poniedziałek, 21 stycznia 2013

Rozdział 20.


- Marian - wysyczałam przez zęby.

- Magda. Jak miło cię widzieć - odparł z udawanym uśmiechem na twarzy.

Prychnęłam.

- Co ty tu robisz? Nie powinieneś przypadkiem siedzieć w pace? - zapytałam oschle.

- Przyjechałem pokibicować naszym. Jestem już wolny, słodziutka - uśmiechnął się drwiąco.

- Powinieneś tam zdechnąć, psie - warknęłam. - Raczej się tą wolnością nie nacieszysz. Kogo tym razem sobie upatrzyłeś?

- Jak śmiesz? Ty mała, bezczelna szmato!

- Coś jeszcze? - nagle przy Marianie znalazł się Pit, mierząc go wściekłym wzrokiem. - Przeproś ją, albo...

- Albo co?

- Albo dostaniesz w ten swój pedalski ryj - warknął Piotrek. Był od niego o wiele wyższy, co dawało mu przewagę.

- Pit daj spokój. Sama sobie poradzę.

- Nie sądzę - odepchnął mnie ręką. - Na co czekasz? Przepraszaj ją, nędzny psie!

- Chyba śnisz - prychnął Marian.

- Ach tak? - Piter zamierzył się na niego. Złapałam go za rękę.

- Daj spokój. Chodźmy - powiedziałam ciągnąc go w stronę chłopaków.

- Co to za jeden? Z chęcią bym mu przywalił.

- Nie ważne. Później ci powiem.

Piotrek tylko skinął głową.

Po zwiedzeniu już wszystkich miejsc, wróciliśmy do hotelu, aby się spakować. Jak zawsze w moim przypadku bywa, jakimś dziwnym trafem, ubrań staje się więcej niż tyle, co wzięłam ze sobą. Oczywiście walizka nie chciała się zamknąć, chociaż było w niej tyle samo, co przed wyjazdem. Przełożyłam do torby parę ciuchów, ale dalej nic. Poszłam do pokoju Bartka i weszłam bez pukania.

- Bartek, Barteczku, Bartusiu...

- Co jest?

- Walizka. Proszę, pomóż - jęknęłam.

- Jeezu. Jakie problemy - podniósł się z łóżka i poszedł do mojego pokoju, a ja za nim. - Właź na nią - rozkazał, a ja wykonałam polecenie i usadowiłam się na bagażu.

Po wielu próbach, suwak nadal nie był do końca zasunięty.

- Idę po chłopaków. Zaczekaj - polecił zmachany, po czym wyszedł z pokoju. Po chwili wrócił wraz z Zibim i Pitem.

Ja z Cichym usiedliśmy na walizce, a Zbyszek i Bartek siłowali się z zamkiem. W końcu udało nam się dopiąć swego.

- Boże dziewczyno, jakim sposobem ty to tutaj przywiozłaś? - zapytał Bartman.

- Nie wiem no. Ale dzięki.

- To jest to wynagrodzenie, za zwolnienie mnie z treningu - Zibi puścił do mnie oczko.

- Aha! Wiedziałem, że to było udawane! - odezwał się Pit i popatrzył na mnie z wyrzutem

Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.

- Gotowi? - w drzwiach znalazł się Igła.

- Gotowi! - odparliśmy chórem.

Bartek chwycił za moją walizkę, ja wzięłam swoją torbę i podreptaliśmy przed hotel. Upał dzisiaj był nie do zniesienia.

- Jeżeli coś się stało z klimatyzacją, to ja chyba wykituję! - oznajmił Igła.

Po przeliczeniu wszystkich, wsiedliśmy do autokaru. Oczywiście nie odbyło się bez przeszkód, bo Ruciak i Igła postanowili sobie zrobić wyścig, przez co wywaliłam się na schodach, zdzierając sobie kolano do krwi.

- Idioci! - krzyknęłam za nimi i z grymasem bólu na ustach, zajęłam wolne miejsce.

- Mogę się przysiąść? - po chwili przy mnie zjawił się Piter.

- Siadaj - poklepałam miejsce obok siebie.

