Następnego dnia obudziłam się o 8.30. Do pracy miałam na 10.00, z czego byłam bardzo zadowolona. Zdecydowanie byłam typem śpiocha. Przeciągnęłam się i po 10 minutach w końcu zmusiłam się do podniesienia moich czterech liter z łóżka. Ubrałam się i poszłam do kuchni. Robert - mój tata, wyszedł już do pracy - był policjantem. Śniadanie, w pełni przygotowane, czekało na mnie na stole. Podziękowałam tacie i zabrałam się za jedzenie naleśników. Tata nie był wybitnym kucharzem, ale naleśniki wyszły mu całkiem dobre. Następnie poszłam do łazienki. Po 25 minutach byłam już w pełni gotowa. Nie chciałam przychodzić za wcześnie do pracy, więc położyłam się jeszcze na kanapie i włączyłam pogodę. Dzisiejszy dzień również miał być wyjątkowo upalny - tak jak cały poprzedni tydzień. Nagle rozległ się dzwonek. Kto to może być o tej porze? Wyłączyłam telewizor i podeszłam otwierać drzwi. Moim oczom ukazał się Bartek.
- Dzień dobry - przywitał się uśmiechnięty od ucha do ucha.
Czułam się nieswojo kiedy on obok mnie stał. Nie dość, że byłam najniższa wśród swoich znajomych, bo miałam zaledwie 168 cm wzrostu, przy nim czułam się zupełnie mała.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam lekko zaskoczona.
- Jadę na trening, więc pomyślałem, czy cię nie podwieźć, no i jestem.
- Skąd w ogóle taki pomysł? Przecież to ci pewnie w ogóle nie po drodze było.
- Oj tam - uśmiechnął się. - To jak? Jedziesz?
- No okej. Poczekaj chwile - powiedziałam i zaprosiłam go gestem do środka.
Co to w ogóle ma być? Znam go dopiero od niecałych 3 dni, a ten już przychodzi do mojego domu i proponuje mi podwózkę. No, ale przecież mu nie odmówię - uśmiechnęłam się do swoich myśli
Pobiegłam do pokoju i spakowałam dresowe, krótkie spodenki i żółto czarny T-shirt - wiedziałam co mnie dzisiaj czeka. Chwyciłam torbę i wróciłam do Bartka, który podziwiał obraz na ścianie.
- Widzę, że mój autograf na honorowym miejscu - zaśmiał się.
- A jakżeby inaczej - uśmiechnęłam się.
- Gotowa?
- Tak. Idziemy - wzięłam klucze i wyszliśmy z Bartkiem z domu.
Zamknęłam drzwi i ruszyliśmy do samochodu.
- Przygotowana na mecz? - zapytał Bartek, kiedy staliśmy na światłach.
- Czy to na prawdę konieczne? Nie mam na to ochoty.
- Oczywiście, że tak. Chcesz podważyć naszą tradycje?
- Nie śmiałabym - zaśmiałam się.
- Właśnie.
Ruszyliśmy, gdy światło zmieniło się na zielone. Z Tomaszowa do Spały było bardzo blisko. Po ok 10 min
Bartek zaparkował samochód na parkingu przed COS. Przed wejściem natknęliśmy się na Krzyśka, który na mój widok włączył kamerę.
- A to jest nasza nowa koleżanka. Dzisiaj czeka ją wyzwanie - zagra z nami w siatkówkę. Jak się czujesz przed takim wielkim wydarzeniem?
Nie odpowiadałam.
- Aż zaniemówiła z wrażenia - zaśmiał się. - Zobaczcie państwo, ten strach wymalowany na twarzy.
- Daj jej spokój, Igła - odezwał się Bartek.
- Niestety, wujek Bartek karze mi już kończyć, więc już się pożegnamy z naszą koleżanką Magdą - Krzysiek jeszcze zrobił na mnie zbliżenie i wyłączył kamerę.
- Idźcie na trening, a ja jeszcze skocze do pana Marka - powiedziałam - A ty do cholery, czy musisz wszystko nagrywać?
- Muszę - powiedział, widocznie zirytowany.
- Okej idź już, ale jeśli nie przyjdziesz to ściągniemy cię siłą - zaśmiał się Bartek.
Uśmiechnęłam się tylko i ruszyłam w stronę pokoju nr. 36. Zapukałam i otworzyłam drzwi.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry Madziu. Tak wcześnie?
- Tak wyszło.
- Chłopaki dali ci już popalić? - zapytał.
- Nie jeszcze nie - zaśmiałam się. - To jeszcze przede mną.
- No to leć do nich. Widzimy się za półtorej godziny.
Zdziwiłam się trochę, że pan Marek nie każe mi nic robić i daje mi półtorej godziny wolne, żebym pograła w siatkę. Skinęłam tylko głową i wyszłam. Kiedy byłam już na korytarzu jęknęłam. Już myślałam, że uda mi się wywinąć ilością pracy. Niestety myliłam się. Powoli udałam się w stronę Hali. Otworzyłam drzwi i weszłam. Na boisku trenował tylko Bartek i Krzysiek. Bartek zagrywał, a Igła starał się odbierać. Moc, z jaką Kurek serwował na swojego kolegę, przeraziła mnie.
- Patrz. Magda przyszła. - krzyknął Krzysiek.
- Jednak jesteś - zauważył Bartek.
- Pan Marek dał mi półtorej godziny wolnego - powiedziałam.
- Dziwne... - Bartek wywrócił oczami, a Igła zaśmiał się.
- Maczaliście w tym palce? - zapytałam.
- Tak trochę - uśmiechnął się. Szturchnęłam go w bok.
- Gdzie reszta?
- Jeszcze się przebierają - odpowiedział Bartek.
- A gdzie ja mam się przebrać?
