środa, 9 stycznia 2013

Rozdział 11.


Przez następne 5 dni codziennie przychodziłam na szkolenie. AA znalazł za mnie jakiś zastępstwo, więc nie musiałam przez ten czas pracować. Starałam się unikać Kubiaka, więc większych kłótni nie było.
6 dnia, czyli 25 lipca wypadały moje 20 urodziny. O 10.00 stawiłam się przed COS - em. Kiedy weszłam, zadziwiła mnie cisza, jaka w nim panowała. Nie to, że wcześniej był tam jakiś harmider, nie. Po prostu nie było żywego ducha. Nawet ochroniarz nie przebywał na swoim miejscu.

Przed wejściem na salę też nie było słychać normalnych odgłosów, butów na parkiecie oraz odbijania piłki. Weszłam i tak, jak się spodziewałam Sala świeciła pustkami. Gdzie są wszyscy? Czyżby dzisiaj był jakiś dzień wolny, o którym nic mi nie wiadomo?

Jednak przecież budynek był otwarty, a na sali świeciły się wszystkie lampy. Przeszłam na środek boiska, rozglądając się dookoła. W pewnym momencie wszystkie światła zgasły. Niby były okna, ale moje oczy nie zdążyły przyzwyczaić się do ciemności.

- Jest tu ktoś? - zapytałam lekko przestraszona.

Nikt mi nie odpowiedział. Powoli zaczynałam panikować. Jednak w pewnym momencie światła znowu rozbłysły, a moim oczom ukazał się tłum ludzi.

- Sto lat, sto lat, nich żyje, żyje nam... - zaczęli wyśpiewywać chórem.

Byli tam chyba wszyscy. Siatkarze, sztab, pracownicy, nawet ochroniarz się znalazł. Wmurowało mnie.
Kiedy skończyli na sale wjechał ogromny tort, prowadzony przez Bartka.

- Ale... skąd wiedzieliście? - wyjąkałam, nie mogąc powstrzymać wzruszenia.

- Ma się te swoje źródła - zaśmiał się Kurek. W jednej chwili znalazł się przy mnie i delikatnie mnie pocałował. - Wszystkiego najlepszego - szepnął.

Następnie zdmuchnęłam świeczki. Potem nadszedł czas na składanie życzeń, a ja się o mało nie poryczałam ze szczęścia. Jedynie Kubiak stał w rogu i nic nie mówił.

- Dziku, a ty co? - krzyknął Winiar. - Dawaj tu i życzenia składaj.

- Ale na prawdę, nie trzeba - powiedziałam.

- Jak wszyscy, to wszyscy - uparł się. - Dziku, biegiem!

Kubiak powoli podszedł do mnie.

- Wszystkiego najlepszego - powiedział oschle.

- Dzięki - odpowiedziałam tak samo.

- Magda, chodź tu! - usłyszałam krzyk Zibiego.

Pobiegłam w jego stronę.

- Tak?

- Poczekaj - powiedział i uśmiechnął się szeroko. Następnie stanął za mną i zakrył mi oczy dłońmi. - Już Bartek. Dawaj!

Po chwili zabrał ręce, a moim oczom ukazał się Kuraś z malutkim pieskiem na rękach.

- To dla ciebie - uśmiechnął się i wyciągnął go w moją stroną. Zaniemówiłam. Był to mops - zawsze o tym
piesku marzyłam.

- Ja... ja nie wiem co powiedzieć - wyjąkałam, biorąc pieska na ręce.

- Ma 6 miesięcy i wabi się Maks - powiedział.

- Jest cudowny, ale mogliście mi go dać po Igrzyskach. Przecież jutro wyjeżdżamy, a nie będę mogła go zabrać.

- Jakie ''mogliście''? Ten kundel jest wyłącznie od Siuraka - uśmiechnął się Zibi.

- Dziękuje - powiedziałam i pocałowałam Bartka. Po policzkach spłynęły mi łzy wzruszenia. - Kocham cię, wiesz? - szepnęłam.

- Ja ciebie też kocham - powiedział i również mnie pocałował.

- Ej, no bo ja chce już jeść! Koniec tych czułości - usłyszałam krzyk Igły. Wywróciłam oczami.

Po zjedzeniu tortu, pogadaliśmy jeszcze chwilę, ponieważ chłopcy z pełnymi brzuchami nie mogli trenować. Maksio położył się spać w kącie, nie przeszkadzały mu wrzaski. Po pół godzinie Bielecki kazał mi przyjść ćwiczyć. Po 3 godzinach intensywnych ćwiczeń, wróciłam na salę i zabrałam Maksia z kolan Winiara. Pożegnałam się i udałam się w drogę powrotną do domu. Dobrze, że dzisiaj tata pozwolił mi wziąć swoje auto, bo nie miałam ochoty tłoczyć się w autobusie, na dodatek z psem. Po drodze zajechałam do Puszka - sklepu zoologicznego, w którym kiedyś pracowałam, aby kupić smycz, miski, karmę oraz posłanie.
Kiedy wróciłam do domu, zrobiłam obiad, zjadłam go i rozsiadłam się w fotelu z książką. Po godzinie zadzwonił do mnie tata.

- Słucham? - powiedziałam, podnosząc komórkę do ucha.

- Madziu, mogłabyś wyjść przed blok?

- A po co? - zapytałam zdezorientowana.

- Zobaczysz.

Założyłam buty i wyszłam z mieszkania. Przed klatką stał szeroko uśmiechnięty Robert.

- O co chodzi? - zapytałam.

- Wszystkiego najlepszego - powiedział i wskazał palcem na zaparkowane przed blokiem, nowiusieńkie, czerwone BMW.

- To dla mnie? - zapytałam. Tata kiwnął twierdząco głową. - Dziękuje - wykrzyczałam i rzuciłam mu się na szyję.

- Masz już 20 lat i prawko - nie możesz ciągle jeździć rowerem, czy autobusem - uśmiechnął się.

- Na prawdę dziękuje - powiedziałam i pocałowałam go w policzek.

To były najlepsze urodziny w moim życiu.

________________________________________________________________________________
Obiecuję, że następny rozdział będzie dłuższy!
Komu dzisiaj kibicujecie? Bo ja JASTRZĘBIOM! :)

http://www.youtube.com/watch?v=yQU2IshOTTg
A ja nadal poszukuje tej piosenki, więc jak ktoś wie to bardzo będę wdzięczna, jeśli napisze w komentarzu :)
1:20 :)

6 komentarzy:

  1. Ooo mopsik <3 też mam takiego są przeurocze. Bartek jest taki kochany :D

    Ja kibicuję SKRZE :)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ile ja bym oddała za takie urodziny *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jatrzębski wygrał! Tak się cieszę. Fajne urodzinki :) I ten samochód od taty.. Marzenie.

    Pozdrawiam, no_princess

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Należało im się, grali znakomicie :) Chociaż pewnie jakby SKRA nie miała tych ubytków, to mogłaby wygrać, przynajmniej dobrze, że Winiarski grał :)
      Pozdrawiam.

      Usuń