Piotrek usiadł i przez chwilę patrzył się przed siebie. Ja wyjęłam słuchawki i założyłam je. Oparłam głowę o szybę i zamknęłam oczy, wsłuchując się w słowa piosenki. Kiedy właśnie miał zacząć się mój ulubiony moment, poczułam jak ktoś ściąga mi słuchawki z uszu.

- Ej! - krzyknęłam. - Właśnie słuchałam, jakbyś nie wiedział!

- Spokojnie - odparł Pit. - Chce tylko pogadać.

- To sobie moment znalazłeś...

- Powiedz mi, co to był za gościu ten pod London Eye?

- A po co ci to wiedzieć?

- Po prostu chcę. Żeby wiedzieć, jeżeli go spotkam jeszcze raz...

- No dobra - zgodziłam się. - Nie wiem czy wiesz, ale moja mama nie żyje...

- Wiem... Bartek nam mówił.

- No właśnie. Zginęła w wypadku i to przez tego gościa - zauważyłam, że głos zaczyna mi drżeć.

- Jak to? Powiesz mi, jak to się stało? No chyba, że nie chcesz o tym mówić.

- Nie, spoko, powiem. Moja mama była lekarzem i wtedy właśnie jechała karetką do pacjenta, który miał zawał... Była noc. Jechali na sygnale, bardzo szybko. W pewnym momencie z przeciwnej strony, pod prąd jechała ciężarówka. Kierowca karetki, a za razem najlepszy przyjaciel mojej mamy, nie zdążył zareagować i zderzyli się. Tą ciężarówkę prowadził właśnie Marian. Był pod wpływem alkoholu. On przeżył, ale moja mama oraz jej dwóch współpracowników nie miało tyle szczęścia. Trafił więc do więzienia. Nawet nie pamiętam na ile lat... - po policzku poleciała mi łza, którą szybko wytarłam. Spojrzałam na Pita, siedział i znowu wpatrywał się w przestrzeń z zaciśniętymi szczękami. - Kiedy odsiedział już swoje, wyszedł i nie zdążyło minąć nawet 3 miesięcy, znowu spowodował wypadek. Zginęła 15- letnia dziewczyna, a jej ojciec został ciężko ranny. Nigdy mu tego nie wybaczę, rozumiesz? Nawet nas nie przeprosił. Z jego gadzich ust nie wypłynęło nawet pieprzone: przepraszam! Nienawidzę go! Nienawidzę! - teraz rozpłakałam się na dobre.

- Już spokojnie - Piter przytulił mnie do siebie i zaczął gładzić po włosach.

- Dziękuję - wychrypiałam.

- Za co?

- Za wszystko. Nie zauważyłeś, że jesteś ze mną zawsze wtedy kiedy kogoś potrzebuję? A ja ci się tylko wyżalam - powiedziałam i spuściłam głowę. - Przepraszam.

- Nie ma za co przepraszać - uśmiechnął się. - Od czego są przyjaciele?

- Jesteś super - znowu się do niego przytuliłam. - Wiesz gdzie Bartek?

- Wygoniłem go do Igły. A co chcesz, żebym się z nim zamienił?

- Nie trzeba - oznajmiłam i znowu założyłam słuchawki.

Jednak po chwili Piter znowu mi je ściągnął.

- Co tym razem? - zapytałam.

- Chciałem ci tylko oznajmić, żebyś się niczym nie przejmowała i, że zawsze możesz mi wszystko powiedzieć - uśmiechnął się i poczochrał mi włosy.

- Spoko - ucięłam i znowu powróciłam do słuchania muzyki.

- Klima nie działa! - usłyszałam rozdzierający krzyk Igły. No i znowu ktoś mi przerywa!

- Wykrakałeś, debilu - tym razem był to Bartek

- Panie kierowco, niech pan coś zrobi!

- Nie da się. Wysiadło.

- Nieee. Daleko jeszcze?

- Jeszcze trochę musicie wytrzymać. Straszne korki.

- Bożee! Nie!