- No jak to gdzie? W szatni.
- Ale że męskiej? - zapytałam wzburzona.
- Inne są niestety zamknięte, ale jak chcesz to możesz się przebrać tu na środku boiska - zachichotał.
- Nie, na to to ja się nie zgadzam - powiedziałam i założyłam ręce na piersiach.
Bartek znowu się zaśmiał, szybkim krokiem podszedł do mnie i przerzucił sobie przez ramię.
- Protestuje - krzyknęłam i zaczęłam okładać do pięściami po plecach.
Nic to jednak nie poskutkowało i po chwili stałam już na środku męskiej szatni w otoczeniu półnagich siatkarzy. Wszyscy wybuchli ogromnym śmiechem. Pokazałam im język i usiadłam na ławce.
- Macie stąd wszyscy wyjść inaczej się nie ruszę - powiedziałam stanowczo.
- Dobra już idziemy - oznajmili. Kiedy skończyli się przebierać wyszli z szatni.
- I nie podglądać! - krzyknęłam za nimi.
Wyjęłam z torby ubrania i szybko się przebrałam w obawie, że mogą jednak tu wrócić. Związałam włosy i wyszłam na boisko.
- Fajne kolorki - krzyknął Winiarski z końca sali widząc moją żółto czarną bluzkę.
- Dzięki - odkrzyknęłam.
-
Skra rządzi! - wrzasnął Bartek.
Zaśmiałam się. Chłopaki już się podzielili, a ja dołączyłam do drużyny Bartka.Jedynie Kubiak siedział na ławce, przyglądając się tylko. Najwidoczniej miał jakąś kontuzję.
- Ale wiedzcie, że będziecie odpowiedzialni za moją śmierć! - krzyknęłam naprawdę przerażona.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Postaramy się być delikatni - zaśmiał się Winiarski, który grał w przeciwnej drużynie.
- Jego się najbardziej boje - powiedziałam wskazując palcem za siatkę, na Zbyszka Bartmana.
Zbyszek uśmiechnął się tylko i rozpoczął serwując. Igła odebrał i przy okazji przebił na drugą stronę.
Winiarski wykorzystał okazje i zaatakował. Pierwszy punkt dla nich. Drugi zdobyliśmy my, a po chwili prowadziliśmy już 4 do 2. Bartek starał się mnie bronić przed wrogimi atakami i byłam mu za to szczerze wdzięczna. Po 20 min, było już 16 do 15, dla przeciwnej drużyny. Byłam wykończona, chociaż zdobyłam tylko 1 punkt. Chciałam im jednak pokazać, że jestem twarda więc wzięłam się w garść. Kiedy piłka została wystawiona na Bartmana, a ten skierował ją w stroną stojącego obok mnie Bartka, szybo wyskoczyłam przed niego i ustawiłam się do odbioru piłki. Niestety po chwili widziałam już tylko pustkę.
Poczułam na sobie lodowaty strumień. Ocknęłam się.
- Zwariowałeś?! - usłyszałam Bartka.
- Przynajmniej się obudziła - usłyszałam znajomy głos Krzyśka.
- O co chodzi? - wymamrotałam.
- Nieźle oberwałaś od Bartmana - wytłumaczył Igła.
Zaczęłam w końcu kojarzyć fakty. Przy pomocy Bartka podniosłam się i usiadłam na ławce w szatni. Byłam przemoczona.
- Oblałeś mnie prysznicem? - zapytałam zirytowana.
- Nie chciałaś się obudzić - powiedział Igła.
- To i tak było głupie. Co ty sobie wyobrażasz? - krzyknęłam i podniosłam się aby się odpłacić Krzyśkowi.
Niestety zakręciło mi się w głowie i z powrotem usiadłam na ławce. W tym momencie do szatni wszedł Zbyszek.
- Magda, wszystko gra? - zapytał i podbiegł do mnie.
- Tak - odparłam niezgodnie z prawdą.
- Przepraszam cię, ale to było na Kurka - wytłumaczył się.
- Nic się nie stało, to była moja wina.
- Na pewno nie chcesz jechać do lekarza? - zapytał się z troską Bartek.
- Nie chce. Nic mi nie jest.
- Odwieść cię do domu?
Skinęłam głową.
- Ale na początku muszę się przebrać jestem cała mokra.
- Wszyscy wypad! - krzyknął Bartek.
Siatkarze posłusznie opuścili szatnie.
- A ty?
- Ktoś tu musi być, jakbyś znowu zemdlała.
- Dobra, ale się odwróć - nie miałam siły się z nim kłócić.
Bartek stanął tyłem, a ja zaczęłam pospiesznie się przebierać.
- Już?
- Już.
- No to idziemy.
- Nie.
- Czemu? - zapytał zdziwiony.
- Przecież ja mam prace - przypomniałam sobie.
- Już to załatwiłem - powiedział, uśmiechając się.
Wyszliśmy z budynku, wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę domu.
- Znamy się dopiero 3 dni, a już dwa razy zostajesz przeze mnie pokrzywdzona - powiedział Bartek włączając radio.
Leciała piosenka ACDC.
- Tylko, że te dwa razy to była tylko i wyłącznie moja wina.
- Ale gdyby nie ja, to by się nie wydarzyło.
Uśmiechnęłam się i zaczęłam nucić piosenkę.
Po 15 minutach byliśmy już na miejscu.
- Chyba pójdę się przejść - powiedziałam nagle.
- Zwariowałaś? - powiedział z irytacją Bartek.
- Już się dobrze czuje. Jest taka piękna pogoda, a ja potrzebuje dotlenienia - stanowczo stawiałam na swoim.
- To ja idę z tobą - wypalił Bartek.
- No to chodź - powiedziałam i wysiadłam z auta.