą swoją złość na mnie. Przez przypadek źle wydałam klientce resztę, a ta wróciła z wielka awanturą. Pan Przemek tak się wkurzył, że myślałam, że mnie ukatrupi na miejscu. W tym momencie marzyła mi się tylko zimna kąpiel i wygodna kanapa w domu.
Zjechałam na chodnik, chcąc wykorzystać cień drzew do przynajmniej chwilowej ochłody. W pośpiechu i zamyśleniu, nie zauważyłam mężczyzny, który niespodziewanie wyrósł mi na drodze. Dostrzegłam go w ostatniej chwili i niewiele myśląc, wykonałam gwałtowny ruch kierownicą. Rower przechylił się, a ja wylądowałam na twardym chodniku.
- Jak leziesz?! - krzyknęłam.
- Przepraszam - mężczyzna podbiegł do mnie i pomógł mi wstać - Nic ci nie jest?
Otrzepałam się i dopiero spojrzałam na mojego rozmówce. Każdego innego dnia, skakałabym pewnie z radości, dzisiaj jednak nic nie było w stanie poprawić mi humoru, nawet to, że przede mną we własnej osobie, stał nie kto inny, jak sam Bartosz Kurek.
- Nie, nic mi nie jest - wybąkałam niegrzecznie.
- Jesteś pewna? Nieźle przywaliłaś.
- Mówię, że nic mi nie jest - powiedziałam oschle.
- Dobra, dobra, nie denerwuj się. Wiesz co? Wynagrodzę ci to. Zapraszam cię na lody - siatkarz wydawał się być w wyśmienitym nastroju.
- Nie chcę iść na żadne lody. Jeżeli pan pozwoli, chciałabym już pojechać do domu.
- Po pierwsze to mów mi Bartek, a po drugie - nie codziennie trafia się okazja zjedzenia lodów z Kurkiem - niesamowitym i sławnym siatkarzem - zachichotał.
- Jaka niska samoocena. Trudno jakoś to przeżyje - powiedziałam i podniosłam rower.
- Nie przyjmuje żadnej odmowy. Idziemy - powiedział i jedną ręką pociągnął mnie w stronę budki z lodami, a drugą chwycił mój rower. Zostawił rower obok stolika i zaciągnął mnie do okienka.
- Przecież ci powiedziałam, że nie...
- Jakie chcesz? Śmietankowe, czekoladowe, czy mieszane? - przerwał mi.
- Czekoladowe - mruknęłam zrezygnowana.
- Dwa razy czekoladowe poproszę.
Zapłacił i wręczył mi jednego loda, po czym usiedliśmy przy stoliku.
- A więc, jak masz w ogóle na imię? - zapytał siatkarz.
- Magda - powiedziałam oschle.
- Dlaczego jesteś taka zła?
- Bo przez ciebie, o mało sobie czegoś nie złamałam!
- Jakby nie patrzeć, to była twoja wina. Nie patrzyłaś jak jedziesz - zaśmiał się.
Prychnęłam. Nie chciałam przyznawać mu racji, chociaż wiedziałam, że to prawda.
Po zjedzeniu lodów, do naszego stolika podszedł mały chłopczyk z kartką i długopisem, prosząc Bartka o autograf.
Bartek spełnił prośbę chłopca, a ten uśmiechnięty od ucha do ucha, wrócił do swoich rodziców radośnie wymachując kartką.
- Niesamowity Bartosz Kurek nawet nie może w spokoju zjeść lodów - prychnęłam.
Bartek zaśmiał się, po czym zapytał:
- Odwieźć cie do domu?
Zastanowiłam się i pokiwałam twierdząco głową.
Wstaliśmy i podeszliśmy do wielkiego, czarnego BMW. Bartek zapakował mój rower do bagażnika i wsiedliśmy do samochodu. Podałam Kurkowi adres i ruszyliśmy.
- Zawsze pozwalasz się podwozić nieznajomemu? - zapytał.
- Nie jesteś nieznajomy.
- No tak, znamy się aż pół godziny - zaśmiał się.
- No wiesz, nie zawsze trafia się okazja jechania w jednym samochodzie ze sławnym sportowcem - uśmiechnęłam się.
- Widzę, że humor się poprawił - zauważył Bartek.
- Tak trochę. Dzięki.
- Za co?
- Za poprawę humoru - uśmiechnęłam się.
- Nie ma sprawy. Mogę jeszcze coś dla ciebie zrobić? - zaśmiał się.
- Hmm... Tylko jedno.
- Tak? - Bartek był wyraźnie ucieszony.
- Mój tata jest zagorzałym fanem sportu. Mógłbyś dać mu autograf? - zachichotałam.
- No pewnie. A dla mamy?
- Nie mam mamy.
- Przepraszam. Nie wiedziałem. Przykro mi - Bartek spochmurniał.
- Nic się nie stało. Skąd niby miałeś wiedzieć. To jak będzie z tym autografem?
- Daj tylko kartkę.
Pogrzebałam w torbie i wyciągnęłam notes oraz marker. Bartek podpisał się i zwrócił mi zeszyt uśmiechając się.
- Pomóc ci z rowerem? - zapytał.
- A to my już jesteśmy? - zapytałam zaskoczona. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że stoimy na moim osiedlu.
- Już od jakiś dziesięciu minut. To jak?
- Dziesięciu? - nie kryłam zdziwienia. - Dzięki. Sama sobie poradzę. Do zobaczenia - pożegnałam się.
- Do zobaczenia. Miło było poznać - krzyknął Bartek.
Wyjęłam rower z bagażnika i wstawiłam go do klatki schodowej. Weszłam do domu i dopiero dotarło do mnie to, co się przed chwilą stało. Matko, ja właśnie poznałam Bartosza Kurka!
Zapowiada się ciekawie. Zapraszam także na mojego bloga. http://przeciezwieszgdziejestsiatkowka.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, no_princess
Dziękuje :)
UsuńZajrzę : >
No no. Zapowiada się ciekawie.
OdpowiedzUsuńCzekam na pierwszy rozdział :)
Dzięki :)
UsuńJuż dodany.
Fajnie się zaczyna. Bartek jaka niska samoocena :P Czytam dalej.
OdpowiedzUsuńDzięki :) Czytaj, czytaj :D
UsuńSuper :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie http://crisija.blogspot.com/
Nuda!
OdpowiedzUsuń