Zrezygnowałam ze słuchania muzyki. Po chwili mi też zrobił się strasznie gorąco. Przez całą drogę na lotnisko Igła bez przerwy jęczał. Wszyscy też nie byli zachwyceni brakiem klimy, ale ten to już przesadzał. Wydałam z siebie ciche: ''nareszcie'', kiedy zatrzymaliśmy autokar na parkingu. Wyskoczyłam z niego, jak poparzona i wbiegłam do chłodnego budynku. Bartek zapewne zajął się moi bagażem, więc podeszłam do kawiarni i zamówiłam sobie truskawkowego szejka. Usiadłam na krzesełkach i zadowolona popijałam napój.

- Sprytnie, młoda - usłyszałam nad sobą głos Zibiego.

Uśmiechnęłam się szeroko.

- Gdzie wytrzasnęłaś taką oto wspaniałą rzecz, jaką jest orzeźwiający szejk? - Igła popatrzył na mój kubek świecącymi oczyma.

Wskazałam palcem na kawiarnie, a libero pobiegł tam jak burza.

Po godzinie siedzieliśmy już w samolocie. Trochę miałam stracha, ale podróż przebiegła o wiele sprawniej niż poprzednia. Pogoda nam sprzyjała, więc obyło się bez większych problemów. Tym razem siedziałam pomiędzy Zibim, a Bartkiem. No w sumie to tylko obok Bartmana, bo Kurek prawie cały lot przesiedział w toalecie. W końcu mogłam odpłynął w świat muzyki, bo tym razem nikt mi nie przeszkadzał. No może oprócz sztucznie miłych stewardes, które starały mi się wcisnąć jakiegoś drinka, czy słodycz. W Polsce po przybyciu, już czekał na nas drugi autokar, którym ruszyliśmy w stronę Spały.

- Trochę szkoda, że wracamy wcześniej, ale już się zdążyłem stęsknić za tymi polskimi drogami - zaśmiał się Zibi.

Podróż pod COS upłynęła mi szybko, może dlatego, że całą przespałam. Potem już tylko krótka trasa samochodem i byłam pod swoim blokiem. Wciągnęłam walizkę po schodach i otworzyłam drzwi kluczem. Tata już spał, więc tylko przywitałam się z Maksem i po cichu weszłam do pokoju. Wysłałam Natalii sms-a: Jestem już w Polsce. Spotkamy się jutro?, po czym zablokowałam telefon. Przebrałam się w piżamy i położyłam do łóżka. Po 10 minutach odpłynęłam do krainy Morfeusza.

________________________________________________________________________________
No i jest piękne okrąglutkie 20 :)

Wybiera się ktoś może na mecz Resovii do Wawy 1 lutego? Bo ja owszem ^.^

16 komentarzy:

  1. Ej! też miałam jechać na ten mecz, tylko w sobotę skręciłam kostkę na meczu -,-
    ale cóż...

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział. Kochany Pit. Coś mi się wydaje, że Piotrek stanie się konkurencją dla Kurasia. Szkoda, że nie było dziś wzmianki o Dziku... Stęskniłam się za nim. :)
    Co do Twojego pytania, to niestety nie jadę. Mam za daleko.
    Zapraszam także do siebie :)

    Pozdrawiam, no_princess

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :P
      Ja to 2 godzinki jazdy i jestem na miejscu, więc trzeba korzystać, bo u mnie to rzadko gdzieś w pobliżu są :)
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  3. Ja też będę! Może się będziemy widzieć :)
    A co do rozdziału to jak zwykle świetny :) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i tak, ale na pewno się nie rozpoznamy ^.^
      Dziękuję i również pozdrawiam :*

      Usuń
  4. Zapraszam na kolejny rozdział ;)
    http://spala-adventures.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmm ciekawe czy Piotrek to tylko przyjaciel czy coś jeszcze się tam wydarzy? I że Bartek nie zazdrosny o niego? Nie on chce ze swoją dziewczyną pogadać, przytulić?
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie róbcie z przyjaźni od razu wielkiej miłości :)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  6. Polskie drogi zawsze spoko xD
    Ja też mam zawsze taki problem z walizką! Nagle przez odjazdem nie wiadomo w jaki sposób jest ich jakby więcej ^.^
    Świetny rozdział, czekam na następny :)
    Pozdrawiam :*
    Kaśka.

    OdpowiedzUsuń
  7. O której nowy rozdział? :)

    OdpowiedzUsuń
  8. JA się wybieram :> Świetny blog :)

    OdpowiedzUsuń