poniedziałek, 17 grudnia 2012

Prolog


Lato. Godzina 16.30. Upał nie do zniesienia. Wtedy właśnie wracałam na rowerze z pracy. Pragnęłam jak najszybciej wrócić do domu, więc gnałam jak szalona. Miałam okropny dzień. Obecnie pracowałam w sklepie zoologicznym, ale tylko na okres wakacji. Szef w pracy był dzisiaj w nie najlepszym nastroju i wyładowywał całą swoją złość na mnie. Przez przypadek źle wydałam klientce resztę, a ta wróciła z wielka awanturą. Pan Przemek tak się wkurzył, że myślałam, że mnie ukatrupi na miejscu. W tym momencie marzyła mi się tylko zimna kąpiel i wygodna kanapa w domu.

Zjechałam na chodnik, chcąc wykorzystać cień drzew do przynajmniej chwilowej ochłody. W pośpiechu i zamyśleniu, nie zauważyłam mężczyzny, który niespodziewanie wyrósł mi na drodze. Dostrzegłam go w ostatniej chwili i niewiele myśląc, wykonałam gwałtowny ruch kierownicą. Rower przechylił się, a ja wylądowałam na twardym chodniku.

- Jak leziesz?! - krzyknęłam.

- Przepraszam - mężczyzna podbiegł do mnie i pomógł mi wstać - Nic ci nie jest?

Otrzepałam się i dopiero spojrzałam na mojego rozmówce. Każdego innego dnia, skakałabym pewnie z radości, dzisiaj jednak nic nie było w stanie poprawić mi humoru, nawet to, że przede mną we własnej osobie, stał nie kto inny, jak sam Bartosz Kurek.

- Nie, nic mi nie jest - wybąkałam niegrzecznie.

- Jesteś pewna? Nieźle przywaliłaś.

- Mówię, że nic mi nie jest - powiedziałam oschle.

- Dobra, dobra, nie denerwuj się. Wiesz co? Wynagrodzę ci to. Zapraszam cię na lody - siatkarz wydawał się być w wyśmienitym nastroju.

- Nie chcę iść na żadne lody. Jeżeli pan pozwoli, chciałabym już pojechać do domu.

- Po pierwsze to mów mi Bartek, a po drugie - nie codziennie trafia się okazja zjedzenia lodów z Kurkiem - niesamowitym i sławnym siatkarzem - zachichotał.

- Jaka niska samoocena. Trudno jakoś to przeżyje - powiedziałam i podniosłam rower.

- Nie przyjmuje żadnej odmowy. Idziemy - powiedział i jedną ręką pociągnął mnie w stronę budki z lodami, a drugą chwycił mój rower. Zostawił rower obok stolika i zaciągnął mnie do okienka.

- Przecież ci powiedziałam, że nie...

- Jakie chcesz? Śmietankowe, czekoladowe, czy mieszane? - przerwał mi.

- Czekoladowe - mruknęłam zrezygnowana.

- Dwa razy czekoladowe poproszę.

Zapłacił i wręczył mi jednego loda, po czym usiedliśmy przy stoliku.

- A więc, jak masz w ogóle na imię? - zapytał siatkarz.

- Magda - powiedziałam oschle.

- Dlaczego jesteś taka zła?

- Bo przez ciebie, o mało sobie czegoś nie złamałam!

- Jakby nie patrzeć, to była twoja wina. Nie patrzyłaś jak jedziesz - zaśmiał się.

Prychnęłam. Nie chciałam przyznawać mu racji, chociaż wiedziałam, że to prawda.

Po zjedzeniu lodów, do naszego stolika podszedł mały chłopczyk z kartką i długopisem, prosząc Bartka o autograf.
Bartek spełnił prośbę chłopca, a ten uśmiechnięty od ucha do ucha, wrócił do swoich rodziców radośnie wymachując kartką.

- Niesamowity Bartosz Kurek nawet nie może w spokoju zjeść lodów - prychnęłam.

Bartek zaśmiał się, po czym zapytał:

- Odwieźć cie do domu?

Zastanowiłam się i pokiwałam twierdząco głową.

Wstaliśmy i podeszliśmy do wielkiego, czarnego BMW. Bartek zapakował mój rower do bagażnika i wsiedliśmy do samochodu. Podałam Kurkowi adres i ruszyliśmy.

- Zawsze pozwalasz się podwozić nieznajomemu? - zapytał.

- Nie jesteś nieznajomy.

- No tak, znamy się aż pół godziny - zaśmiał się.

- No wiesz, nie zawsze trafia się okazja jechania w jednym samochodzie ze sławnym sportowcem - uśmiechnęłam się.

- Widzę, że humor się poprawił - zauważył Bartek.

- Tak trochę. Dzięki.

- Za co?

- Za poprawę humoru - uśmiechnęłam się.

- Nie ma sprawy. Mogę jeszcze coś dla ciebie zrobić? - zaśmiał się.

- Hmm... Tylko jedno.

- Tak? - Bartek był wyraźnie ucieszony.

- Mój tata jest zagorzałym fanem sportu. Mógłbyś dać mu autograf? - zachichotałam.

- No pewnie. A dla mamy?

- Nie mam mamy.

- Przepraszam. Nie wiedziałem. Przykro mi - Bartek spochmurniał.

- Nic się nie stało. Skąd niby miałeś wiedzieć. To jak będzie z tym autografem?

- Daj tylko kartkę.

Pogrzebałam w torbie i wyciągnęłam notes oraz marker. Bartek podpisał się i zwrócił mi zeszyt uśmiechając się.

- Pomóc ci z rowerem? - zapytał.

- A to my już jesteśmy? - zapytałam zaskoczona. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że stoimy na moim osiedlu.

- Już od jakiś dziesięciu minut. To jak?

- Dziesięciu? -  nie kryłam zdziwienia. - Dzięki. Sama sobie poradzę. Do zobaczenia - pożegnałam się.

- Do zobaczenia. Miło było poznać - krzyknął Bartek.

Wyjęłam rower z bagażnika i wstawiłam go do klatki schodowej. Weszłam do domu i dopiero dotarło do mnie to, co się przed chwilą stało. Matko, ja właśnie poznałam Bartosza Kurka!

8 komentarzy:

  1. Zapowiada się ciekawie. Zapraszam także na mojego bloga. http://przeciezwieszgdziejestsiatkowka.blogspot.com/

    Pozdrawiam, no_princess

    OdpowiedzUsuń
  2. No no. Zapowiada się ciekawie.
    Czekam na pierwszy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie się zaczyna. Bartek jaka niska samoocena :P Czytam dalej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super :)
    Zapraszam do mnie http://crisija.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń